Powrót wielkich Amerykanów

Ruszyła szwedzka Elitserien. Oglądałem w telewizji mecz Piraterna – Dackarna. Pierwsza kolejka w większości potwierdziła to wszystko co mogliśmy do tej pory oglądać w naszej ekstralidze. Skuteczni w Polsce są skuteczni w Szwecji, a przeciętni w Polsce są przeciętni także w Szwecji.

Tym co najbardziej rzuca się ostatnio w oczy są jakieś problemy Grega Hancocka. Amerykanin w trzech kolejnych imprezach zanotował aż trzy defekty i jeden upadek. A przecież sezon rozpoczął w wyśmienitym stylu. Nie wiem czy to są kwestie sprzętowe czy może zwyczajny pech, Faktem jest jednak, że jego ostatnie zdobycze dość mocno odbiegają od oczekiwań, bo choć sezon rozpoczął się stosunkowo niedawno, to zdążył nas przyzwyczaić już do wygrywania większości wyścigów.

W sobotę drużyna USA startuje w eliminacjach Drużynowego Pucharu Świata w Lubljanie. I w tym nie ma nic dziwnego. Zaskoczeniem jest natomiast  ich skład – najsilniejsze zestawienie, na jakie obecnie stać „Jankesów”, bo oprócz aktualnego mistrza świata po raz pierwszy od kilku lat w oficjalnych międzynarodowych zawodach ma wystąpić Billy Hamill.  Nie ukrywam, że bardzo chciałbym jeszcze raz zobaczyć Billy’ego na torze, bo to jeden z najlepszych zawodników jakich miałem okazję oglądać. Pamiętam jego niesamowite ataki, zarówno po zewnętrznej jak i przy krawężniku, wspaniałą sylwetkę na motocyklu, a przede wszystkim rewelacyjną jazdę parą. To była poezja żużla, gdy prowadzący żużlowiec potrafił na łuku jednym spojrzeniem w prawo poszukać swojego kolegę z drużyny, a potem holować go aż do mety.

Jeśli Amerykanie awansują do bydgoskiego półfinału DPŚ, to moim marzeniem byłaby obecność na tym turnieju właśnie dla tego jednego człowieka. Myślę, że nie jestem jedynym, który byłby skłonny przejechać wiele kilometrów, aby jeszcze raz móc zobaczyć w akcji niesamowitego Amerykanina. Jego wynik nie byłby ważny, bo przecież od kilku lat nie ściga się z najlepszymi. Ważna byłaby sama obecność. Billy wiele zrobił dla zielonogórskiego klubu, choć nie wszyscy potrafią docenić jego zasługi. Zamiast podziękowania został przez ówczesnego prezesa Roberta Smolenia uznany winnym wszystkich niepowodzeń. Ten pożal się Boże prezes rozpętał całą kampanię przeciw Amerykaninowi, bo przecież gdy do sportu zabiera się mający swoje prywatne cele polityk, a wynik nie jest zadowalający, to ktoś musi być winny. Padło na Hamilla. Nigdy Smoleniowi tego nie zapomnę.

Niezależnie, co o Billy Hamillu sądzą inni kibice, dla mnie zawsze będzie wielki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *