Cały czas siedzi mi głowie zapowiadany przepis o ograniczeniu liczby startów żużlowców do jednej ligi, poza naszymi rozgrywkami. Zakładam, że pomysł wyszedł od kogoś, kto chciał wykazać się w telewizji. Tyle płaci się za ten żużel, a zawodnicy potem jeżdżą za jakieś grosze w innych ligach, które są transmitowanych w innych telewizjach.
Przecież powodem nie są kontuzje, skoro to właśnie na polskich torach, zabezpieczonych tyloma zapisami regulaminowymi i nadzorem ekspertów, ucierpieli Tai Woffinden, Luke Becker, Frederik Jakobsen, Przemysław Pawlicki, Piotr Pawlicki, Mads Hansen, Damian Ratajczak, Oskar Hurysz, Dominik Kubera, że o polowaniu na Patryka Dudka w Lublinie nie wspomnę. Chyba właśnie wspomniałem.
Czy chodzi o przekładane mecze? Ekstraliga – 7 spotkań, 2. Ekstraliga – 10 spotkań, z tego bodajże 4 w Tarnowie. To nie są jakieś wielkie problemy.
Jak zawodnicy podejdą do tematu? Wystarczy spojrzeć na przykład Leona Madsena, który w tym roku startował tylko w ligach polskiej i szwedzkiej, czyli zgodnie z nowymi założeniami. Przecież on wykorzystał najlepszą ligę świata do testów, za które zapłacono mu jeszcze kolosalne pieniądze. Chyba nikt, może poza jakimiś korpoludkami z telewizji i naiwnymi kibicami ligowymi, nie wierzy w to, że medal w Ekstralidze był jego celem na ten sezon. Jego celem był powrót do walki mistrzostwo świata i cel ten z wielką konsekwencją zrealizował.
Skoro tak chcą znawcy, to życzę wesołego płacenia wielkich pieniędzy za testy na polskich torach.