Rośnie nowy Okoniewski

Zima nie ma zamiaru odejść, kibice nerwowo patrzą za okno przeklinając padający śnieg, uniemożliwiający wyjazd żużlowców na tor. Tymczasem żeby nie było nudno, a kibice mieli o czym rozprawiać, klan Pawlickich zafundował w ramach rozrywki zabawę: „Kto i za ile zatrudni Przemka?”. Poczekamy – zobaczymy, kto wygra (albo przegra) ten wątpliwej jakości turniej.


Wstęp starałem się opisać dość zabawnie, jednak ani żądania zawodnika i jego ojca ani motywacja do uprawiania sportu optymizmem wielkim nie napawa. Jeśli w niespełna dwa lata po zdaniu licencji junior chce za punkt zarabiać 4500 zł, to co będzie później? Jeśli za występy w imprezach juniorskich chce także zarabiać 4500 zł (jeśli oczywiście wierzyć Przeglądowi Sportowemu), ba, jeśli w ogóle chce zarabiać w imprezach juniorskich, to trzeba zadać sobie pytanie: czy ten młodzian (żeby nie powiedzieć gówniarz) powinien znaleźć zatrudnienie w jakimkolwiek klubie? Przecież żaden klub nie wytrzyma takiego obciążenia finansowego. To także zdeprawuje innych młodzieżowców, a w szczególności tych, którym Bozia talentu do speedway’a nie dała. Problem w tym, że akurat oni potrafią najskuteczniej zrobić wokół siebie negatywną atmosferę.

Innym problemem jest fakt bezczelnej próby rozwiązania ważnego kontraktu.  Oczywiście można narzekać, że karze się juniorom podpisywać długoterminowe, niewolnicze niemal kontrakty, ale przecież kluby muszą włożyć trochę pieniążków w szkolenie juniora. To tak jakby kształcić specjalistów w jakiejś dziedzinie, a potem, zaraz po studiach, pozwolić im pracować za granicą. Każdy, kto ma trochę wyobraźni potrafi przewidzieć dokąd takie postępowanie zaprowadzi.  Można powiedzieć, że przecież o Przemka dba ojciec, więc klub jako takich kosztów nie poniósł. Jednak sam fakt dania szansy młodemu chłopakowi jest już jakąś inwestycją. Wiadomo, że talenty z nieba nie spadają, a często wstawienie jednego zawodnika powoduje brak szans dla innego. W ekstralidze mało kto myśli o przyszłości. Liczy się teraźniejszość, która niestety jest brutalna. Pewnie niejedna prawdziwa perełka nie dostała swojej szansy właśnie z tego  powodu. Niestety brak szans na poważne starty dla innych zawodników jest także kosztem.

Nie jest to niestety pierwszy przypadek, kiedy ojciec – były żużlowiec – ewidentnie wypacza przyszłość swojego syna. Może urażę kogoś, ale uważam, że wcześniej tą drogą poszedł (a raczej został przeprowadzony) Rafał Okoniewski – człowiek, który jako junior zdobył w Polsce wszystko co było do zdobycia. Zdobył Brązowy Kask, trzykrotnie Złoty Kask i dwukrotnie Młodzieżowe Indywidualne Mistrzostwo Polski. W wieku 19 lat był najdroższym zawodnikiem świata. Za podpisanie 6-letniego kontraktu Pergo Gorzów zapłaciło za niego 600 tys zł. Dlaczego zmienił klub? Odpowiedź jest prosta. W Pile przesadzono z wydatkami i po prostu kończyły się pieniądze. Poszedł więc do Gorzowa. Wyniki miał dobre, ale drużyna mimo wielu gwiazd niewiele osiągnęła. Po trzech latach skończyły się pieniądze, więc nastąpiła kolejna zmiana. „Okoń” trafił w końcu do Leszna, gdzie czekano na niego jak na zbawienie, w końcu jego ojciec jeździł tam przez całą, 15-letnią, karierę.  Mimo dość przeciętnych wyników kibice nosili go na rękach. Co zrobił po zakończeniu sezonu? Sprzedał się, bo w Zielonej Górze pojawił się prezes, który podpisując irracjonalnie wysokie kontrakty chciał dostać się do Parlamentu Europejskego. Sportowo prezentował się coraz słabiej, przyplątały się kontuzje, potem śmierć ojca i z wielkiego talentu został przeciętny żużlowiec, który mając 30 lat (wiek optymalny dla żużlowca) jest za słaby na jazdę w ekstralidze (w I lidze też rewelacją nie jest) i od kilku lat twierdzi, że zmienia klub żeby się odbudować. Wbrew temu, co opowiadają znawcy, to nie kontuzje ani rodzinna tragedia spowodowały tak wielkie spustoszenie w jego karierze. Obserwowałem go, bo przez cztery lata jeździł w barwach ZKŻ-u. Jemu zabrakło zwykłej sportowej ambicji i skupił się wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Niestety, poza ambicjami finansowymi ten sport trzeba kochać. Jeśli tego brakuje nic się nie osiągnie, a zrobienie zamętu młodemu chłopakowi praktycznie rujnuje jego karierę.

Przypadek Przemysława Pawlickiego wydaje mi się bardzo podobny. Jest jakiś talent, ale brakuje pokory, a wyłącznie finansowa motywacja nie rokuje dobrze na przyszłość. Mam tylko nadzieję, że klan nie wyląduje w Zielonej Górze. Tak naprawdę życzę im żeby nie znalazł się chętny na ich usługi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *