Falubaz – podsumowanie sezonu 2020

W podsumowaniach zakończonego sezonu dotyczących Falubazu dominuje pogląd, że zielonogórska drużyna ugrała dużo więcej niż można było od niej oczekiwać. I trudno się z tą opinią nie zgodzić, bo przecież Falubaz awansował do fazy play-of, zostawiając w pokonanym polu mające dużo więcej papierowych argumentów Motor Lublin oraz Włókniarz Częstochowa. Czy zatem drużyna z Winnego Grodu „oszukała” tę ligę? A może kibice mają prawo mieć lekki niedosyt?

Na temat zawsze można spojrzeć z kilku punktów widzenia. Falubaz miał w składzie trzech uczestników cyklu Grand Prix. Gwiazdami tej ekipy mieli być Patryk Dudek oraz Martin Vaculik, a bardzo doświadczeni seniorzy w osobach Piotra Protasiewicza, Michaela Jepsena Jensena oraz Antonio Lindbaecka a założeniu potencjalnie mogli powalczyć z każdym rywalem. Do tego trójka 21-letnich juniorów z ekstraligowym obyciem. Jak to wygląda? To zależy od tego czy będziemy porównywać z rywalami czy nie. Ogólnie można powiedzieć, że w każdym aspekcie budowania składu działacze Falubazu postawili na doświadczenie, czyli już w samym założeniu szaleństwa nie było.

Podpisując kontrakty nikt nie podejrzewał, że tegoroczny sezon będzie tak inny niż wszystkie dotychczasowe. Niektóre wyniki były naprawdę nieprzewidywalne – na początek spokojny triumf w Rybniku, a potem klęska na własnym torze z Włókniarzem. Od trzeciej kolejki Falubaz rozpoczął świetną serię, odnsząc sześć zwycięstw, jeden mecz remisując i jeden przegrając – w Lesznie, ale zaledwie czterema punktami. I nagle nie wiadomo dlaczego przyszedł strasznie dziwny mecz na własnym torze ze Spartą, kiedy to gospodarze nie wiadomo dlaczego zapomnieli jak jeździ się przy W69 i tylko dzięki lepszej końcówce wywalczyli przegraną w jakichś przyzwoitych rozmiarach. Potem nastąpił dramat w Gorzowie, gdy nie udało się obronić 10-punktowej zaliczki z pierwszego spotkania, co sprawiło, że na własne życzenie zielonogórzanie wpadli w spore kłopoty. Następnie niewytłumaczalnie wysokie zwycięstwo u siebie z Unią Leszno i bardzo słaby występ w Lublinie, gdzie jednak Patryk Dudek wygrywając ostatni bieg dał swojej drużynie awans do walki o medale. Jednym zdaniem – tegoroczna runda zasadnicza w wykonaniu Falubazu, to komediodramat ze szczęśliwym zakończeniem.

Ciężko odnaleźć jakąś logikę w występach żółto-biało-zielonych w tym okresie. Jeśli spojrzymy na liczbę przegranych spotkań, to Falubaz znalazł się wśród trzech najtrudniejszych do pokonania ekip. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę bonusy, to niestety zielonogórzanie zdobyli je tylko od dwóch najsłabszych drużynach (żadna sztuka, bo rywalom też się to udało) oraz… na Unii Leszno. Myślę, że dla zielonogórzan trzema najważniejszymi wydarzeniami części zasadniczej były:

7 sierpnia – wypadek Piotra Protasiewicza w Częstochowie, gdy kapitan Falubaz po faulu Rune Holty mocno uderzył głową o tor i ogólnie się potłukł, na pewno odczuwając skutki przez długi czas, zwłaszcza że nieprzyjemny upadek zaliczył także miesiąc później;
23 sierpnia – dziwna (dla mnie niewytłumaczalna) porażka na własnym torze ze Spartą Wrocław, której skutkiem było późniejsze „wzmocnienie” gościem z Apatora Toruń i rozpoczęcie procesu demontowania drużyny;
11 września – wypadek Patryka Dudka podczas turnieju Speedway Grand Prix w Toruniu – to zdarzenie de facto zakończyło marzenia Duzersa o medalu, a nawet możliwość walki o czołową szóstkę cyklu i nie da się ukryć, że choć wygrał najważniejszy ligowy wyścig w Lublinie dwa dni później i solidnie pojechał w meczach fazy play-off na własnym torze, to mentalnie dla niego ten sezon już się właściwie zakończył.

Czy jednak wystarczy powiedzieć „mieliśmy pecha” i cieszyć się z czwartego miejsca? Przeczytałem wywiad z Piotrem Protasiewiczem (sportowefakty.wp.pl/zuzel/904726/zuzel-piotr-protasiewicz-o-sezonie-2020-upadkach-torach-i-trudnej-przyszlosci-kt). Pan Piotr mówi tam, m.in.:

„Nie jestem z tych, którzy lubią głośno płakać w mediach, ale teraz pewne rzeczy wyjaśnię. Od kilku tygodni jeździłem na zastrzykach przeciwbólowych. Trochę się zbierałem zdrowotnie po kilku upadkach. W pierwszym meczu fazy play-off tak naprawdę nie powinienem jechać, ale nie za bardzo miał kto mnie zastąpić. Tylko ludzie z najbliższego otoczenia i klub wiedzieli, ile kosztowało mnie to poświęcenia. Do tego doszły później trudne warunki torowe, które na pewno nie ułatwiały mi jazdy na motocyklu.”

Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie ta wypowiedź i nie chodzi o samopoczucie po wypadkach, bo to jest sprawa oczywista dla przeciętnego człowieka. Nie zastanawiałem się wcześniej nad tą kwestią, ale po przeczytaniu zacytowanego fragmentu dotarło do mnie, że koncepcja budowy składu była bardzo ryzykowna – zaledwie dwóch polskich seniorów, czyli taka nie wprost gwarancja miejsca w składzie dla nich. Gdy okazało się, że obaj są poobijani (delikatnie mówiąc), to niby nie bardzo było ich kim zastąpić. Tzn. było kim zastąpić, ale nikt nie zdecydował się na takie posunięcie. Wiem, że trudno porównywać młodzieżowca do pana Piotra, ale jeśli naprawdę nie powinien był jechać w meczu półfinałowym z Unią Leszno, to należało dać szansę Damianowi Pawliczakowi. I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że Falubaz wyciągnął z tego sezonu więcej niż mógł wyciągnąć, ale nie za darmo. Mam wrażenie, że cena jaką przyjdzie zielonogórzanom zapłacić może być dużo wyższa niż zyski z czwartego miejsca.

Co jest tą ceną? Brak drużyny na kolejny sezon. Juniorzy nie otrzymali tyle szans ile otrzymać mogli, choć ich wyniki były zupełnie przyzwoite, a na pewno dużo lepsze niż można było oczekiwać. Nie dano szansy utalentowanemu Janowi Kvechowi, a zamiast niego ściągano gości w osobach Wiktora Kułakowa i Rohana Tungate’a, wskutek czego Czech po roku dalej nie zna polskich torów. Na dodatek pierwszy z gości okazał się katastrofą i po żenującym występie w Gorzowie wszyscy o nim zapomnieli. Drugi szału nie zrobił i skończył jazdę z średnią na poziomie młodzieżowców. Nie rozumiem tej wiary w doświadczenie. Wiary która często niczego nie gwarantuje, a jeszcze częściej niczego nie daje, ale za to zazwyczaj kosztuje. Drugą rzeczą, której nie rozumiem jest kwestia przygotowania toru w końcowej części sezonu. Rozumiem, że można próbować zaskoczyć rywali przyczepnym torem, ale najpierw trzeba samemu umieć na takim torze jeździć i być zdrowotnie i kondycyjnie do niego przygotowanym. Tymczasem polscy seniorzy byli poobijani, a generalnie słabo spisujący się Antonio Lindaeck, który akurat na takich nawierzchniach mógłby się sprawdzić, był odsuwany od składu. Można sobie oczywiście gdybać, niemniej jednak zastanawiam się nad tym, kto w tym klubie podejmuje decyzje dotyczące zatrudniania zawodników i składu na poszczególne mecze. W Falubazie prezes nie biegał po parkingu, zresztą chyba nawet ci wierniejsi kibice mają problem z powiedzeniem kto aktualnie jest prezesem, nie mówiąc już o rozpoznaniu tego człowieka.

Tak więc po dobrym czwartym miejscu można przygotowywać się do sezonu. Tylko, że.. No właśnie.
1. Nie ma młodzieżowców, bo cała ekstraligowa trójka skończyła w tym roku 21 lat, a ci którzy mają ich zastąpić najpierw muszą oswoić się z presją i narzekaniami niewspółmiernymi do pomocy jaką otrzymają. Chyba, że klub znów ściągnie kogoś z zewnątrz i kompletnie odbierze swoim wychowankom ochotę do jakiegokolwiek rozwoju.
2. Podobno odchodzi lider drużyny, czyli Martin Vaculik, a ewentualny zastępca tańszy pewnie nie będzie.
3. Żaden z zakontraktowanych młodych zawodników zagranicznych nie poznał ekstraligowych torów i nie sprawdził się na serio w tej rywalizacji, więc nawet nie wiadomo czy warto w nich inwestować, a kontrakty mają nadal podpisane. Taka postawa działaczy Falubazu irytuje, bo powtarza się już któryś raz i nie wyciąga się z tego żadnych wniosków.
4. Zespół znów będzie oparty na coraz starszym Piotrze Protasiewiczu.
5. Jednym z właścicieli klubu jest miasto, które w zaistniałych okolicznościach raczej do inwestowania palić się nie będzie.

Tak, że tego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *