Jeszcze tydzień i kluby będą mogły oficjalnie podpisywać umowy z nowymi zawodnikami. Działacze starają się skonstruować przynajmniej przyzwoite składy i jest spora szansa, że nie powtórzy się tegoroczna sytuacja ze zdecydowanymi outsiderami. Problem polega jednak na tym, że coraz mniejszy jest wybór wśród żużlowców mogących być liderami ekip, więc znów ci najbiedniejsi zapłacą najwięcej…
Na podstawie dostępnych informacji i rzeczy wziętych na zwyczajny chłopski rozum można już bawić się w typowanie potencjalnych spadkowiczów, czyli ekip zaniżających ogólny poziom ekstraligi. Dlaczego tak zaczynam? Bo okazuje się, że ci słabi, czasem wręcz dramatycznie słabi, mają tak negatywny wpływ na całokształt, że ci dobrzy nie są w stanie tego nawet zneutralizować. Na chwilę obecną na rynku pozostało czterech wysokiej klasy zawodników (choć Tomasz Gollob bardziej wzrostem tu pasuje niż formą), ale zatrudnienie zawodnika ponad czterdziestoletniego trudno nazwać inwestycją. Nie chcę ironizować czy krytykować kogokolwiek, ale szczególnie te biedniejsze kluby powinny szukać rozwiązań możliwie najbardziej przyszłościowych, tymczasem mamy jedynie łatanie teraźniejszości.
Największą bolączką polskiego żużla staje się brak juniorów, dlatego tak kolosalne znaczenia ma dobra para młodzieżowców. Nie jest przypadkiem, że tegoroczni finaliści jechali w tej formacji swoimi wychowankami, tyle że pozostali nijak nie wyciągają z tego wniosków, bo szkolenie przecież potrwa, a wynik jest potrzebny na dziś. Właściwie to na wczoraj. I co? W Tarnowie raczej z konieczności pojadą swoimi chłopakami i życzę im, żeby wyszli na tym jak najlepiej. W Zielonej Górze sprowadza się Krystiana Pieszczka i próbuje spolszczyć Saszę Loktajewa. We Wrocławiu Adrian Gała z Gniezna Damian Dróżdż z Opola i Maksym Drabik z Częstochowy, w Rzeszowie Artur Czaja z Częstochowy, w Toruniu Oskar Fajfer z Gniezna, a w Grudziądzu Hubert Łęgowik z Częstochowy i być może Mike Trzensiok z… Wrocławia. W ten sposób, to my daleko nie zajedziemy, bo iluż żużlowców mogą dostarczać niższe ligi?
Jak na tle rywali prezentuje się Falubaz? Obawiam się, że może powtórzyć się sytuacja, bo znów po bardzo słabym sezonie próbuje się na siłę wzmocnić siłę rażenia, nie zmieniając rzeczy kluczowej, czyli atmosfery. Podobnie było po sezonie 2012, gdy zatrudniono Jarosława Hampela. Co prawda zdobyto mistrzostwo, ale po dwóch lata kłopoty wróciły i to ze zdecydowanie większą siłą. Zasada, że wynik buduje atmosferę jest dobra, dopóki udaje się zwyciężać. W przeciwnym razie szału nie należy się spodziewać. Jeśli rzeczywiście obok K. Pieszczka w formacji juniorskiej pojawi się Saszka, to wychowanek Wybrzeża Gdańsk będzie mógł zacząć się zastanawiać nad sensownością swojej decyzji. Gdy dodamy pięciu mocnych seniorów, to może się okazać, że młodzieżowcy rzadko dostaną szansę na więcej niż trzy starty. Nie zbuduje to pozytywnych emocji, a młody nabytek ma chyba tendencję do strzelania focha. Podobno ma być jeszcze senior, zakładam, że któryś z Grzegorzów – Walasek lub Hancock. Obaj silni, ale mocno zaawansowani wiekowo.
Wciąż nie rozwiązano kwestii obsadzenia stanowisk prezesa i menadżera, czyli ludzi mających bezpośrednio odpowiadać za klub i drużynę. Próbuje się budować napięcie w oczekiwaniu na ogłoszenie ostatniego nazwiska, rozpoczynając jednocześnie sprzedaż voucherów na karnety. Karnety są nieco tańsze, mają więcej życiowych opcji, ale czy sama obniżka cen przyciągnie na stadion oczekiwaną (czyli zdecydowanie większą) liczbę kibiców? Tutaj mam pewne wątpliwości. Mam wrażenie, że klub zamiast otwierać się na fanów, to zamyka się na wyznawców Falubazu. Ojciec senator, choć z jakimikolwiek funkcjami pożegnał się podczas benefisu, z dobrej woli powraca i naprawia nieswoje błędy, wyprowadzając klub ku świetlanej przyszłości. I to wyznawcom wystarcza, bo przecież kiedy rządził było bardzo dobrze. Nie wiem czy to ja szukam dziury w całym, czy całkiem spora grupa ludzi nie widzi lub nie chce widzieć, o co w tej zabawie chodzi.
Jeszcze więcej wątpliwości mam, jeśli chodzi o sprawy organizacyjno-finansowe. Wiem, Falubaz otrzymał licencję bezwarunkową w pierwszym terminie, co potwierdza prawidłową pracę na tym polu. Ale… Miesiąc temu odwołano, w zasadzie bez podania przyczyn, dotychczasowego prezesa. Ten, pełniąc jeszcze formalnie przewodnią funkcję, mówił na antenie Radia Zielona Góra o dziwnych rozliczeniach finansowych oraz o długu, który miał wynosić ok. 600 tys. złotych (nie dotyczył ani zawodników, ani skarbu państwa). Tymczasem teraz dla Przeglądu Sportowego stwierdził, że na koniec września był całkiem przyzwoity zysk netto i nie ma obaw o proces licencyjny. Pewnie się czepiam, ale dla mnie jest to lekko niespójne. Rozumiem, że były prezes musi ratować swoją reputację odpowiednimi liczbami, ale jednak są one zdecydowanie różne od liczb z jego wypowiedzi sprzed raptem dwóch czy trzech tygodni. Co takiego w klubie się zmieniło?