Od przyjaciół broń mnie Boże…

Jak można było się spodziewać, powraca temat Przemysława Pawlickiego i jego ojca, którzy mając ważny kontrakt chcieli odejść z Leszna, wykorzystując dość mocno naciągany powód – brak uprawnień ojca do podpisywania kontraktu w imieniu niepełnoletniego syna.


Na pierwszy rzut oka sprawa wydawała się niemożliwa do zrealizowania i podejmowanie takich kroków świadczyć mogło o sporej desperacji obu panów (Przemek skończył 18 lat we wrześniu ubiegłego roku). Nie było to zapewne spowodowane brakiem zainteresowania zawodnikiem ze strony klubu, bo praktycznie od zdania licencji ma on status gwiazdy. Oczywiście nie zawsze występował w lidze, ale też trzeba jasno powiedzieć, że nie zawsze na to zasługiwał. Powód całego zamieszania może więc być jeden – chęć zarobienia większych pieniędzy.

Myślę, że każdy rozsądny człowiek mocno zastanowiłby się przed podjęciem takiej decyzji. Czy zrobił tak p. Piotr? Nie wiem. Zakładając, że tak, musiałby mieć jakąś alternatywę. Cóż mogło nią być? Oczywiście  obietnica wielkich zarobków z innego klubu, przy jednoczesnym zaszantażowaniu zarządu Unii Leszno. Wychodząc  z takiego założenia oczywiście nie było mowy o przegranej. Tak czy inaczej powinno skończyć się podpisaniem korzystniejszej umowy finansowej. Tymczasem okazało się, że zarząd Unii nie ma zamiaru podejmować rozmów i szybko wydał oświadczenie, że P. Pawlicki przestaje być zawodnikiem „Byków”. Po kilku dniach, jak można było się spodziewać, okazało się, że kontrakt jest ważny. I cóż dalej? Zawodnik na niespełna miesiąc przed sezonem zostaje bez klubu, szantaż się nie udał, a wręcz przeciwnie – cały tegoroczny sezon P. Pawlickiego zależy od prezesa Unii Leszno Józefa Dworakowskiego.

Pojawiły się jednak nowe okoliczności. Z jednej strony okazuje się, że leszczyńscy juniorzy prezentują się w sparingach katastrofalnie. Spora część fanów Unii (raczej tych w młodszym wieku) zaczęła zmieniać zdanie. Tworzy się pewna presja na prezesa, a warto przypomnieć, że w ubiegłym sezonie część kibiców w proteście odwróciła się od klubu zaniżając tym samym frekwencję na trybunach. Na pewno odbiło się to na wpływach do klubowej kasy, mogło zniechęcić sponsorów, a przede wszystkim zepsuło atmosferę, której nie udało się naprawić. Mam nadzieję, że p. Dworakowski jednak się nie ugnie. Usuwając z klubu klan Kasprzaków i trenera Cz. Czernickiego pokazał, że nie boi się podejmować trudnych decyzji. Wierzę, że podobnie będzie teraz. Oczywiście „prawdziwi fani” wypomną mu to gdy Unia minimalnie przegra przez brak juniorskich zdobyczy.

Wczoraj postawiony pod ścianą ojciec Przemka wydał oświadczenie,w którym… przeprasza za swoje postępowanie i prosi o umożliwienie synowi powrotu do klubu i walki o skład. Może to świadczyć o rachunku sumienia albo o fiasku rozmów z innymi klubami. W końcu podstawowe prawo ekonomii mówi, że jak spada popyt, to trzeba zejść z ceną. Jakoś nie wierzę w nagłe nawrócenie. Może źle oceniam tych ludzi, ale według mnie przekroczyli oni pewną granicę i nie ma żadnej gwarancji, że za jakiś czas problem nie powróci. W zanadrzu jest przecież brat Przemka. Poza tym uważam, że jeśli środowisko żużlowe ma być normalne, to takich ludzi trzeba po prostu z niego eliminować. Przeraża mnie sposób myślenia ludzi wygłaszających swoje opinie na forum sportowych faktów. Dla nich liczy się tylko i wyłącznie wynik. Można ich zbluzgać, napluć na nich, gotowi są zeszmacić się żeby tylko coś mieć. Nie wiem jaka jest tak naprawdę skala tego. Zresztą wydaje mi się, że jeśli oni odwrócą się od Unii, to klubowi wyjdzie to na dobre. Jeśli ktoś myśli choć trochę przyszłościowo wie, że lepiej mieć mniej kibiców, ale prawdziwych. Ci gówniarze i tak przyjdą na stadion kiedy drużyna zacznie wygrywać. Taka k..wska mentalność.

Jeśli chodzi o samego Przemka, to już ponosi konsekwencje chorych ambicji swojego ojca. Dziś w bardzo słabym stylu odpadł z eliminacji krajowych do Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Jeśli nie dostanie dzikiej karty (a mam nadzieję, że nie dostanie), to może pomarzyć o sukcesach na europejskich torach. Na pewno nie poprawia to jego sytuacji jeśli chodzi o potencjalne negocjacje. Czy szkoda mi chłopaka? Pewnie, że szkoda, ale sam musi zrozumieć, że sukces zdobywa się ciężką pracą, a do uprawiania sportu potrzebna jest przynajmniej minimalna ambicja. W przeciwnym wypadku stanie się średniej jakości riderem, który za kilka lat będzie się miotał w klubach pierwszej lub drugiej ligi, bo nie umie robić w życiu nic innego. Przykro to pisać, ale pierwszym krokiem w dobrym kierunku jest chyba uwolnienie się spod „opieki” ojca…

One thought on “Od przyjaciół broń mnie Boże…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *