Koniec sezonu – dla niektórych koniec kariery

Po zakończeniu tegorocznego sezonu pojawia się coraz więcej informacji o zawodnikach kończących karierę. W wielu przypadkach takich posunięć należało się spodziewać i ten pandemiczny rok zapewne albo przyspieszył albo umocnił tych chłopaków w ich decyzjach.

Kiedy przemyśli się sprawę, to trudno dziwić się żużlowcom nie mającym pewnego miejsca w składzie drużyny i nie mogącym przewidzieć decyzji menadżerów i działaczy dotyczących tego czy miejsce dla nich się znajdzie Zresztą samo miejsce w składzie udziału w programowych wyścigach nie daje, a co za tym idzie – nie wiadomo na jaki zarobek można liczyć. Tak niestety jest, że przy aktualnych kosztach uprawiania tego sportu oraz ryzyku jakie ze sobą niesie na jego uprawianie mogą sobie pozwolić ludzie mający albo pewny dochód z żużla (pewne miejsca w składach, sponsorzy) albo utrzymujący się z innych źródeł, a speedway traktujący jako pasję.

Skoszarowanie żużlowców na terenie Polski spowodowało konieczność czasowego rozstania z rodzinami, przyjaciółmi i ogólnie z miejscami, w których normalnie żyją. Jeśli te wyrzeczenia nie zostały „wynagrodzone” odpowiednim wynagrodzeniem, to motywacja do zarobkowego uprawiania żużla jest w zasadzie żadna. Dla ludzi, którym jazda do tej pory pozwalała się utrzymywać, czyli łączyli pasję z pracą, taki zdecydowanie gorszy rok pokazał, że muszą intensywniej myśleć o przyszłości z zakończeniem kariery włącznie. Jak to w jednej z rozmów powiedział Antonio Lindbaeck – z sześciu punktów nie da się utrzymać. A gdy do tego działacze zaczynają na siłę korzystać z „gości”, to zarobku nie ma wcale. Szwedowi nie szło za dobrze i to nie tylko w tym roku, więc decyzji o zakończeniu kariery nie należy się dziwić.

Wcześniej zrezygnował Mikkel Bech i w przypadku Duńczyka naprawdę szkoda, bo potencjał jako junior miał ogromny. Karierę kończy drugi raz, bo już kiedyś zjeżdżał z toru, ale po jakimś czasie wrócił do ścigania. Teraz szanse na powrót są raczej marne, bo jest kilka lat starszy, więc stały dochód związany z pracą zawodową jest bardziej potrzebny. Poza tym sytuacja w żużlu jest taka, że same umiejętności bez zaplecza sprzętowego i sponsorskiego niewiele pomogą. Niewiele pomogą też, gdy nie ma się odpowiednich układów pozwalających na zagwarantowanie miejsca w składzie i stały dochód z jazdy. Tak to niestety wygląda.

Karierę kończy także Rafał Okoniewski, choć jego przypadek jest zupełnie inny, bo on zdecydowanie „załapał się” na kolosalne pieniądze, które kiedyś w polskim żużlu mogli zarobić żużlowcy nie będący materiałami na mistrzów świata, a nawet nie mający szans na jazdę w cyklu SGP. Kiedy jeszcze funkcjonowała lista transferowa (kluby posiadały prawo do kart zawodników), Rafała Okoniewski był jednym z dwóch najdroższych żużlowców na świecie (drugim był Tomasz Bajerski), bo za samo ich wykupienie nowy pracodawca musiał zapłacić 600 tys. zł. Dziś może nie suma nie poraża, ale warto przypomnieć, że było to ponad 20 lat temu. Miałem okazję Rafała oglądać w barwach zielonogórskiego klubu i według mnie był to najbardziej przepłacony żużlowiec w ciągu ostatnich 25 lat. Szczerze mówiąc nigdy nie potrafiłem zrozumieć fenomenu jego wysokich kontraktów. Dla mnie kariera sportowa Rafała skończyła się w momencie odejścia za wirtualnymi pieniędzmi z Leszna do Zielonej Góry. Od kilku lat widać było, że nie ma już żadnego błysku w jego jeździe, a ostatnio była to wręcz męczarnia.

Żużlowcem, którego najbardziej mi szkoda jest Marcel Kajzer. Dlaczego? W trakcie ubiegłorocznych wojaży mogłem go zobaczyć w Żarnowicy (Zlata Prilba SNP) oraz w austriackim Mureck, gdzie zresztą na murawie przed ceremonią wręczenia nagród zamieniłem z nim kilka zdań. Do Mureck przyjechał ze słoweńskiego Krsko razem z Markiem Lutowiczem (dla Marka zawody w Austrii były chyba ostatnimi w jego karierze). Jeśli chodzi o Marcela, to dla mnie jest to jeden z ostatnich pasjonatów żużla w naszym kraju, czyli ludzi ścigających się przede wszystkim dla przyjemności. Ale żyć z czegoś trzeba. Szkoda. Niemniej tą krótką pogawędkę będę pamiętać i Marcelowi powodzenia.

Zobaczymy jak potoczą się losy czarnego sportu w przyszłym roku, który może okazać się dużo trudniejszy. Póki co jak na tak niszową i drogą dyscyplinę speedway trzyma się stosunkowo nieźle. W USA po raz pierwszy od wielu lat uzbierano całą szesnastkę w zawodach o juniorskie mistrzostwo tego kraju. Wciąż sporo żużlowców jest w Anglii, Danii, Szwecji, Rosji. Radzą sobie Niemcy, dają radę Czesi, ligę mają Francuzi. Do tego oczywiście Australia. Paradoksalnie Polska jest krajem, w którym żużel może mieć ogromne problemy, bo my nie jesteśmy przyzwyczajeni do tej dyscypliny bez ogromnych pieniędzy. W każdym razie wszystkim zawodnikom, którzy ścigali się na torze i z różnych powodów podjęli decyzję o zakończeniu kariery dziękuję za to, że dali mi radość oglądania ich w akcji i życzę powodzenia w życiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *