Kiedy zawarczą motory?

Za oknem w końcu widać wiosnę. Słońce świeci, robi się coraz cieplej, więc mam nadzieję, że w końcu na dobre zawarczą żużlowe motocykle, tory zapełnią się trenującymi zawodnikami, a trybuny kibicami.

Dwa dni temu odwiedziłem Punkt Obsługi Kibica na W69 żeby aktywować karnet. Przy okazji popatrzyłem z ulicy cóż dzieje się na pierwszym łuku. To co zobaczyłem nie przypominało w niczym miejsca pracy, która ma być za półtora miesiąca skończona. Stały tam jakieś maszyny, kilku ludzi nawet chodziło jednak całokształt nie wyglądał zbyt optymistycznie. Jedynym zwiastunem zbliżającego się sezonu był dochodzący z parkingu dźwięk silnika żużlowego.

Tydzień temu z niemałym obrzydzeniem słuchałem w Radiu Zielona Góra sporu pomiędzy Robertem Dowhanem a Robertem Jagiełowiczem czyli człowiek prezydenta Zielonej Góry. Rozmowa dotyczyła oczywiście budowy trybuny na pierwszym łuku. Wiadomo, że wskutek różnych przyczyn sektor zostanie oddany z opóźnieniem, nie wiadomo tylko z jakim. Prawie żal mi się zrobiło naszego prezia, który niemalże płakał, jak to mu cała ta sytuacja psuje plany rozwoju klubu. Z drugiej strony R. Jagiełowicz brał całą winę na siebie (powtarzał to wielokrotnie, a pod koniec programu w zasadzie nic innego nie mówił), bo przecież nie może jej zwalić na swojego przełożonego. Oczywiście cała sytuacja ma drugie dno, którym są tegoroczne wybory samorządowe. Problem w tym, że dawni przyjaciele są teraz głównymi konkurentami, a sprawa przeciągającego się remontu jest świetnym wstępem do negatywnej kampanii. W końcu sprawa jest świeża, więc ludzie jej nie zapomną.

Kiedy słuchałem argumentów, to miałem wrażenie, że obaj panowie naprawdę mają nas za jakąś szarą masę, która widzi tylko żużel i poprze każdego kto się przy nim kręci. Chociaż patrząc na poprzedniego prezesa, na to co nawyrabiał w klubie prowadząc swoją kampanię wyborczą i na jego wynik wyborczy, to może mają rację. P. Dowhan nagle wytoczył argument o gruntach, na których stawiana jest trybuna, tak jakby dopiero niedawno się o niej dowiedział, a człowiek prezydenta bebla coś o karach, które grożą wykonawcy.

Problem w tym, że miasto wywalając kilkanaście milionów złotych na ten projekt chce to zrobić jak najmniejszym kosztem, wliczając w to niestety także poziom przygotowania do inwestycji, sposób rozpisywania przetargów czy wreszcie przyjęte rozwiązania. Nie był to oczywiście pierwszy przetarg. Ciągnie się to wszystko już kilka lat, a przypomnę, że wcześniejsze przetargi nie zostały rozstrzygnięte z powodu… braku chętnych. Strzelam, że gdyby nie kryzys, teraz również pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się ofertą miasta. Niestety żaden z polityków nie wpadł na pomysł (a raczej nie odważył się)  żeby na koszt miasta zrobić ekspertyzę gruntów pod trybuną na pierwszym łuku. Myślę (w zasadzie jestem pewien), że to właśnie była jedna z głównych przyczyn wcześniejszego braku zainteresowania potencjalnych wykonawców. W końcu nikt nie będzie ryzykował żeby po wygraniu przetargu dowiadywać się ile będzie faktycznie kosztowało całe przedsięwzięcie. Widać kryzys był dość spory, bo w końcu ktoś dał się schwytać w tę pułapkę. Wyciąganie teraz jednak tego faktu jest głupie, bo sprawa była znana i jakoś nie słyszałem wcześniej protestów p. Dowhana, który przez niemal cztery lata był  radnym.

Teraz kamyczek do ogródka miejskiego. Jak może przejść projekt trybuny, który posiada wady? Nie rozumiem tego. Przecież projektant dostał pieniądze, a oddał coś, co wykonawca musiał poprawiać. Czy naprawdę nie można dołożyć 1-2 milionów, żeby zrobić to wszystko porządnie? Czy przy inwestycji wartej kilkanaście milionów głównym kryterium musi być cena? To jakiś absurd. Teraz mamy efekty. Cóż z tego, że będzie taniej skoro są opóźnienia? Jaki to zysk dla miasta? To raczej antyreklama – „Tu nie da się niczego zrobić normalnie”. Przypomina to niestety budowę basenu. Czy wywalając tak ogromne pieniądze nie można było zaprojektować obiektu 50-metrowego? Przecież dalej nie będzie można organizować w Zielonej Górze poważnych zawodów. Oczywiście zaraz podniósłby się krzyk, że przecież inaczej nie można, bo są to zamówienia publiczne finansowane z budżetu miasta. Prawda, takie idiotyczne mamy przepisy, żeby politycy mieli haki na polityków, jednak każdy debilny przepis można ominąć stawiając jeden lub kilka dodatkowych punktów, które spowodują, że de facto cena nie będzie głównym kryterium, a tym samym wyeliminowani zostaną badziewiarze. Trzeba tylko wykazać odrobinę dobrej woli. Przykładem jest projekt trybuny na pierwszym łuku, na który miasto przeznaczyło bodajże 2,5 mln złotych, a wygrała firma, która zaoferowała cenę  300 tys. zł. Cóż z tego, że powstaje pozornie wielka oszczędność (z którą potem nie wiadomo co zrobić) jeśli otrzymujemy produkt nie spełniający żadnych wymagań. Nie jest to więc oszczędność tylko wyrzucenie w błoto 300 tys. zł. i z tego włodarze Zielonej Góry powinni się rozliczyć.

Już nawet nie chce mi się pisać o ewentualnym obciążeniu wykonawcy za opóźnienia, bo rzecz wydaje się mocno wątpliwa mając na uwadze okoliczności. Czasem ręce opadają. Polityka to bagno…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *