Spośród meczów trzeciej kolejki ekstraligi najważniejszy dla mecz jest pojedynek w Gdańsku. Mimo, że nie pojadą tam ekipy z czuba tabeli, to ewentualna porażka gospodarzy może ich skazać na walkę o utrzymanie, co, biorąc pod uwagę początkowy etap rozgrywek, byłoby dla nich prawdziwą klęską. Pozostałe mecze mają swoich faworytów, a w dwóch przypadkach szykuje się prawdziwa rzeź niewiniątek, co może być jedynie potwierdzeniem, że próba sztucznego wyrównywania szans poprzez wprowadzanie coraz bardziej ograniczonego KSM-u jest bez sensu.
Obecnie siła Lotosu Wybrzeża opiera się w pewnej części na… zawodniku, który na razie nie jeździ i nie wiadomo kiedy pojedzie. Tyle, że zastępstwo zawodnika za Piotra Świderskiego niedługo się skończy, a sam żużlowiec raczej nie będzie szybko gotowy do jazdy. Póki co zamiast „Świdra” mogą po razie startować m.in. Nicki Pedersen i Thomas Jonasson, co dość pokaźnie wspiera konto punktowe gdańszczan. Ale co poza tym? Co mogą jeszcze przeciwstawić rywalom oprócz znajomości własnego toru? Zobaczymy. Akurat w tym przypadku nie mają przeciwników z najwyższej półki, dodatkowo osłabionych przez… własnego prezesa, który zwolnił lubianego przez zawodników menadżera. Tu pojawia się pytanie, czy polonistom opłaca się walczyć o zwycięstwo i tym samym udowadniać, że Jerry Kanclerz nie jest im potrzebny? Szkoda, że nie będzie możliwości zobaczenia tego meczu w telewizji, bo kibice mogliby zobaczyć walkę drużyn z dołu typowań ekspertów.
A pozostałe mecze? Co mogą zaprezentować rzeszowianie w Gorzowie. Przecież Stal jest tak spasowana do swojego toru, że na dzień dzisiejszy nikt im tam nie podskoczy. Tak mi się wydaje. Być może przeceniam aktualną siłę żółto-niebieskich, ale nie wierzę, żeby PGE Marma nawiązała z nimi choćby w części wyrównaną walkę. Podobnie wygląda sytuacja Unii Leszno i Betardu Sparty Wrocław. Co mogą zaprezentować na „Smoku” wrocławianie poza ambicją? Jeśli w obu tych meczach goście przywiozą po 35 punktów, to będzie można mówić o sporej niespodziance, a przekroczenie tej granicy to już zahaczy o sensację.
Dwa mecze, które pokaże telewizja mają teoretycznie (i praktycznie chyba też) zdecydowanych faworytów. I właściwie odnośnie gospodarzy trudno coś spekulować, bo ich siła jest ogólnie znana. W końcu zarówno Unibax Toruń, jak i Tauron Azoty Tarnów są niemalże pewniakami do zajęcia pewnego miejsca w pierwszej czwórce. Tak naprawdę to czy spotkania będą ciekawe zależy przede wszystkim od gości, czyli Falubazu i Włókniarza. Zielonogórzanie mieli spory dołek, jednak czwartkowe półfinały Złotego Kasku dały pewną nadzieję na poprawę formy, szczególnie polskich liderów zespołu. Gdyby faktycznie Piotr Protasiewicz i Rune Holta pojechali w granicach 10 punktów, to na Motoarenie możemy mieć spore emocje. Nieco inaczej przedstawia się aktualna sytuacja częstochowskich „Lwów”, bo im na razie nie może zarzucić postawy poniżej oczekiwań. Tu raczej idzie o postawę w konkretnym dniu. Trudno raczej sądzić, że częstochowianie ten pojedynek wygrają, ale krwi mogą „Jaskółkom” napsuć, podobnie jak miało to miejsce dwa tygodnie temu w Lesznie.
Podsumowując, znów faworytami są gospodarze, za wyjątkiem meczu w Gdańsku. Co dowodzi, że przedsezonowa, papierowa wartość drużyn wcale nie musi świadczyć o jakości widowiska, jakie stworzą.