Wspomnienie Rafała Kurmańskiego

Wczoraj minęło 6 lat od tragicznej śmierci Rafała Kurmańskiego, chyba największego talentu w historii zielonogórskiego klubu. Myślę, że wszyscy zapamiętaliśmy go jako chłopaka, który na torze zostawiał serce. Za swój klub potrafił zrobić niemalże wszystko. Do czasu…

Pamiętam początki kariery Kurmana, kiedy jako malutki chłopaczek z  charakterystycznymi firankami na czole, wyglądał dość zabawnie na ogromnym motocyklu żużlowym, a mimo wszystko potrafił go okiełznać. Na początku miał straszne problemy ze startem, skutkiem czego straty próbował odrabiać na dystansie. Widać było, że ma sporą smykałkę do tego sportu. Wtedy chodziłem jeszcze na wszystkie imprezy młodzieżowe, które najlepiej pokazywały kto robi największe postępy. W wieku 17 lat dostał się w końcu do pierwszego składu i swoją wolą walki zaskarbił sobie sympatię kibiców. W miarę upływu czasu nikt już w Zielonej Górze nie wyobrażał sobie bez niego drużyny.

Dzięki temu, że po tylu chudych latach w Zielonej Górze pojawił się w końcu talent utożsamiający się z klubem, razem z kolegami jeździłem za Rafałem na różne imprezy krajowe i międzynarodowe. Zaczęło się od finału Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w Pardubicach w 2001 roku. Jechaliśmy wtedy w ciemno, nie znając nawet godziny rozpoczęcia zawodów, o umiejscowieniu stadionu nie wspominając. Ostatni kilometr pokonaliśmy na słuch i zdążyliśmy na piąty wyścig, w którym akurat jechał Kurman. W sumie poszło mu bardzo dobrze, bo w swoim pierwszym międzynarodowym starcie zdobył srebrny medal. Miał trochę szczęścia, bo prowadzący w wyścigu dodatkowym Szwed Daniel Davidsson miał defekt, ale kto to dziś pamięta? Naturalną kontynuacją był wyjazd na finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, który odbył się w Slanach w 2002 roku. Ta wyprawa był już zdecydowanie lepiej zorganizowana. Do Slanów przyjechaliśmy jeszcze przed południem i po uzupełnieniu braków w zaopatrzeniu w miejscowym sklepie udaliśmy się na stadion. Zajęliśmy miejsca na „trybunach” i w dobrych humorach oglądaliśmy turniej. W Czechach nietrudno o dobrą atmosferę. Wystarczy zgrana grupa ludzi, trochę piwa i czegóż więcej potrzeba? Rafał po trzech startach miał na koncie cztery oczka. Widać było po nim wielki stres. W jednym z wyścigów wygrał start, jednak na drugim łuku został wywieziony pod samą bandę przez Lukasa Drymla i spadł na trzecie miejsce. Dwa ostatnie biegi wygrał i z dorobkiem 10 punktów zajął 6. miejsce. Po turnieju poszliśmy do parkingu, gdzie można było spotykać wielu żużlowców, porozmawiać i zrobić zdjęcia. Na tle wyluzowanych zawodników wyróżniał się Rafał Kurmański, który już na początku zaczął nas przepraszać za słaby występ i obiecywać, że za rok na pewno się poprawi. I nie pomogły gratulacje oraz zapewnienia o naszej radości. Byłem bardzo zaskoczony jego reakcją.

W klubie zachodziły spore zmiany. W 2001 roku w zarządzie pojawił się polityk SLD, który przypomniał sobie, że pochodzi z byłego województwa zielonogórskiego i w tymże roku spokojnie wszedł do sejmu. Zbieżność tych dat nie jest według mnie przypadkowa. W 2002 roku sponsorem tytularnym została firma Quick-Mix, która zapłaciła za to (jak można było dowiedzieć z mediów) śmieszną kwotę 100 tys. zł. Sezon kończył mecz w Gnieźnie (oczywiście byłem tam), decydujący o awansie do ekstraklasy. Wynik był cały czas na styku, jednak w drugiej części minimalną przewagę osiągnęli zielonogórzanie. Po XIII biegach było 36:42. W XIV ze startu doskonale wyszli gospodarze i kiedy wydawało się, że emocje będą do końca, gnieźnieńskich kibiców uciszył Rafał Kurmański wyprzedzając na jednym łuku Krzysztofa Jabłońskiego i Jarosława Łukaszewskiego (youtube.com). Biegowy remis dawał awans zielonogórzanom.

