Sporo się ostatnio dzieje wokół Falubazu mimo, że ostatni mecz jechaliśmy przecież dwa i pół tygodnia temu. Na szczęście nie są to sprawy negatywne, a raczej różne sposoby na rozwiązywanie problemów, jakie przynosi życie.
Okazało się, że Fredrik Lindgren nie pojedzie w środę, bo odczuwa jeszcze skutki wypadku w lidze brytyjskiej. Mam nadzieję, że wykuruje się do soboty i w sobotnim Grand Prix będzie już śmigał na 100%. Na dzień dzisiejszy jest niezdolny do jazdy i dobrze, że nikt nie zmusza Szweda do jazdy. ZZ nie wchodzi, jak się okazuje, w grę, bo wykluczałaby Fredkę z sobotniego startu w Vojens. Na szczęście udało się jednak ściągnąć Nielsa Kristiana Iversena. Lekkie kombinacje: wykorzystanie dziwnych przepisów duńskiej federacji, namówienie Nickiego Pedersena na zastąpienia PUK-a w barwach Holsted i Duńczyk jedzie z mychą na plastronie. A jednak, wbrew temu co pisałem ostatnio, zależy mu na starcie. Nie wiem czy rozchodzi się tylko o pieniądze. Myślę, że nie, bo pozostaje jeszcze ambicja i chęć starania się o kontrakt na przyszły sezon. Przecież nawet jeśli nie zostanie w Falubazie, to zmieni klub, a trudno negocjować dobry kontrakt gdy nie ma okazji do startów. Podsumowując, cieszę się, że Niels pojedzie. Wierzę, że będzie ważnym ogniwem, a pamiętać trzeba, że niejednokrotnie ratował nas w trudnych chwilach.
Pojawiła się możliwość pozyskania sponsora strategicznego na kolejne trzy sezony. Zbawca wg nieoficjalnych informacji z Radia Zielona Góra chce wspomóc nasz klub kwotą 2 mln zł, co daje niecałe 700 tys. zł za sezon. W zamian chce jednak przejąć nazwę klubu czyli zastąpić Falubaz. Nie wiem, co sądzą o tym inni kibice, ale dla mnie jest to kwota trochę za niska. Pomijam tutaj wartość sentymentalną i przywiązanie do historycznej nazwy. Postaram się skupić na argumentach racjonalnych. Trzeba się zastanowić co zyskuje firma, bo przecież nie robi tego dla idei. Niewątpliwym plusem jest reklama poprzez wyczytywanie jej nazwy w serwisach sportowych telewizji publicznej (inne raczej nie zajmują się żużlem) oraz niektórych rozgłośniach radiowych. Do tego dochodzą artykuły w prasie sportowej i nie tylko oraz rozpowszechnienie wśród sporej rzeszy fanów speedway’a w naszym kraju. Taką promocja powinna kosztować, bo przecież wchodząc w nazwę naszego klubu, sponsor kupuje markę czyli coś na co pracowano przez wiele lat. Wystarczy wyjść na zielonogórskie ulice żeby przekonać się czym jest Falubaz dla Zielonej Góry. Nie wiem czy w jakimkolwiek innym polskim mieście ludzie mają takiego jobla na punkcie jakiegokolwiek klubu.
Nie wiem czy Robert Dowhan zgodzi się na podpisanie umowy. On na pewno patrzy z trochę innej perspektywy, bo te niespełna 700 tys. zł. za sezon, to jednak jest jakiś pieniądz. Dużo miałem uwag do postawy R. Dowhana, ale dotyczyły one jego zachowania w tym roku. Nie można jednak pominąć całej pracy jaką włożył w doprowadzenie tego klubu do stanu używalności. Bagno finansowe jakie zostawił poprzedni prezes było ogromne. Kompletna utrata wiarygodności u dostawców sprzętu przez niespłacanie zaległości, podpisywanie kontraktów niemożliwych do zrealizowania, ściąganie zawodników z zewnątrz, to tylko część grzechów Roberta Smolenia. Z tego wszystkiego trzeba było jakoś wyjść z twarzą i tą pracę zrobił R. Dowhan. Ściągnął najpierw Grzesia Walaska, potem Piotra Protasiewicza, przywrócił w końcu nazwę Falubaz i zdobył wraz z zawodnikami mistrzostwo Polski. Czy pozwoli teraz aby spora część tej ogromnej pracy poszła na konto nowego sponsora? Rozumiem, że ma ogromny ból głowy, bo chce zapewnić spokojną sytuację finansową.
Obecny prezes i cały sztab ludzi pod jego przywództwem włożyli sporo pracy. Ale nie tylko oni. To wszystko nie udałoby się, gdyby trybuny świeciły pustkami. Tymczasem to my, kibice, z własnych kieszeni przez wiele lat płaciliśmy za najdroższe bilety w Polsce. Grupa netfansów rozkręciła w tym mieście modę na speedway. Zawsze było żółto-biało-zielono, ale jednak brakowało tego najważniejszego. Tego co zawsze było w tle – Falubazu. Od ubiegłego roku ta nazwa obowiązuje już oficjalnie i szaleństwo jest jeszcze większe. Naprawdę szkoda byłoby zapaprać sobie historię, do której z takim trudem wracaliśmy, firmując coś, co myśli, że można wszystko kupić.
Tak z drugiej strony, to lekko licząc klub ma dużo większe dochody z wejściówek. Za same karnety rocznie do kasy wpływa zapewne ponad milion zł. Doliczmy jeszcze bilety i okaże się, że proponowane pieniądze są raptem może 1/3 tego, co dajemy my, kibice. Można założyć oczywiście, że te wpływy pozostaną na podobnym poziomie, ale czy na pewno? Wiadomo, że sponsor dając pieniądze chce żeby jego nazwa była promowana w najlepszy możliwy sposób czyli przez zwycięstwa i medale. Wtedy dużo mówi się o klubie, a tym samym i o nim. Nikt nie chce być kojarzony z przeciętnością czy słabizną i to jest naturalne. Powstaje pytanie: czy w trakcie takiego sezonu jak obecny, kiedy co prawda mamy wciąż realną szansę na medal (i to nawet złoty), ale runda zasadnicza była w dużej mierze porażką, nie zacznie się presja na zawodników. Jak ktoś daje pieniądze, to raczej kończą się sentymenty. Wyjątkiem są tutaj Kronopol czy Duda, ale na większą ilość takich firm bym nie liczył. To również trzeba wziąć pod uwagę, bo patrząc od strony pieniędzobiorcy, jest to pewien, całkiem możliwy, koszt.
Należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt, bo trzeba się uczyć na cudzych błędach. Wszyscy pamiętamy co się działo w Częstochowie. Jakie kontrakty były tam podpisywane, jakie nazwiska przewinęły się przez ten klub. Nagle przyszedł kryzys. Skończyły się pieniążki, bo nikt nie będzie płacił na żużel kosztem własnej działalności. Nie ma sentymentów. Dziś znów jest tam Włókniarz, ale jego sytuacja jest dramatyczna. Zaległości finansowe, skład będący zbieraniną tych, którzy zostali na rynku, średnio sporo poniżej 7 tys.kibiców na mecz na wyremontowanej Arenie Częstochowa, mogącej pomieścić obecnie prawie 17 tys. ludzi. A przecież był sponsor, który przejął nazwę i płacił. I co? Jajco! Zarząd mając pewny wpływ najwyraźniej przestał szukać małych firm wspomagających drużynę. Wszystko fajnie, dopóki ten potentat płaci, ale jak przestanie, to leżymy i kwiczymy. Przychody od sponsorów muszą być zdywersyfikowane, bo w przeciwnym wypadku podzielimy los Włókniarza, Pergo Gorzów, Lotosu Gdańsk itd. Zresztą już to przerabialiśmy. Na początku lat 90-tych przyszedł pan Morawski z walizką pełną pieniędzy. Było mistrzostwo, a potem wskutek różnych okoliczności, tragicznych wypadków, ale jednak przede wszystkim braku pieniędzy i zaniedbaniu małych oraz średnich sponsorów niemalże upadek speedway’a w Zielonej Górze. To też jest koszt.
Pojawiają się różne głosy. Jedne są absolutnie przeciwne zmianie nazwy dla innych ważniejsze są pieniądze. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy, choć wiem, że mój głos niewiele znaczy, wszak kwota pieniędzy jaką otrzymuje ode mnie klub jest zbyt mała żeby stawiać mnie w jednym rzędzie z takim potencjalnym sponsorem. Tak na koniec, to przypomniała mi się historia, kiedy to zielonogórski klub nosił nazwę Quick-Mix. Były to chyba najgorsze czasy żużla w winnym grodzie. Utkwiła mi w pamięci taka scena, jak to niejaki pan Kamil Kawicki (wtedy był głosem p. Smolenia) podczas prezentacji próbował nakazać kibicom oklaskiwanie córki prezesa naszego dobroczyńcy, bo ta akurat miała imieniny. Prawdopodobieństwo, że coś takiego się powtórzy jest oczywiście zerowe, niemniej jednak nie wspominam dobrze sponsorów tytularnych spoza regionu. Akurat w Zielonej Górze nigdy nic dobrego z tego nie wyszło.
Szykuje się także inna poważna zmiana, tzn.przebudowa toru na wzór angielski. Przy okazji startu Patryka Dudka w Rye House pojechało tam kilka osób i wraz z Gregiem Hancockiem przypatrywali się brytyjskim owalom. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale powinno być ciekawiej. Mam nadzieję, że przebudowę sfinansuje sam klub, bo w przypadku gdyby inwestorem było miasto, znów czekałoby nas najpierw ogłoszenie przetargu i inne tego typu wydarzenia, a co najgorsze, wygrałaby znów oferta najtańsza.
Na koniec bardzo ważna inicjatywa stowarzyszenia „Tylko Falubaz”. Pozbierali trochę pieniędzy, a ponieważ było za mało, wydali serię szalików. Pieniądze ze sprzedaży przeznaczyli na ufundowanie nagrobka Bogdanowi Spławskiemu – pierwszemu żużlowcowi, który zmarł wskutek obrażeń odniesionych na zielonogórskim torze. Kiedy zdarzył się ten tragiczny wypadek miałem 7 lat i pamiętam, że dowiedziałem się o nim na stadionie, bo kibice na trybunach o tym rozmawiali. Nie pamiętam natomiast żadnych prasowych wiadomości. Chyba przeszło to wtedy bez większego echa.