Sypnęło niespodziankami. Przynajmniej tak się początkowo wydaje, że niektóre z niedzielnych wyników można za takie uznać. Gdyby przyjrzeć się bliżej aktualnej formie poszczególnych zawodników, to może się okazać, że papierowe przewidywania biorą w łeb. I to jest fajne, bo właśnie nieprzewidywalność jest jedną z najpiękniejszych wartości sportu. Ciekawe ilu znawców widziało kilka miesięcy temu Jakuba Jamroga czy Aleksandra Loktajewa jako zdobywców trójek?
Musimy poczekać jeszcze dwa – trzy tygodnie na w miarę wiarygodne wyniki poszczególnych ekip i pojedynczych zawodników. Niemniej widać powoli, kto ma problem, a kto idzie do przodu. Część tych obserwacji pokrywa się z przedsezonowymi przewidywaniami. Ale tylko część. Widać np., że Lotosowi Wybrzeżu pozostanie walka o utrzymanie, bo jeśli przegrywa się na własnym torze w sposób zdecydowany z Polonią Bydgoszcz, to trudno o jakikolwiek optymizm.Wiem, że sezon dopiero się zaczął i nie powinno odbierać się szans, ale patrząc na gdański zespół mogę tylko zadać pytanie: z czym do ludzi? Tutaj potwierdza się, że poza Nickim Pedersenem nie ma tam zawodników na prawdziwym równym ekstraligowym poziomie. Cieszy na pewno, że mają w składzie dwóch wychowanków, ale powiedzmy sobie otwarcie, że jeden lider to za mało. Póki co gdańszczanie odjechali jeden trudny mecz, w którym uzyskali wynik kompromitujący na tym poziomie rozgrywkowym. A co będzie, gdy przyjdzie im się zmierzyć ze Stalą w Gorzowie czy Tauronem Azotami w Tarnowie? Na razie jest to dramat, a pamiętać trzeba, że skończy się niedługo zastępstwo zawodnika z Piotra Świderskiego.
Gdzie jeszcze jest kłopot? Oczywiście w Toruniu, bo przegrana u siebie różnicą aż 12 punktów jest kompromitacją. Widać, że zawodnicy nie jadą, ale to jest chyba tylko efekt. Przyczyna leży pewnie gdzieś indziej. Nie jest żadną tajemnicą, że dla wielu, także toruńskich, kibiców najsłabszym ogniwem tego zespołu jest menadżer. I coś w tym rzeczywiście jest. Nie chodzi mi o to, żeby od razu zwalniać Mirosława Kowalika. Raczej o to, że na dzień dzisiejszy nie panuje on nad swoimi gwiazdami, bo chyba kilku z jego podopiecznych za takowe się uważa. Drugim problemem było przygotowanie toru. Trzy dni wcześniej na Motoarenie odbywał się półfinał Złotego Kasku z udziałem trzech przedstawicieli Falubazu. Podobno tor był wtedy zupełnie inny. Powstaje pytanie: czy organizatorzy przygotowali w niedzielę nawierzchnię pod swoich zawodników czy przeciwko rywalom.Patrząc na jazdę „Aniołów” pierwsza opcja nie wchodzi w grę. A czy druga jest prawdziwa? Tego nie wiem. Na pewno na dzień dzisiejszy torunianie są dużo słabsi niż powinni być, ale trudno z tego zdania wyciągnąć wniosek, iż Falubaz jest niesamowicie mocny.
Na pewno w postawie zawodników Falubazu zaszła zmiana mentalna. Byli niesamowicie zdopingowani i żądni zwycięstwa, co niewątpliwie jest zasługą Rafała Dobruckiego. Po raz kolejny świetnie zaprezentował się młody Ukrainiec. Sasza nie jest uzupełnieniem składu, lecz bardzo ważnym jego elementem. Zresztą Alex swoją dobrą postawą gwarantuje miejsce w drużynie Jonasowi Davidssonowi. Wciąż jeszcze brakuje punktów Piotra Protasiewicza, ale wydaje się, że tu potrzeba jednego dobrego meczu. Wydawało się, że przełamanie nastąpi już w Toruniu, ale wszystko zepsuł fatalny karambol. Na całe szczęście nikomu nic bardzo poważnego się nie stało.
Czy silna jest Stal Gorzów? Wydaje się, że tak, bo nawet przy bardzo słabym Tomaszu Gollobie spokojnie pokonali PGE Marmę Rzeszów. Na razie jednak nie znamy ani wyjazdowej wartości gorzowian, ani gospodarskiej wartości rzeszowian. Na odpowiedź musimy jeszcze trochę poczekać, bo może się okazać, że to co pozornie jest jasne nagle ukaże się w zupełnie innych barwach. Wciąż problem z przystosowaniem się do własnego toru ma Unia Leszno i chyba „Byki” miały szczęście, że trafił się im teraz rywal z niższej półki. Widać jednak, że potencjał leszczynian jest spory. Podobnie jednak jak we wcześniejszym przykładzie, znamy tylko połowiczną wartość leszczynian i wrocławian, bo pierwsi jechali na razie tylko u siebie, a drudzy tylko na wyjeździe.
Dużo mówiło się przed sezonem o sporych różnicach w poziomie poszczególnych drużyn ekstraligowych. Częściowo ta opinia znajduje na razie potwierdzenie, ale szykuje się całkiem ciekawa walka o miejsce w czwórce.