W przerwie między sezonami prezesem klubu został ów pan poseł, podpisano kontrakty z Rafałem Okoniewskim i Piotrem Świstem praktycznie bez żadnego zabezpieczenia finansowego, a sponsorem tytularnym drużyny pozostała firma Quick-Mix, bo z tego co pamiętam ww. kwota była zapłatą za dwa sezony. Po zakończeniu w dość dziwnych okolicznościach, współpracy z dotychczasowym sponsorem, Rafał zmienił kolor kombinezonu. Zaczęło się nieźle, bo od zwycięstwa na swoim torze z mistrzem Polski – Polonią Bydgoszcz. Najlepszym zawodnikiem gospodarzy był oczywiście Kurmanek (zdobył 12 punktów plus bonus), który pomagał swoim dużo więcej zarabiającym kolegom, mając oczy dookoła głowy. Potem przyszedł kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy zielonogórskich kibiców. ZKŻ Quick-Mix przegrał bez walki we Wrocławiu (byłem na tym meczu) 55:35. Kto był najlepszym zawodnikiem? Oczywiście Rafał -14 punktów (dla porównania najdrożsi w drużynie Okoniewski, Świst i Billy Hamill zdobyli razem 15 oczek). Potem był pojedynek z Unią Leszno i pamiętny XI wyścig, kiedy to Kurman na ostatnim okrążeniu minął Krzysztofa Kasprzaka i Rafała Dobruckiego (youtube.com). Kolejny  mecz wyjazdowy w Częstochowie ZKŻ przegrał 60:30. Kurman zdobył 16 punktów!!! Ponad 50% punktów drużyny. Próbował pomagać innym (tym lepiej zarabiającym), ale byli zbyt wolni. To co wyczyniał na torze było wręcz niewiarygodne, a pojedynek z Rune Holtą, to poezja speedway’a (niestety nie znalazłem na youtubie). Rafał został doceniony i otrzymał dziką kartę na Grand Prix Europy w Chorzowie. Turniej był strasznie słaby (chyba najgorszy turniej jaki w życiu widziałem), bo długi, wąski betonowy tor nie pozwalał na mijanki, ale Kurmanek wygrał jeden bieg, startując z pierwszego pola. Niestety, docenianie z zewnątrz nie przełożyło się na jego pozycję w klubie. Cóż z tego, że reszta była żałosna. Prezes piał z zachwytu nad Rafałem (tyle, że Okoniewskim), Świst przywoził po jednym punkcie, ale i tak jeździł, bo miał prawdopodobnie zagwarantowane miejsce w składzie, a ratunkiem miał okazać się… Krzysztof Słaboń, ściągnięty na mały kontrakt. Jego poziom pominę, bo był żenujący, ale oczywiście prezes dbał o niego jak o skarb, bo Chris pomimo słabej jazdy miał fochy. To wszystko sprawiło, że w Kurmanku coś pękło. Czuł się wyraźnie źle w tej „drużynie”. Przestał oglądać się na „kolegów” z zespołu, nie patrzył kto jedzie za nim, coraz mniej było mijanek na dystansie w jego wykonaniu. Wyraźnie jazda w zielonogórskim klubie przestała mu sprawiać radość. Na szczęście podpisał kontrakt w Szwecji i tam mógł się nieco uwolnić od naszego piekiełka. W Szwecji (dokładnie w Kumli) rozgrywany był także finał IMŚJ. Niestety klub zostawił Rafała na pastwę losu. Kurman nie miał zapewnionego hotelu i musiał spać w busie. Efektem było mocne przeziębienie, które nie pozwoliło mu na walkę o medal, a był to jego ostatni start w tych rozgrywkach, bo kończył wiek juniora. W końcu przyszedł nieszczęsny wrześniowy dzień, kiedy to na własnym torze miał groźny wypadek podczas finału Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski. Z urazem kręgosłupa został przewieziony do szpitala, gdzie na szczęście udało się go doprowadzić do zdrowia.

W przerwie między sezonami pan poseł przestał być prezesem, co w dziwny sposób zbiegło się z informacją, że posłowie w Parlamencie Europejskim będą zarabiać tyle ile w parlamentach krajowych. Dla Polaków oznaczało to sporą obniżkę, więc ów pan poseł nie wziął już udziału w wyborach do PE. Do rzeczy. Zastanawiałem się (jak pewnie wielu) czy kontuzja wpłynie jakoś na postawę Rafała, czy nadal będzie dynamiczny. Okazało się, że radzi sobie nad podziw dobrze. W meczu z Atlasem Wrocław zdobył 15 punktów, ale drużyna przegrała na własnym torze. Potem było znacznie gorzej. Klęskę w Bydgoszczy poniósł klub (61:29) oraz sam Rafał (1 pkt). Nie udało się także wygrać w kolejnym pojedynku na własnym torze z Włókniarzem Częstochowa. Kurman przywiózł tylko 7 oczek w sześciu biegach, żadnego z nich nie wygrywając. Po defekcie w jednym ze startów zjechał na murawę, zeskoczył z jadącego jeszcze motocykla i poszedł wyraźnie zdenerwowany do parkingu, zostawiając swój sprzęt gdzieś w trawie. Miał kryzys i to wyraźny. Po meczu spotkał się z kibicami w pubie Heineken. Niestety został tam dłużej i oskarżono go o pobicie barmana, który z obrażeniami znalazł się w szpitalu. Rozpoczęła się nagonka medialna, w której brylował jeden z dziennikarzy Gazety Lubuskiej. Trwała niemoc. Jakieś przełamanie nastąpiło w Lesznie, gdzie, mimo przegranej, zarówno drużyna jak i sam Rafał pojechali przyzwoite zawody. Wydawało się, że będzie lepiej. Tymczasem 29 maja Kurman został złapany przez policję, kiedy prowadził samochód po spożyciu. Nie wytrzymał i zrobił to co zrobił.

To był szok. Ja osobiście czułem się jakoś oszukany przez Kurmana. Nie rozumiałem tego co zrobił i dalej nie rozumiem. Poszedłem na mszę za niego i na pogrzeb, jednak długo potem nie chodziłem na jego grób. Minęło ponad półtora roku zanim się tam pojawiłem, choć wiedziałem, że to co się stało, było przede wszystkim tragedią samego Kurmanka. To było jakieś dziwne. Człowiek, który tak wiele ryzykował na torze, nagle poddał się bez walki. Teraz wiem chyba trochę więcej o nim, a sam też jestem te kilka lat starszy. Mam wrażenie, że żużel był dla niego swego rodzaju zbawieniem. W końcu mógł robić to, co kochał, bo speedway był całym jego życiem w sensie dosłownym. Niestety w pewnym momencie gdy przyszedł trudniejszy moment w karierze i w życiu, zabrakło Rafałowi jakiejś sensownej alternatywy. Pomimo obietnic nie kontynuował nauki, kończąc edukację na zawodówce. Pomiędzy zawodami i treningami często siedział w parkingu sam, dłubiąc słonecznik. Żużel stał się celem, a nie środkiem. Czegoś, a może raczej kogoś w jego życiu chyba zabrakło. Nie było przy nim nikogo, kto by mu pomógł poruszać w świecie realnym jak i żużlowym. Tę pustkę wypełnili ludzie, którzy chcieli wykorzystać czyjś sukces do swoich potrzeb, a dobrze wiemy, że takie hieny niestety zawsze się znajdą. Tak mi się wydaje, że jakiś wpływ miała tu również obecność pana posła, który co prawda nie bezpośrednio, ale jednak zabrał Rafałowi radość z uprawiania żużla.

Czy można było temu wszystkiemu zapobiec? Myślę, że na dłuższą metę raczej nie. Każdy z nas ma lepsze i gorsze dni i nie zawsze wszystko wychodzi tak jak byśmy tego chcieli. Większość ludzi jakoś sobie z tym radzi, korzystając z pomocy przyjaciół. Rafał był osobą dorosłą (przynajmniej według dowodu osobistego) i nikt nie mógł go pilnować przez 24 godziny na dobę. W pewnym sensie drogę mu pokazał Robert Dados, który odebrał sobie życie dokładnie dwa miesiące wcześniej. Mam wrażenie, że Rafał jeżdżąc uciekał od realnych problemów. Speedway był swego rodzaju azylem. Przyszedł jednak taki czas, kiedy realny świat przełamał granicę i coraz bardziej zaczął ten azyl naruszać. Chciał znów uciec. Niestety jedyne otwarte drzwi jakie zobaczył prowadziły do krainy, z której już się nie wraca. Mało kto, oglądając jego akcje na torze mógł podejrzewać, że wewnątrz jest tak bezbronnym chłopcem.

One thought on “Wspomnienie Rafała Kurmańskiego

  • 08-11-2012 z 13:40
    Permalink

    BRAK CIEBIE RAFALKU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!TAK SAMO JAK LUKASZA ROMANKA JAK I ROBERTA DADOSA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    D L A C Z E G O!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *