Jest w ekstralidze drużyna, która teoretycznie powinna walczyć o ligowy byt, a jednak dość spokojnie się utrzymała. Powinna sezon zakończyć w przyzwoitej kondycji finansowej, a zawodnicy nie dostają pieniędzy od połowy rundy zasadniczej. Mieści się w jednym z największych żużlowych miast, a od wielu lat głównym sponsorem jest miasto.
Na podstawie tego krótkiego wstępu nietrudno domyślić się, że chodzi o Polonię Bydgoszcz. Dziwny to klub z bardzo specyficznym sposobem prowadzenia. W ubiegłym roku celem był awans do ekstraligi i cel ten rzeczywiście osiągnięty, ale parcie musiało być okrutne, skoro postawiono na skład z Emilem Sajfutdinowem i Grzegorzem Walaskiem, czyli zawodnikami z bardzo wysokiej półki (wyższej na pewno niż pierwsza liga) sportowej, a przede wszystkim finansowej. Z tego też powodu koszt awansu był pewnie spory, bo reszta żużlowców też nie jeździła za darmo. Gdy osiągnięto wyznaczony cel okazało się, że były kapitan Falubazu nie pasuje do koncepcji, bo jest… za drogi. Argumentacja po prostu zwalała z nóg. Płacenie Grzesiowi za występy w niższej lidze było opłacalne, a w wyższej już nie. Cóż, nie moje pieniądze, więc nie będę specjalnie dociekał dlaczego w pierwszej lidze był skład na ekstraligę, a w ekstralidze na pierwszą ligę.
Zamiast G. Walaska powrócił Krzysztof Buczkowski, dodano Artioma Łagutę i stwierdzono, że to całkiem solidna drużyna z aspiracjami na walkę o play-offy. Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, myślałem sobie, że jakoś trzeba zagłuszyć te rewelacje transferowe. Tymczasem początek był wymarzony, bo zdecydowana wygrane u siebie z Falubazem (choć sędzia Jerzy Najwer dołożył tam swoje to i owo) oraz na wyjeździe w Gdańsku pokazały całkiem spory potencjał. Jaki był następny krok? Zwolniono menadżera Jerzego Kanclerza, bo nie pasował panu prezesowi. O ile na pierwszym ligowym pojedynku było 9 tys. ludzi, więc ilość całkiem przyzwoita, to potem na trybunach zasiadała już raptem połowa tej liczby i to nie zawsze ta większa. Nawet przyjazd Tomasza Golloba i święta wojna z „Krzyżakami” nie skusiły kibiców do liczniejszego odwiedzenia stadionu. Dlaczego? Nie wiem, ale skoro powstała fajna atmosfera (przynajmniej takie miałem wrażenie czytając doniesienia medialne), to czy naprawdę niechęć prezesa do menadżera była aż tak wielka, że musiała wyjść na pierwszy plan?
Mimo wszystko bardzo spokojnie Polonia utrzymała się w lidze, mając jeszcze na cztery kolejki przed zakończeniem rundy zasadniczej całkiem realne szanse na play-offy. Wynik sportowy, choć pewnie daleki od oczekiwań kibiców, bo chciałoby się, żeby drużyna walczyła o wyższe cele, obiektywnie patrząc jest całkiem dobry, biorąc pod uwagę skład i formę poszczególnych zawodników w poprzednich sezonach. Właściwie gdyby zamiast A. Łaguty zakontraktowano któregoś z solidnych pierwszoligowych Polaków (do głowy przychodzą mi np. Robert Miśkowiak, Norbert Kościuch czy Dawid Stachyra), to kilka punktów więcej można byłoby zdobyć. Nie ma co gdybać. Dla mnie to było zestawienie na walkę o utrzymanie, a tymczasem okazało się, że pozwoliło spokojnie w ekstralidze pozostać. Do duży plus.
Nie od dziś wiadomo, że głównym sponsorem Polonii jest miasto Bydgoszcz, a co za tym idzie klub jest uzależniony od widzimisię lokalnych polityków. Trudno, żeby wiecznie kierowane były tam jakieś ogromne sumy, skoro frekwencja na trybunach jest mocno zadowalająca. Kiedy słychać o kwotach przeznaczanych na speedway nad Brdą, to czasem można popukać się w czoło. Jak można się domyślić, przy niższych niż zakładano wpływach z biletów, prędzej czy później musiało zabraknąć pieniędzy. Okazało się, że zabrakło ich dość wcześnie, bo już w połowie sezonu, chociaż skład jest przecież wersją mocno oszczędnościową. Ciekawe czy właśnie zmiana menadżera nie wpłynęła jakoś na spadek przychodów? O tym na pewno lepie wiedzą miejscowi kibice.
To był dość długi wstęp. Dłuższy niż rozwinięcie. Zastanawia mnie jedno: skoro klub ma dziurę budżetową przy składzie raczej niezbyt wymagającym finansowo, to dlaczego prezes zgłosił poprawkę do przyszłorocznego regulaminu, żeby limit zarobków żużlowców podnieść z 3 mln do 4,5 mln zł? Kupy się to nie trzyma. A w ogóle po co wywalono tyle pieniędzy na awans? Żeby być średniakiem w ekstralidze? To też jest nielogiczne. Może naoglądałem się zbyt dużo seriali, ale wydaje mi się, że gdzieś tu jest jakieś drugie dno. Jeżeli chce się mieć pewność obecności w ekstralidze, a potem wprowadza się oszczędności, to może bardzie chodziło o to, żeby ci zawodnicy nie odeszli, bo łatwiej jest kontrakt przedłużyć niż powtórnie zawodnika sprowadzić, nawet średniaka. Być może wykoncypowano sobie, że przy tak słabych składach Gdańska, Częstochowy i Wrocławia uda się utrzymać „tym co jest”. Jeżeli prezes chce podwyższyć limit wydatków, to chyba wie o czymś, czego jeszcze ogłosić powszechnie nie może. Pewnie dorabiam sobie ideologię do pewnego zbiegu okoliczności, ale coś mi się widzi, że przygotowywane jest w Bydgoszczy miejsce pod powrót Tomasza Golloba. Dlaczego tak uważam? Bo „Chudemu” kończy się kontrakt w Gorzowie, bo jego KSM będzie niski jak nigdy przedtem, bo sam zawodnik poparł podczas wyborów obecnego prezydenta Bydgoszczy, a na jednym z forów wyczytałem w trakcie kampanii wyborczej zdanie o ustnej obietnicy sprowadzenia najwybitniejszego wychowanka Polonii na stare śmieci. Co prawda kolejne wybory samorządowe są dopiero w roku 2014, ale trzeba szukać jakichś argumentów już wcześniej.
O tym, że T. Gollob pożegna się ze swoim dotychczasowym pracodawcą słychać tu i ówdzie. Polonia nie jest wymieniana w gronie potencjalnie zainteresowanych klubów. Wyżej stawiane są oferty chociażby z Tarnowa. Może coś jest na rzeczy. Ja moje przemyślenia już wcześniej spisywałem, w momencie rezygnacji Władysława Komarnickiego z funkcji prezesa Stali Gorzów. Na jakieś szczegóły trzeba poczekać jeszcze przynajmniej półtora miesiąca.
Polonia jest jednym z klubów, w który z uporem maniaka ładowane są samorządowe pieniądze bez jakichkolwiek efektów. Co więcej, na trybunach pojawia się coraz mniej kibiców, co poza Zieloną Górą i Gorzowem jest ogólną tendencją. Coraz bardziej zasadne wydaje się pytanie: po co te drużyny są w ogóle utrzymywane, skoro z roku na rok generują straty? Dla tradycji? Formalnie bydgoski klub (ten z tradycjami) zbankrutował i pamięta się tylko o jego historii, która bardzo fajnie wygląda w statystykach, tylko do długów nikt nie chce się przyznawać. Nowy twór ma jakieś dziewięć czy dziesięć lat, więc historia raczej nieszczególna, a osiągnięcia drużynowe też jakby nie powalają. Może przyczyną słabej frekwencji jest przestarzały stadion? Rzeczywiście sam obiekt nie ułatwia oglądania, chociaż owal jest wręcz stworzony do walki. A le przecież na tymże stadionie jeszcze w 2010 roku odbywał się turniej Grand Prix.
Ciężko dojść do jakichś sensownych wniosków. Najpierw wywala się pieniądze, potem się oszczędza, ale i ta są długi. Drużyna jest za mocna na I ligę, ale za słaba na walkę o medale. Pieniędzy brakuje, ale dla prezesa 3 mln na wypłaty dla zawodników, to za mało. Stadion gości najważniejsze imprezy światowe, ale kibice nie chcą na obiekt przychodzić. O co w tym wszystkim chodzi?