Kwalifikacje do IMŚJ – Güstrow

Zawody młodzieżowe, to ten wycinek żużla, który daje mi chyba największą radość z oglądania. Jeśli dodatkowo jest możliwość zobaczenia zawodników, których na co dzień nie mogę zobaczyć w najbliższej okolicy, to radość jest podwójna. Okazja pojawiła się w związku z rozgrywaną w Güstrow rundą kwalifikacyjną Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów.

Po raz drugi miałem okazję oglądać zawody w tym niespełna 30-tysięcznym meklemburskim mieście. Tym razem nie planowałem żadnego zwiedzania, choć wyjechałem z dość dużym zapasem czasowym. Niemieckie autostrady (szczególnie berliński Ring) są dość mocno rozkopane, więc trzeba wziąć pewną poprawkę na czas przejazdu. Pod stadionem, przy bardzo spokojnej jeździe, byłem nieco ponad dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy.

Tor w Güstrow jest bardzo specyficznym owalem ze względu na swoją długość (a w zasadzie „krótkość”) oraz czarną nawierzchnię, która obecnie jest bardzo rzadko spotykana (poza północno-wschodnimi Niemcami). Charakterystycznymi cechami toru jest start ulokowany na samym początku prostej oraz bardzo niekorzystne pole A. Jeśli chodzi o zainteresowanie speedwayem w tym regionie, to zdecydowanie jest ono spore, o czym świadczą ilości różnego rodzaju klubowych gadżetów, co jest dość rzadkie w podobnych klubach. Zainteresowanie jest pewnie napędzane także tym, że w promieniu 100 km istnieją tory w Teterow, Stralsundzie, Parchim, Ludwigslust, Wittstock, a teraz przywracany jest żużel w Neubrandenburgu, a kibiców z Güstrow można spotkać na wielu obiektach, nie tylko w Niemczech, ale także podczas Zlatej Prilby w Pardubicach.

Kiedy przeglądałem dokument na stronie FIM moją uwagę zwróciło to, że numer 1 został przypisany do federacji CAMOD, której nie kojarzyłem i dopiero pod sprawdzeniu okazało się, że chodzi o Argentynę. Zastanawiałem się czy jest to tylko przypisanie” na sztukę”, czy rzeczywiście tamtejsza federacja przyśle do Niemiec swojego zawodnikami. Kiedy została ogłoszona lista startowa okazało się, że w składzie rzeczywiście jest Argentyńczyk – Carlos Eber Ampugnani. Do tego pojawił się Włoch Michele Menani, Austriak Sebastian Kössler, dwóch Francuzów, utalentowany Słoweniec Anże Grmek oraz kilku młodych Niemców, których nie miałem możliwości jeszcze zobaczyć. Sama radość 🙂 Co prawda kilka dni przed imprezą okazało się, że niemieckie przepisy wyeliminowały ze startów Anglików, ale zamiast nich w zestawieniu pojawili się Duńczyk Jonas Seifert-Salk oraz Szwed Anton Karlsson, którego także jeszcze nie widziałem.

Wolny czas spożytkowałem na obejście obiektu, zjedzenie Bratwurst mit Brötchen (czyli kiełbaskę z grilla w bułce) oraz kupienie koszulki klubu MC Güstrow. Tor był dość mocno namoczony, a organizatorzy wysłali jeszcze polewaczkę, pomimo nadciągających chmur. Zastanawiałem się czy to dobry pomysł, ale pierwsze biegi i unoszący się czarny pył udowodniły mi, że ci ludzie jednak wiedzieli co robią. W trakcie imprezy trochę jeszcze popadało, ale stan nawierzchni był pod ich kontrolą. Co prawda przy krawężniku w pierwszym łuku utworzyła się jakaś koleina, która spowodowała upadłem Włocha w VIII biegu, ale szybko wyjechał profesjonalny sprzęt do ubijania, co potem powtarzało się także podczas równania nawierzchni. Myślę, że także polskie kluby, mające nieporównywalnie większe budżety, mogłyby dogadywać się z firmami dysponującymi podobnym sprzętem i w zamian za reklamę korzystać z tego typu współpracy.

Najważniejsze były jednak same zawody, a te były całkiem fajne, mimo że ten tor nie jest najatrakcyjniejszym obiektem na świecie. Ważne, że ci młodzi chłopacy chcieli się pokazać, chcieli walczyć i sprawdzić się na tle rywali prezentujących różne umiejętności. Argentyńczyk prezentował się bojowo, ale na pewno potrzebuje więcej jazdy i zdecydowanie musi poprawić starty, choć jednocześnie trudno akurat ten owal uznać za jakikolwiek punkt odniesienia. Ciekawie ułożyły się zawody, bo na przykład w X biegu jechała trójka zawodników, którzy nie zdobyli w dwóch seriach żadnego punktu i najsłabszym z nich okazał się Michele Menani. Ten sam Włoch w wyścigu XIII pokonał jednak zdecydowaniu wyżej notowanego Australijczyka Matthew Gillmore’a oraz wspomnianego Argentyńczyka. Michele cieszył się tak, jakby awansował do finału.

Z kolei w biegu XIV spotkało się czterech najlepszych zawodników: niepokonani Mads Hansen, Jan Kvech oraz Alexander Woentin oraz Jakub Miśkowiak mający do tej pory 8 punktów. Wszystko ułożyło się po wyjściu z pierwszego łuku, ale po tej gonitwie nie było już zawodników niepokonanych. Generalnie wspomniana czwórka wraz z Jonasem Seifertem-Salkiem stworzyli główną grupę, która walczyła o triumf. Spośród pozostałych żużlowców najlepszy był Francuz Steven Goret i on zasłużenie jako ostatni awansował do finału. Steven był bodajże najbardziej bojowo jeżdżącym uczestnikiem turniej i pozostawił po sobie świetne wrażenie. Przed tegorocznym sezonem podpisał kontrakt z Plymouth Gladiators i choć na razie nie osiąga tam wybitnych wyników, to widać, że przede wszystkim ma możliwość startów i w miarę regularnej rywalizacji.

Wydawało się, że w takiej stawce bez problemów powinni poradzić sobie obaj Polacy: Jakub Miśkowiak oraz Mateusz Świdnicki. O ile pierwszy był klasą samą w sobie i zasłużenie wygrał, to Mateusz nie poradził sobie chyba przede wszystkim z torem. Czytałem, że całkiem wielu polskich kibiców było oburzonych faktem, że w XIX wyścigu J. Miśkowiak nie pozwolił wygrać swojemu koledze klubowemu i tym samym pozbawił go szans na udział w biegu dodatkowym o 6. miejsce dające awans. Szczerze mówiąc, sam myślałem, że tak właśnie się stanie, bo M. Świdnicki wygrał start i nawet prowadził do wejścia w drugi łuk. Wtedy atakiem przy krawężniku został wyprzedzony przez Kubę. I bardzo dobrze, bo dzięki temu wygrał sport, a nie jakieś układy i układziki.

Jeśli chodzi o tych, po których spodziewałem się więcej, to na pewno byli to zawodnicy gospodarzy. Bliżej awansu był Lukas Baumann, ale zaprzepaścił szansę w wyścigach XI (przegrał ze Stevenem Goretem) oraz XVIII, gdy po złym starcie z pola A starał  się atakować, ale uderzył w tylne koło Antona Karlssona, a puszczony przez Niemca motor zabrał ze sobą w bandę Matthew Gillmore’a. Na szczęście dmuchana banda na pierwszym łuku w Güstrow nie jest zamontowana symetrycznie, ale kończy się już zdecydowanie na przeciwległej prostej, dzięki czemu Australijczyk uderzył w dmuchawca, a nie w twarde ogrodzenie. Nie zmienia to niestety faktu, że przyciśnięty dwoma motocyklami nie był już zdolny do startu w powtórce. Na szczęście wrócił do parkingu o własnych siłach.

Ogólnie wyjazd oceniam jako udany. Tor bardzo specyficzny i kompletnie inny od tych, na jakich żużlowcy normalnie trenują. Taki Włoch Michele Menani może ścigać się właściwie tylko w Terenzano, gdzie prosta ma 1oo metrów długości, a w Güstrow proste są symboliczne. Z innych ciekawostek okazało się, że podobnie jak w Bydgoszczy, tutaj także nie było dziewczyn podprowadzających, Dodatkowo sędzia nie korzystał z powtórek telewizyjnych, a mimo to podejmował słuszne decyzje. Coś, bez czego polski ligowy żużel nie istnieje. A tu świat się jednak nie zawalił…

I tym optymistycznym akcentem zakończę opis tej wycieczki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *