Takiej postawy Falubazu w Rzeszowie nie spodziewałem się. Naszym zawodnikom mocno pomogli gospodarze, którzy kompletnie nie mogli odnaleźć się na własnym (podobno) torze. Najbardziej cieszy mnie podejście zielonogórskich żużlowców – ogromna mobilizacja wszystkich bez wyjątku członków tej ekipy.
W Falubazie walczyli wszyscy bez wyjątku i wszystkim należą się słowa pochwały. Nie można tego powiedzieć o gospodarzach, wśród których z kolei trudno kogokolwiek wyróżnić. Mocne uderzenie zaczęło się od piątego biegu i trwało przez kolejne sześć wyścigów. Warte podkreślenia jest to, że w tym czasie aż trzy razy startował Jason Crump przywożąc zaledwie dwa oczka na swoich kolegach z pary. Jeśli lider, zresztą najdroższy żużlowiec polskiej ekstraligi, tak koszmarnie zawala mecz, to trudno się dziwić, że PGE Marma jako całość praktycznie przestała istnieć. Byłem bardzo zdziwiony, gdy w telewizji pokazywano sprawdzanie potwornie twardych pól startowych. Już wcześniej rzeszowscy kibice pisali na forum, że takie właśnie przygotowanie nawierzchni może być sporym argumentem przeciw rzeszowianom. Tak dokładnie było i wygląda na to, że gospodarze strzelili sobie w oba kolana.
Zielonogórzanie dużo lepiej startowali i co ciekawe, to właśnie druga linia Falubazu najlepiej wychodziła spod taśmy. Potem na dystansie wyprzedzali już tylko goście, a „Żurawie” jedynie trzykrotnie wykorzystały błąd rywali. Między atakiem, a wykorzystaniem błędu jest zasadnicza różnica, bo ta druga opcja w zasadzie odbywała się bez udziału zawodnika wyprzedzającego. On po prostu jechał swoim torem. I tyle. Skoro rzeszowianie nie potrafili wyprzedzać, to nie dziwota, że przy słabych startach ich starta rosła z każdym wyścigiem. Chyba wszystkich zaskoczył Jonas Davidsson. Świetnie startował i bardzo odważnie rozgrywał pierwszy łuk. Na to czekaliśmy. Bardzo zaprezentował się Kacper Rogowski i gdyby nie dwa błędy jego wynik byłby jeszcze lepszy.
Ogólnie można powiedzieć, że spotkały się dwie drużyny, które różniło właściwie wszystko, zaczynając od stawianych celów, a kończąc na zaangażowaniu poszczególnych zawodników. Wygląda na to, że rzeszowianie (oczywiście zawodnicy, a nie działacze) swój cel na ten sezon już zrealizowali i 14 sierpnia chcą rozpocząć zasłużone wakacje. Pani prezes Marta Półtorak pewnie nie po to kontraktowała Jasona Crumpa, żeby jej drużyna jedynie spokojnym utrzymała się w lidze. Nie może być usatysfakcjonowana, skoro Sparta Wrocław podobny cel osiągnęła za dużo mniejsze pieniądze. Teraz jest kłopot, bo jeśli „Żurawie” nie podejmą walki w rewanżu, to zakończą sezon bardzo wcześnie, a do tego w fatalnej atmosferze. Widać było jak kibice przed biegami nominowanymi tłumnie opuszczali stadion, a dwa teoretycznie najciekawsze gonitwy odbywały się przy mocno przetrzebionych trybunach. W takim przypadku lepiej rzeczywiście walczyć o utrzymanie i zakończyć sezon zwycięstwem w meczu o życie, niż w starciu z mocnym rywalem wyjść na dostarczyciela punktów.
Zielonogórzanie mieli jasny cel – chcieli ten mecz wygrać. Przejechali się po gospodarzach jak walec. Teraz rewanż wydaje się być już tylko czystą formalnością, a z takim zapasem małych punktów mamy spore szanse, żeby w drugiej rundzie play-off spotkać się z lucky loserem. Przed meczem spojrzałem na typowania VIP-ów na zielonogórskim portalu sportowym. Kiedy zobaczyłem wynik obstawiony przez Andrzeja Huszczę (30:60) lekko się uśmiechnąłem, bo trochę bałem się tego meczu. Okazuje się jednak, że nie dla wszystkich taki przebieg spotkania był niespodzianką.
Szkoda, że nie odbyły się dwa pozostałe pojedynki. Pogoda nie pozwoliła na rozegranie i teraz trzeba czekać na jej przychylność. Mecze muszą odbyć się do czwartku (z przerwą na wtorek, bo wtedy jest liga szwedzka), bo przecież w piątek jest już trening przed turniejem SGP w Mallili. Wygląda na to, że w szlagierowym meczu drużyny wystąpią w okrojonych składach, bo w środę mecze w lidze angielskiej mają Niels Kristian Iversen i Hans Andersen, a w czwartek Nicki Pedersen oraz Troy Batchelor. Na środę za nic w świecie nie zgodzą się więc gorzowianie, ale z kolei czwartek, to osłabienie i tak zdekompletowanego składu Unii.
Trener Stali Gorzów miał pewne uwagi na temat działań podjętych przez gospodarzy. Być może coś w tym jest, bo przy pięciu kontuzjach „Byków” teraz jeszcze Edward Kenneth został zawieszony przez rodzimą federację na tydzień za używanie niedozwolonego tłumika. Brytyjczyk jest co prawda najsłabszym ogniwem Unii, ale psychologicznie byłaby to trudna sytuacja, bo leszczynianie musieliby jechać w piątkę, a w zasadzie w czwórkę, bo trudno liczyć na jakiekolwiek zdobycze Pawła Urbańskiego. Próbowano za to odjechać mecz w Grudziądzu i zakończyło się groźnymi kontuzjami miejscowych juniorów.