W niedzielę rozegrana została po raz siedemdziesiąty Zlatá přilba města Pardubic – najstarszy żużlowy turniej na świecie. Turniej posiadający własne zasady, których ogarnięcie zajmuje trochę czasu. Turniej pozwalający zobaczyć w jednych zawodach żużlowców z kilkunastu krajów.
Zlata Prilba to przede wszystkim historia i prestiż, które przyciągają zawodników na te zawody. Wśród triumfatorów imprezy są m.in. Ove Fundin, Ole Olsen (7 razy), Jiri Stancl (3 razy), Dennis Sigalos, John Davis, Erik Gundersen (2 razy), Hans Nielsen (2 razy), Per Jonsson, Jeremy Doncaster (2 razy), Tony Rickardsson (3 razy), Leigh Adams (4 razy), Ryan Sullivan (2 razy), Jason Crump (2 razy), Nicki Pedersen, Darcy Ward czy Chris Holder. Co ciekawe, pomimo wielu prób nigdy nie udało się wygrać genialnym Nowozelandczykom – sześciokrotnemu mistrzowi świata Ivanowi Maugerowi, ani czterokrotnemu mistrzowi świata Barremu Briggsowi. Już to zestawienie pokazuje jak zawodnicy niegdyś tratowali te zawody. Zresztą w niedzielę na starcie pojawiło się aż ośmiu uczestników tegorocznego cyklu Speedway Grand Prix, co pokazuje, że triumf tutaj nadal ma znaczenie dla żużlowców, choć nagrody pewnie nie są tak atrakcyjne jak zarobki w polskiej ekstralidze.
Ponieważ była to jubileuszowa siedemdziesiąta edycja tego turnieju (nie odbywał się w latach 1938-1946, a po II wojnie światowej został rozegrany w latach 1947, 1949, 1951, a potem już regularnie od 1961 roku) w Pardubicach pojawiło się kilku dawnych zwycięzców, którzy zaprezentowali się kibicom podczas prezentacji w starych samochodach.
Zlata Prilba kończy trzydniowy żużlowy piknik w Pardubicach, na który już tradycyjnie składają się finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów oraz Zlata Stuha, czyli taki odpowiednik Zlatej Prilby w kategorii młodzieżowej. Tradycyjnie w poniedziałek w Pradze rozgrywany jest jeszcze memoriał Lubosa Tomicka, który jest rozgrywany od 1969 roku ku pamięci czechosłowackiego żużlowca, który zginął w 1968 roku właśnie w trakcie zawodów o Zlatą Prilbę.
Gdyby ktoś zastanawiał się co oznacza samo sformułowanie Zlata Prilba, to jest to po prostu Złoty Kask, zakładany triumfatorowi podczas dekoracji. Nagroda jest własnością zwycięzcy, a organizatorzy co roku przygotowują nowy złoty kask. W trakcie żużlowego weekendu w pardubickim zamku, pełniącym obecne rolę muzeum, można zobaczyć wystawę poświęconą historii zawodów, w tym także można zobaczyć trofea czechosłowackich triumfatorów tej imprezy.
Cieszę się, że po wielu latach lekceważenia, w tym roku polska ekstraliga uszanowała wreszcie tradycję i prestiż tej imprezy, rozgrywając przełożony finał w sobotę, dzięki czemu w Pardubicach mogli pojawić się Emil Sajfutdinow oraz Martin Vaculik.
Zasady zawodów wbrew pozorom nie są takie trudne. Biegi rozgrywane są w obsadzie sześcioosobowej (kaski mają kolory: czerwony, niebieski, biały, żółty, zielony i czarno-biały), a punktacja wygląda następująco: 5-4-3-2-1-0. Żużlowcy są dzieleni na dwie grupy. Najpierw do walki przystępuje dwudziestu czterech zawodników podzielonych na cztery grupy. W ramach każdej grupy rozgrywane są trzy wyścigi, z których zawodnikowi zalicza się dwa najlepsze występy. Punkty służą tylko do wyłonienia trzech żużlowców z każdej z grup, którzy awansują dalej. Dwunastka awansująca z eliminacji dołącza do dwunastu rozstawionych gwiazd i znów powtarza się walka w czterech grupach. Po trzech najlepszych zawodników z każdej z grup awansuje do półfinałów. W półfinałach mamy dwie grupy, z których każda jedzie oczywiście po trzy biegi – dwa najlepsze występy są zaliczane do klasyfikacji grupowej. Po trzech najlepszych żużlowców z każdej z grup półfinałowych awansuje do finału, a pozostali jadą w małym finale. Mały finał i finał rozgrywane są na dystansie sześciu okrążeń.
Ponieważ w każdej z faz, poza finałem, jedno zdarzenie losowe lub słabszy występ nie wpływają na wynik, organizatorzy szczycą się, że Zlata Prilba jest nie tylko najstarszym, ale także najsprawiedliwszym turniejem na świecie. Coś w tym jest, choć, jak to zwykle bywa, najsłabszym elementem w każdym założeniu jest niestety człowiek. Ale o tym później.
W tym roku na starcie zobaczyliśmy przedstawicieli aż czternastu krajów, przy czym był wśród nich tylko jeden Polak – Adrian Gała. Trybuny pękały w szwach przede wszystkim dzięki kibicom z Czech oraz Niemiec. Jeśli ktoś jest zaskoczony, to pragnę od razu dopowiedzieć, że obecność Niemców nie jest tu jakimś jednorazowym wyskokiem. Co roku jest ich tu bardzo dużo. Przyjeżdżają nie tylko samochodami, ale także w zorganizowanych grupach autokarowych.
Jeśli chodzi o sam poziom sportowy i atrakcyjność tegorocznych zawodów, to na pewno nie były to najciekawszy turniej. W trzydziestu dwóch biegach były oczywiście mijanki, ale szkoda, że zewnętrzna część bardzo szerokiego toru nie pozwalała na nabranie odpowiedniej prędkości i mijanie rywali. Wtedy turniej na pewno byłby jeszcze ciekawszy. Miejscowi kibice liczyli na ponowny triumf swojego ulubieńca Vaclava Milika, który zapewnił w zeszłym roku zwycięstwo Czechom po dwudziestu jeden latach przerwy (w 1996 roku wygrał Tomas Topinka). Chęć zobaczenia swojego przedstawiciela na podium chyba przesłoniła czeskiemu sędziemu faktyczny układ zawodników na torze, dzięki czemu Vaclav Milik wszedł do finału kosztem oszukanego Nickiego Pedersena. Kontrowersja miała miejsce w ostatnim biegu półfinałowej grupy, gdy jadący na drugim miejscu Czech na ostatnim łuku w wyniku defektu został wyrzucony z motocykla, a jadący bezpośrednio za Duńczyk nie miał już pola manewru i wpadł w motor Milika. Kolejność w momencie wypadku wyglądała następująco: Anders Thomsen – Vaclav Milik – Nicki Pedersen – Matej Zagar, a pozostałe dwa miejsca nie mają już znaczenia. Sędzia oczywiście wykluczył swojego rodaka, ale jednocześnie uznał, że jadący przy krawężniku Słoweniec był przed Pedersenem. Wkurzony Duńczyk nie pojechał w małym finale i bardzo szybko wyjechał ze stadionu.
Portale informacyjne podały, że triumfatorem był Jason Doyle. Australijczyk oczywiście wygrał finał i zasłużenie otrzymał nagrodę. Ale w trakcie zawodów zwycięzcą został wieczny rezerwowy, czyli Jaroslav Petrak, który w 22. wyścigu pokonał jednego z rywali (Tobiasa Buscha), dzięki czemu wjechał na metę z uniesioną lewą ręką, a następnie wykonał dwie rundy honorowe otrzymując brawa na stojąco od kibiców. Taki jest urok tej imprezy 🙂
Ogólnie zawody były udane, choć pod względem sportowym na pewno mogły być lepsze. Jeśli będę miał możliwość, chciałbym przyjechać tu także w kolejnych latach.