Końcówka tegorocznej rundy zasadniczej jest świetnym dowodem na to, że w polskim żużlu system play-off jest rozwiązaniem głupim. Co prawda końcówka jest bardzo interesująca i przejrzysta (nie trzeba znać tabeli i wszystkich związanych z nią zależności), ale to co dzieje się w ciągu kilku poprzedzających ją tygodni, potrafi zniechęcić nawet najzagorzalszych pasjonatów tego sportu. Taki jest efekt kombinacji, które mają przede wszystkim zaszkodzić drużynom… zbyt dobrym i nie wiadomo dlaczego pomagać przeciętniakom. Jak wyglądają trybuny, a co za tym idzie, także w klubowe kasy?
Ręka do góry, kto spodziewał się, że Falubaz będzie walczył w Tarnowie? Goście nawet nie starali się specjalnie zaszkodzić rywalom, bo po co? Co dało by im zwycięstwo? Przecież starcie z „Jaskółkami” w półfinale, to marketingowy i samozachowawczy strzał w kolano. Nie spodziewałem się, że zielonogórzanie polegną aż tak wysoko, ale patrząc na chłodno, skoro mecz i tak się przegrywa, to można także z tego wyciągnąć jakieś korzyści. Po pierwsze: pozbijamy trochę za wysoki KSM. Po drugie: pozostawimy po sobie wrażenie, że jesteśmy słabi, niech się Gorzów cieszy, póki może. Po trzecie: potrenujemy na spokojnie w Tarnowie, może się przydać na finał. Po czwarte: niech się martwią tarnowianie, bo oni muszą przecież zapłacić swoim zawodnikom za 67 punktów.
Pewnie jeszcze trochę argumentów można pozbierać. Co to ma wspólnego ze sportem trudno powiedzieć. W tym przypadku jeszcze sprawa jest w miarę czysta, bo właściwie nikt nie cierpi na mało ambitnym podejściu zielonogórzan do tematu. Gorzej wygląda to w przypadku Polonii Bydgoszcz i Włókniarza Częstochowa. Na torze obie drużyny podzieliły się punktami, co dało gościom dwa cenne oczka, jako że zdobyli bonus. Teraz „wystarczy”, że „Lwy” pokonają u siebie Unię Leszno różnicą co najmniej dziewięciu punktów i dość nieoczekiwanie zajmą ósme miejsce. Bezpośredni rywal częstochowian czyli Betard Sparta Wrocław podejmuje u siebie lidera z Tarnowa i nawet jeśli wygra, to raczej minimalnie. „Jaskółki” mają zaliczkę 32 punktów, co daje im pewny punkt bonusowy. Niby wszystko fajnie. Niby… Na konferencji prasowej po meczu krajowy lider bydgoszczan Tomasz Gapiński powiedział, że klub nie zapłacił mu za osiem spotkań, co mogło mieć wpływ na wynik meczu. Co to znaczy: „może dlatego mecz zakończył się takim wynikiem”? Czy zawodnicy Polonii chcieli zrobić na złość swojemu prezesowi? A może nie zachowywać się jak pies ogrodnika i skoro sami się już utrzymali, pozwolić na utrzymanie innym? Myślę, że wypowiedzią „Gapy” na serio powinna się zająć jakaś komisja, bo jest tu sugestia, że bydgoszczanom nie zależało na zwycięstwie (delikatnie rzecz ujmując). Tak nawiasem mówiąc, to cały system przyznawania licencji jest niewiele wart. Kluby i tak mają zgodę na jazdę, choć regulują zaległości kilka miesięcy po terminie. Może by tak sprawdzać kwestie finansowe na bieżąco?
Zostanę jeszcze chwilę przy Włókniarzu. W sobotę fatalny wypadek w Gorzowie mieli częstochowscy juniorzy i cud prawdziwy, że skończyło się „tylko” na wstrząśnieniu mózgu i potłuczeniach. W niedzielę kolejny mecz, więc trzeba „odkopać” dwóch juniorów. Jeden jest gotowy jazdy, a drugi odmówił występu tłumacząc się brakiem sprzętu, choć wiadomo, że chodzi o wcześniejszy brak porozumienia między klubem i zawodnikiem. W czerwcu pojawiła się informacja, że Marcin Bubel nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu wobec chęci odejścia z klubu. Okazało się, że takie postawienie sprawy może się na klubie zemścić w ważnym momencie. W zestawieniu pojawił się więc Artur Czaja i tu jest pewna wątpliwość. Przecież zawodnik musi mieć zgodę lekarza po sobotnim wypadku i jakiś lekarz musiał mu tę zgodę wydać. Wiem, że młody „Lew” nie pojechał ani razu, ale jednak formalnie pojechać mógł, bo został do składu zgłoszony i potwierdzony przez sędziego.
Kolejny przykład. Wybrzeże walczące (oczywiście teoretycznie) o zachowanie szans na utrzymanie wystawia zawodnika, który nie powinien w tym meczu pojechać czyli Thomasa H. Jonassona. Nie powinien, bo przed tygodniem uczestniczył w groźnym wypadku i nie był w pełni sił. Ostatecznie pojechał, bo chciał pomóc swojej drużynie. Pomógł – zdobył aż 10 punktów w czterech startach, a w biegach nominowanych nie był w stanie już się pojawić. Jak poinformował Stanisław Chomski, zawodnik pogłębił swoją kontuzję – pękł mu mięsień przywodziciela. Sam szkoleniowiec dodał, że żużlowiec powinien przez miesiąc pauzować, pauzował tydzień. Kto mu pozwolił na start? Już po meczu Thomas powiedział do kamery, że po pierwszym biegu żałował, że wsiadł na motor. Zawodnik jest młody, ambitny, ale przecież są ludzie, którzy powinni wybić mu to z głowy. Nie wybili. Chłopak teraz cierpi i znów ma przerwę w startach, a Wybrzeże i tak przegrało. Może się okazać, że Szweda zabraknie w dużo ważniejszych pojedynkach. Gdzie był trener, gdzie był lekarz, gdzie był prezes? Można mówić o harcie ducha, wychwalać za ambicję, ale trzeba pamiętać, że swoją ambicją Thomas mógł doprowadzić do tragedii na torze, gdyby w trakcie biegu, gdzieś w walce nagle zabrakło mu sił. Tym bardziej, że, jak sam mówił po meczu, nie mógł się odwracać. Gdzieś jest granica zdrowego rozsądku dla zawodników, ale przede wszystkim dla osób pracujących w klubie.
Według mnie dużo lepsza była formuła rozgrywek, która działa kilka dobrych lat temu. Po rundzie zasadniczej następował podział na dwie grupy po cztery drużyn i w tych grupach mecze systemem „każdy z każdym” z zachowaniem punktów z rundy zasadniczej. Wtedy było osiem klubów w ekstralidze i patrząc na poziom tegorocznej ligi wydaje się, że osiem jest ilością optymalną. Play-off jest wymysłem amerykańskim. Podnosi emocje w końcówce, to prawda, ale czy jest sprawiedliwy? Można uznać, że tak skoro wszyscy zgadzają się w nim uczestniczyć. Stosując go w żużle może dojść jednak w do paradoksu. Wygrywając dwa mecze w sezonie można utrzymać się w lidze, a przegrywając dwa, można nie zdobyć medalu, bo tak naprawdę ten system sprawdza się, gdy uczestniczących w nim drużyn jest więcej. Na razie mamy to co mamy i wcale się nie zdziwię, jeśli któraś z dwóch prowadzących w tabeli drużyn nie znajdzie się w finale. Stara formuła była sprawiedliwsza, ale akurat wtedy pojawiła się jedna drużyn, która zapewniła sobie mistrzostwo dużo wcześniej, więc dokonano zmiany. Jak to w Polsce bywa, myślimy po zamiast przed. Problem w tym, że każde działanie ma swoje „po”.