Fotorelacja z meczu Kolejarz Rawicz – Kolejarz Opole

Przed sezonem myślałem sobie, że fajnie byłoby zobaczyć jakieś spotkanie drugoligowe, więc korzystając z okazji (i uprzejmości kolegi Waldka), że Kolejarz Rawicz jechał u siebie mecz w terminie niekolidującym ze spotkaniem Falubazu, odwiedziłem miejscowy stadion. Wyjazdu absolutnie nie żałuję, bo przyznam szczerze, że brakuje mi takich imprez o stawkę, ale bez całej tej hałaśliwej otoczki z dopingiem zorganizowanym.

Jednym z powodów przyjazdu do Rawicza była chęć zobaczenia jak żużlowcy gości, czyli Kolejarza Opole, podejdą do tego spotkania. Przypomnę tylko, że przed meczem prezes opolskiego klubu wobec niezadowalających wyników (czyli przegranej w Krakowie) obniżył o 20% pensje żużlowców, a pojedynek w Rawiczu miał być ostatnią szansą dla zawodników na pozostanie w składzie i uniknięcie tej kary. I co? Nie zauważyłem w ich postawie jakiegoś wyjątkowego zaangażowania. Zdecydowanej większości zawodników gości nie można oczywiście odmówić chęci, bo na pewno starali się wypaść jak najlepiej, ale czy prezesowskie ultimatum w jakikolwiek sposób ich zmotywowało? Nie sądzę. Zresztą obserwując mecz miałem wrażenie, że jeden z problemów gości leży w zupełnie innym miejscu. Według mnie ci żużlowcy, będący przecież tak naprawdę armią zaciężną, potrzebują menadżera z prawdziwego zdarzenia, bo z tego co zauważyłem z trybun, pan Andrzej Maroszek nie potrafi ich zachęcić do większego zaangażowania. Moja opinia jest może krzywdząca, ale postaram się ją uzasadnić w kilku punktach.

  1. Po VI biegach gospodarze prowadzili już dziesięcioma punktami, a w kolejnym biegu miała jechać bardzo słaba para gości Rafał FlegerŁukasz Bojarski. Do tego drugiego trudno mieć pretensje, bo to junior, ale R. Fleger miał jakiś konflikt z prezesem za słaby występ w Krakowie, a w swoim pierwszym wyścigu pojechał bardzo słabo, nie nawiązując nawet walki z rywalami. Ten człowiek był ewidentnie do zmiany (nawet nie dojechał do mety). I teraz ma się rozpoczynać VII bieg, w którym ze strony gospodarzy startuje słaby tego dnia Sławomir Musielak. Wiadomo, że jeśli się przegrywa tak dużą różnicą, to ten wyścig jest jedną z ostatnich możliwości uratowania wyniku. Co robi pan Maroszek? Nic. Puszcza do boju słabą parę, która oczywiście przegrywa podwójnie, więc różnica wynosi już 14 „oczek”.
  2. Bieg XI. Po zwycięstwie w poprzednim biegu i zredukowaniu start do 10 punktów Marcin Rempała wyjeżdża bez deflektora.
  3. Bieg XII. Przy korzystnych polach startowych aż się prosi o rezerwę taktyczną za Łukasza Bojarskiego. Witalij Biełousow jadąc z pierwszego toru nie miałby większych problemów z wygraniem wyścigu, a tak para gości przegrywa z Antonem Rosenem. Jest remis, tylko czy podział punktów zadowala drużynę, która chce walczyć chociażby o bonusa?
  4. Bieg XIII i XIV – A. Maroszek wreszcie puszcza W. Biełousowa do boju. Rosjanin oczywiście wygrywa oba wyścigi bez większych problemów, ale zawody kończy z pięcioma startami. Najlepszy zawodnik nie ma wykorzystanych wszystkich regulaminowych startów!!! Niesamowite wręcz marnotrawstwo. Takie zachowanie trenera czy menadżera, jak zwał tak zwał, woła po prostu o pomstę do nieba.

Dodam tylko, że nie zauważyłem podczas meczu pana Maroszka na torze, podczas gdy jego vis à vis, czyli Piotr Żyto, całe spotkanie stał przy linii startu. Dobre wyjście spod taśmy było niemalże gwarancją sukcesu, bo wobec zapowiadanych ulewnych opadów organizatorzy przygotowali dość twardy, bardzo kurzący się tor. Różnica między oboma panami, to dla mnie wręcz przepaść. Widać, że były falubazowy „Trenejro” robi w Rawiczu naprawdę dobrą robotę i jest tam szanowany.

W barwach gospodarzy jako gość pojechał Adam Strzelec. Nie wiem czy wiedział jakie nadzieje wiążą z nim miejscowi kibice, a muszę przyznać, że ich oczekiwania były naprawdę spore. Adam w 100% je spełnił, bo już na starcie odjeżdżał rywalom o długość motocykla, a na dystansie nie popełniał błędów,więc z wielką przewagą dojeżdżał do mety. Widać było sporą przewagę sprzętową, ale jak wiadomo motocykl sam nie pojedzie. Jeżeli jednak do sprzętu dodamy bardzo dobre starty, to nic dziwnego, że junior Falubazu z miejsca stał się ulubieńcem miejscowej publiczności.

Na koniec chciałbym podkreślić bardzo fajną atmosferę na trybunach. Opolanie mieli swój sektor dla gości, ale zdarzali się także kibice siedzący w barwach klubowych wśród miejscowych kibiców. Całkiem spora grupa przyjechała do Rawicza i chociażby z szacunku dla nich zawodnicy powinni dać trochę więcej od siebie. Odległość do pokonania może nie była kolosalna, bo to przecież niecałe 160 km, ale trzeba docenić przede wszystkim chęć bycia ze swoją drużyną. Potencjał kibicowski w Opolu jest i tylko od ludzi związanyc z klubem zależy jak zostanie on wykorzystany. Na razie jest jeszcze sporo do poprawienia. Jak dla mnie gospodarze wygrali w dużej mierze dlatego, że bardziej im na tym zależało. Umiejętność motywowania zawodników jest cechą dobrego menadżera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *