Tytuł nie jest bynajmniej zapowiedzią moich prognoz ligowych. Ciekawy weekend mieliśmy w krajowym speedway’u. Rozstrzygnięto mistrzostwa zarówno w gronie juniorów jak i seniorów, a jako dodatek w niedzielę w Zielonej Górze mieliśmy jeszcze finał Ligi Juniorów. O ile imprezy młodzieżowe stały na dobrym poziomie, to narodowy czempionat pozostawia dużo do życzenia, tak w kwestii obsady jak i stanu leszczyńskiego toru.
Obsada turnieju na „Smoczyku” powodowała uśmiech niejednego kibica i był to niestety uśmiech politowania. W składzie znalazło się zaledwie siedmiu ekstraligowców, w tym… dwaj z trójki najsłabszych seniorów w tej klasie rozgrywkowej. Różna były przyczyny absencji. Z powodu kontuzji w eliminacjach w ogóle nie wystąpili Rafał Dobrucki, Grzegorz Zengota i Damian Baliński, w półfinałach odpadli Janusz Kołodziej Adrian Miedziński, Rafał Okoniewski i Tomasz Jędrzejka, a Rune Holta zrezygnował ze startu w Ostrowie. Żeby tego było mało kontuzje wyeliminowały ze startu w finale Piotra Świderskiego oraz Tomasza Golloba, a Krzysztof Kasprzak został na te zawody zawieszony przez własny klub. To jest aż jedenaście nazwisk, w tym trzech żużlowców ze złotej polskiej drużyny. Oczywiście ci, którzy odpadli są sami sobie winni, ale reszta w normalnych warunkach powinna się znaleźć wśród zawodników walczących o tytuł mistrzowski.
Kontrowersje wzbudzała na pewno absencja dwójki: K. Kasprzaka i T. Golloba. O ile „Chudemu” się nie dziwię, bo tydzień wcześniej miał naprawdę groźny upadek w Toruniu, to w sprawie „Kaspera” powinna zająć stanowisko GKSŻ. Nie może być tak, że klub eliminuje uczestnika z zawodów rangi mistrzostw Polski. Podpisanie kontraktu nie może przecież oznaczać zgody na niewolnictwo. Rozumiem, że w Tarnowie gotuje się, bo „drużyna” mająca potężnych sponsorów i całkiem niezły skład, jest na najlepszej drodze do baraży. Ale czy to oznacza, że można w ramach szukania winnego jeszcze bardziej obniżać się rangę najważniejszego krajowego turnieju? Kto zamiast nich pojechał? Przy całym szacunku Szymon Kiełbasa czy Marcin Jędrzejewski nie zaliczają się raczej do krajowej czołówki.
Mimo tych wszystkich przeciwności, zawodnikom biorącym udział w leszczyńskich zawodach należą się słowa uznania, bo wbrew krążącym wśród kibiców opiniom, nawet w turnieju prestiżowym, choć niekomercyjnym, widać było chęć zdobycia medalu. Dla Grzegorza Walaska skończyło się to groźnym upadkiem, który w dużej mierze był spowodowany stanem toru. Przyznał to zresztą Piotr Pawlicki, zabrany przez „Walasa” w bandę, że przyczepność na łuku nie była jednakowa na całej szerokości. Nie wiem, dlaczego leszczynianie w ten sposób przygotowali nawierzchnię. Oglądając zawody w telewizji miałem wrażenie, że część żużlowców była mocno zaskoczona koniecznością ścigania się w takich warunkach. Chyba nie była to forma pomocy Jarkowi Hampelowi, bo on wygrałby prawdopodobnie na każdym torze. Jest w tej chwili bez wątpienia najlepszym polskim zawodnikiem. Uważam, że organizatorzy zdecydowanie przesadzili i tym samym zepsuli trochę cały turniej.
Warte podkreślenia jest cała czwórka juniorów zajęła miejsca w pierwszej ósemce. Zresztą dzień wcześniej w Gorzowie mieli swój czempionat. Nie miałem niestety okazji go zobaczyć, ale podobno było to bardzo interesujące zawody. Falubaz wypadł w weekend na brązowo. Być może oczekiwania były nieco większe, ale nie ma co marudzić. Taka jest specyfika jednodniowych turniejów, że jeden nieudany wyścig praktycznie przekreśla szanse na zwycięstwo. Gratulacje należą się Patrykowi Dudkowi, że po zerze w pierwszym starcie, potem jeździł już niemal perfekcyjnie i mimo wszystko stanął jeszcze na podium. Z kolei Piotr Protasiewicz wyraźnie męczył się w Lesznie. Na pewno brakowało startów, a potem na dystansie mimo walecznej postawy nie zawsze udawało się wyprzedzać rywali.
Poszedłem sobie w niedzielę na W69. Niestety z przyczyn organizacyjnych mogłem obejrzeć tylko osiem biegów, ale i tak miałem okazję zobaczyć całkiem fajne ściganie. Tor był przygotowany rewelacyjnie i chciałoby się zawsze mieć taką nawierzchnię w Zielonej Górze. Zastanawia mnie trochę postawa Bartka Zmarzlika. Na pewno był jednym z faworytów, a mimo to pojechał bardzo przeciętnie, kończąc zawody poza czołową trójką, a do tego w dość niesympatycznej atmosferze. Na pewno chłopak ma ogromny talent, tylko mam wrażenie, że niezbyt dobrze radzi na torach, na których nie miał okazji dłużej potrenować. Przecież do finału MIMP wszedł nawet nie kuchennymi drzwiami, ale wręcz oknem. Zdobył srebro i tego mu gratuluję, ale jestem wręcz pewien, że to efekt przede wszystkim wcześniejszego dostosowania do nawierzchni. Być może moje opinie zostaną zweryfikowane przez najbliższe derby. Poza tym braciom Pawlickim kończy się kontrakt w Lesznie. Jeśli wylądują w Gorzowie, to Bartek wciąż jeszcze będzie nadzieją tego klubu? Zarówno Piotrek jak i Przemek są o jedną klasę lepsi od Bartka, jeżdżą na różnych torach, w różnych warunkach. Mogę mieć zastrzeżenia do sposobu ich prowadzenia przez opiekuna klanu, ale nie mogę odmówić im umiejętności. A tymi górują nad żółto-niebieską nadzieją.