Przygotowania zawodników do sezonu idą pełną parą. Mają za sobą godziny przepracowane na siłowni, teraz często oswajają się z prędkością szusując po stokach, a już za miesiąc, jeśli oczywiście pogoda pozwoli, usłyszymy pierwsze hałasy na torze. Pomimo że proces przygotowawczy został przepracowany „lepiej niż kiedykolwiek”, to czasem nieudany początek sezonu potrafi negatywnie ustawić następne kilka miesięcy. Jeśli tak się dzieje w przypadku doświadczonych zawodników, to cóż mają powiedzieć juniorzy, zdani niejednokrotnie na klubowy sprzęt?
Głupie przepisy wprowadzone w polskiej ekstralidze osłabiają często formacje seniorskie, jednocześnie przerzucając część odpowiedzialności na najmłodszych. O ile młodzieżowcy potrafią czasem zaskoczyć, szczególnie na własnym torze, to jakoś trudno mi uwierzyć, że ludzie jeżdżący na żużlu po kilkanaście lat, trafiający do najwyższej klasy rozgrywkowej przypadkowo, dzięki idiotycznemu regulaminowi, nagle zaczną przywozić punkty. Nie będę rzucał nazwiskami, ale dziwię się kilku zawodnikom, że wciąż jeszcze uważają się za wartościowych ekstraligowców. Dość ryzykowną strategię przyjęto w Gdańsku i Wrocławiu, gdzie mają zaledwie po dwóch polskich seniorów. Można powiedzieć, że podobna sytuacja ma miejsce w Lesznie i Tarnowie. Owszem, ale tam zawsze w miejsce seniora może wskoczyć któryś z mocnych juniorów. Tymczasem Sparta i Wybrzeże w przypadku kontuzji (czego oczywiście nikomu nie życzę) jednego z seniorów i braku możliwości skorzystania z zastępstwa zawodnika są skazane na dziurę w i tak niezbyt silnym składzie.
Jeśli przyjrzymy się sile młodzieżowców w poszczególnych drużynach, to można je podzielić na te, które dysponują prawdziwymi rakietami i te, które teoretycznie są skazane na pożarcie. Paradoksalnie właśnie ta druga grupa ma szansę na najlepsze wykorzystanie z obowiązujących przepisów, bo nikt na nich nie liczy, a więc presja jest dużo mniejsza niż w przypadku młodych żużlowców mających na swoim koncie sukcesy i posiadających spore doświadczenie. Wydaje mi się, że największe oczekiwania będą związane z występami braci Pawlickich, Macieja Janowskiego, Patryka Dudka oraz Emila Pulczyńskiego, bo oni powinni mieć dość spory wpływ na dorobek punktowy swoich drużyn. Z drugiej strony mamy ciekawą grupę młodych chłopaków spoza tej wąskiej elity, których zadaniem jest oswajanie się z wielkim speedway’em. Krystian Pieszczek, Łukasz Sówka, Patryk Malitowski, Artur Czaja, Szymon Woźniak, Kacper Rogowski, Adam Strzelec, Kamil Pulczyński, Tobiasz Musielak, Rafał Adamczewski. Trudno liczyć w ich przypadku na regularne zdobycze punktowe, ale też ich zadaniem nie jest przesądzanie o zwycięstwie lub porażce swoich ekip.
Wśród juniorów ekstraligowych mam dwóch zawodników, których nie przydzieliłem do żadnej z grup. Są to Kacper Gomólski i Bartosz Zmarzlik. Dlaczego? Bo wobec nich będą duże oczekiwania, ale jednocześnie ich zadaniem jest wciąż nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Tyle że pozycja każdego z nich jest zupełnie inna. „Ginger” jest nabytkiem zajmującym miejsce tarnowskim wychowankom. Ma chłopak talent, ale wciąż brak mu obycia w najważniejszych momentach. Dziwię się, że zdecydował się na odejście akurat do „Jaskółek”. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że w chwili podpisywania kontraktu nie było jeszcze mowy o transferze Maćka Janowskiego. W obecnej rzeczywistości musi w każdym meczu udowadniać swoją przydatność, bo każde potknięcie będzie oznaczać rezerwę taktyczną. Z kolei Bartek jest ucieleśnieniem marzenia gorzowskich kibiców o sensownym wychowanku w składzie, tyle że na razie jest wybitnie zawodnikiem własnego toru. Wpływ na to mają różne czynniki. Dziwię się trenerom Stali, że tak rzadko można go oglądać w różnego rodzaju zawodach juniorskich. W tym wieku żużlowcy potrzebują dużo jazdy, a trenowanie na własnym torze pod kątem przygotowania do konkretnej nawierzchni jest cofaniem się w rozwoju. Jeśli Bartek będzie nadal tak prowadzony, to po skończeniu wieku juniora poszuka sobie miejsca w jednej z niższych lig, albo zakończy karierę.
Życzę młodym, żeby sprawiali coraz więcej niespodzianek. Jest to o tyle ważne, że poza Tarnowem i Rzeszowem pozostałe kluby opierają się na wychowankach, jeśli chodzi o formacje juniorskie. Wystarczy pójść na stadion, żeby się przekonać ile satysfakcji dają kibicom punkty młodych wychowanków. Oby tylko dano im trochę spokoju i czasu, a na pewno odwdzięczą się swoją postawą na torze.