Z góry przepraszam za być zbyt może emocjonalny wpis, ale po tym co zobaczyłem w meczu Falubaz – Unia Leszno nie mam już niestety wątpliwości, że polska ekstraliga niekoniecznie wartościami sportowymi stoi. I całe szczęście, że w Unii jest tylko jeden polski rajder firmujących swoim nazwiskiem pewien napój energetyczny…
Już starcie Falubaz – Sparta było postrzegane jako „mecz przyjaźni”, z ogromnym zresztą, jak się później okazało, udziałem walczącego o tytuł indywidualnego mistrza świata Macieja Janowskiego. Dziś przyjechała do Zielonej Góry Unia Leszno, w barwach której nagle niemoc dopadła kolejnego polskiego jeźdźca Red Bulla – Piotra Pawlickiego. Okazało się jednak, że wystarczy najsłabsze ogniwo odsunąć od jazdy i… można spokojnie wygrać mecz.
Kilka minut wcześniej zakończył się pojedynek w Grudziądzu, więc wiadomo było, że ewentualna przegrana zielonogórzan spuści ich na ostatnie miejsce w tabeli ligowej. Nie jest tajemnicą, że leszczynianom nie opłaca się spadek Falubazu, bo właściwie każdy mecz z drużyną spod znaku wesołej Myszki oznacza pełne trybuny w Lesznie, co oczywiście przekłada się na wymierne wpływy do klubowej kasy. Skoro jednak formalnie chodzi o sport, to kwestie pozasportowe nie powinny mieć tu znaczenia. Zawsze trzeba walczyć o zwycięstwo. Nie zawsze daje to pieniądze, ale zawsze daje to szacunek, którego kupić się nie da. Dzisiejszy świat nie promuje zbyt często takich postaw, ale wydaje mi się, że tzw. zwykły człowiek, taki jak ja, dostrzega różnicę pomiędzy walką o zwycięstwo a zwykłym oszustwem.
Żeby była jasność, ja się nie cieszę z tego, że Falubaz przegrał z Unią. Cieszę się z tego, że pomimo posiadania w składzie zawodnika, któremu nie zależało na zdobywaniu punktów, drużyna (!!!) gości odniosła zwycięstwo. Odniosła zwycięstwo dzięki walce Janusza Kołodzieja, Bartosza Smektały, Dominika Kubery, Jarosława Hampela i Emila Sajfutdinowa. I to są dla mnie ludzie, których z czystym sumieniem mogę nazwać sportowcami. Oglądanie ich w akcji, szczególnie Janusza Kołodzieja, jest czystą radością dla mnie, jako kibica żużla. Falubaz jest po prostu słaby i trzeba sobie to jasno powiedzieć. Jeśli ma się utrzymać, niech dokona tego własnymi siłami. Satysfakcja jest wówczas dużo większa, a i kibice są w stanie dużo więcej wybaczyć.
A Piotr Pawlicki i Maciej Janowski? Cóż, nie podważam ich umiejętności, bo są one zdecydowanie ponadprzeciętne. Uważam po prostu, że swoją postawą w meczach w Zielonej Górze pokazali, że nie zawsze zależy im na zwycięstwie. Mówiąc wprost, są dla mnie po prostu gwiazdami do wynajęcia. Ja rozumiem, że to jest bardzo drogi sport, że zawodnicy podpisują różne umowy sponsorskie i to jest zupełnie naturalne. Jako kibic żużla jeżdżę na różne obiekty i różnej rangi zawody, czasem wręcz amatorskie. I zawsze szanuję zawodników stających pod taśmą, bo sam ten fakt wymaga niebywałej odwagi. Jeśli jednak ktoś jedzie „do tyłu” i nie walczy o wygraną, to może być nawet mistrzem świata, ale szacunku mieć nie będzie. Jestem świadomy, że właściwie cały świat ma w d… to, co ja myślę. I co z tego? O tym kogo szanuję decyduję tylko ja. Takie jest moje prawo, takie jest prawo każdego kibica.