Tomasz Gollob, jako dotychczasowy król Terenzano, miał rozpocząć odrabianie strat, a tymczasem zanotował najsłabszy występ w tegorocznym cyklu Speedway Grand Prix. Do tej pory zdobył na tym białym torze aż 45 punktów (na 48 możliwych). Tym razem był cieniutko. Czyżby nowe tłumiki?
Trudno uzyskać jakiekolwiek informacje o tej wiosce nieopodal Udine. Nie ma nic o niej we włoskiej wikipedii, a jak ktoś chce, to może sobie nawet wykupić domenę terenzano.it, bo jest wolna (znalazłem ofertę za niecałe 28 zł netto). Trudno o większy dowód bycia końcem świata. A mimo to przyjeżdżają tam najlepsi żużlowcy globu. Można powiedzieć, że tamtejszy tor jest niemal całkowicie neutralny, bo przecież nikt spośród uczestników cyklu nie startuje tam poza imprezami firmowanymi przez FIM. Napisałem, że jest niemal neutralny, bo 18 czerwca Antonio Lindbaeck brał udział w rundzie kwalifikacyjnej eliminacji do przyszłorocznego SGP. Być może to przypadek, ale zajęcie trzeciego miejsca przez gościa, który do tej pory był na przedostatnim miejscu daje jednak trochę do myślenia. Nawet porównanie zdobytych punktów. W pięciu turniejach uzbierał ich 24, a w tym jednym… 17. No nijak nie da się tego zrozumieć inaczej niż tylko poprzez ten handicap wcześniej jazdy tutaj.
Żeby tego było mało, to wszystkie dotychczasowe doświadczenia można wyrzucić do kosza, bo przecież nowe tłumiki oznaczają diametralnie inne ustawienia silników, a tym samym spowodowały, że każdy z zawodników (poza rzecz jasna Szwedem) miał jednakowe szanse. Być może stąd właśnie wzięły się dość niespodziewane wyniki. A może Terenzano było swego rodzaju testem na przepracowanie zimy właśnie pod kątem poznawania nowych ustawień silników? Nie jest tajemnicą przecież, że nasz mistrz świata wolał promować książkę o sobie niż przygotowywać się do sezonu, a potem rozpętać całą burzę medialną. Może wychodzi ze mnie w tej chwili kibic Falubazu, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby ktoś kto do tej pory rządził dzielił na tej dziwnej jasnej nawierzchni, teraz nie bardzo wiedziało co w tym wszystkim chodzi.
Dawno już się nie zdarzyło żeby dwóch Szwedów znalazło się na podium (Grand Prix Skandynawii w Mållili w 2005 roku). Nie wiem czy wpłynie to jakoś szczególnie na popularyzację speedway’a w kraju Trzech Koron. Faktem jest, że dzięki zwycięstwu Andreas Jonsson awansował na ósmą pozycję. Z punktu widzenia zielonogórskiego klubu, to nie ma pewnie szczególnych powodów do radości, bo ewentualny start AJ’a w przyszłorocznym cyklu oznaczać będzie konieczność przemeblowania składu. Pod warunkiem oczywiście, że wejdą w życie zapowiadane zmiany w regulaminie. Ze swojej strony mam nadzieję, że jednak nie wejdą, bo osłabianie na siłę drużyn jest wbrew zdrowemu rozsądkowi, a poza tym daje większe pole do popisu średniakom (niestety tylko podczas negocjowania kontraktów).
Greg Hancock ma już 22 punkty przewagi nad Tomaszem Gollobem. Dużo to i mało zarazem. Pozostało jeszcze aż pięć turniejów w tym dwa na polskich torach, gdzie zatrzymanie „Chudego” jest bardzo trudne, aczkolwiek (pokazał to finał DPŚ) nie niemożliwe. Jeśli obrońca tytułu chce znów zwyciężyć, to musi się na pewno wziąć ostro do roboty już za dwa tygodnie w szwedzkiej Mållili. Ze swojej strony życzę złotego medalu Gregowi Hancockowi i to nie tylko dlatego, że jeździ w Falubazie. Jego ewentualny triumf mógłby zostać jakoś tam zauważony w USA, a poza tym cenię go dużo bardziej jako osobowość. Nie da się ukryć, że Tomasz Gollob ma spory elektorat negatywny nawet wśród polskich kibiców, a ja jestem jednym z przedstawicieli tegoż nurtu. Nie oznacza to, że nie doceniam jego klasy sportowej. Owszem doceniam, bo kapitan Stali Gorzów potrafi zrobić na torze rzeczy niewyobrażalne dla 99% żużlowców, ale… No właśnie jest jakieś „ale”, o którym w tym miejscu nie ma sensu pisać.
Ciekawie zrobiło się w klasyfikacji, bo różnica między trzecim a dziewiątym miejscem wynosi zaledwie 15 punktów. Zapewne organizatorzy polskich turniejów zacierają ręce, bo w końcu pogoń jest o wiele ciekawsza od ucieczki. Można się więc spodziewać, że Motoarena zapełni się kompletem publiczności. Szkoda, że telewizja publiczna daje ciała i nie puszcza chociażby skrótów, a zamiast tego mamy na TVP Sport odgrzewaną siatkówkę plażową i mecz Polska – Francja sprzed niemalże dwóch miesięcy. Pewnie dopóki Gollob nie będzie miał zapewnionego tytułu, to nikt w Warszawie nie ruszy tyłka, żeby się tym zająć. Tak samo było w ubiegłym roku. My lubimy zwycięzców i pewnie dlatego TVP tak się zaangażowała w DPŚ. Tam było po prostu pewne mistrzostwo.
Na koniec takie małe przemyślenie. Ile mogła dać malutka włoska wioska za organizację tego turnieju? W zasadzie komu bardziej zależało: Włochom czy BSI? A ile płacą organizatorzy w Polsce? W zasadzie bez komentarza pozostawiam stan zdrowia umysłowego, jeśli ktoś chce promować miasto przez żużel stając u boku Terenzano, Gorican Vojens czy Mållili.