Opolska Karolinka

Cieszę się, że udał się kolejny w tym roku wyjazd. Tym razem zawitałem na obiekcie w Opolu, gdzie mogłem zobaczyć turniej „Opolska Karolinka”. Obserwowanie rywalizacji siedząc na kocyku było świetną odtrutką na wcześniejsze doświadczenia z Warszawy i Zielonej Góry. Bo przecież nie stadion jest najważniejszy, tylko atmosfera. I dobrze jest czasem sobie o tym przypomnieć.

Przed żużlem pojechaliśmy do opolskiego ZOO. Jeśli ktoś lubi tego typu miejsca, a nigdy tu nie był, to polecam je odwiedzić bo naprawdę warto. Za stosunkowo niewielkie pieniądze, w porównaniu do prawie trzykrotnie droższego ogrodu zoologicznego we Wrocławiu (i nie da się tej różnicy wytłumaczyć mocno przereklamowanym wg mnie afrykarium), można miło spędzić czas wśród zwierząt. Nie ma tu co prawda wydawałoby się oczywistych zwierząt, jak słonie czy lwy, ale za to są wielkie wybiegi dla goryli, gepardów, jaguara, oprócz tego mrówkojady, wesołe wydry, dużo małych gatunków małp (m.in. pigmejki) czy jedyne w Polsce rosomaki. Trzeba jednak pamiętać, że nie dojeżdża tu transport miejski, więc lepiej być odpowiednio wcześnie, aby zając sobie miejsce na parkingu (darmowym), a bilety zakupić przez internet, dzięki czemu uniknie się stania w kolejce.

Przechodzę do drugiej części wyjazdu. W okolicach stadionu pojawiliśmy się na nieco ponad godzinę przed rozpoczęciem imprezy, a już sporo miejsc parkingowych w okolicy było zajętych. Organizatorzy zebrali całkiem fajną stawkę zawodników, a ponieważ były to pierwsze w tym roku zawody w Opolu, więc na trybunach zasiadła całkiem spora grupa kibiców. I to pomimo wcale nie najniższych cen biletów. Nie ukrywam, że lubię tu przyjeżdżać. Piknikowa atmosfera pozbawiona niepotrzebnej napinki, możliwość rozłożenia koca na trawie i publiczność doceniająca wszystkich zawodników – wszystko, o co chodzi w żużlu. Domyślam się, że miejscowi kibice mają pewnie odmienne zdanie odnośnie stadionu, ale dla mnie jest to świetna sprawa.

Same zawody przyniosły trochę emocji, szczególnie w drugiej części. Całość trwała dość długo (w sumie spędziliśmy tu prawie cztery godziny), a złożyła się na to dość długa prezentacja, wyścigi quadów, konieczność częstego polewania nawierzchni, a także sama tabela wyścigów, bo zawsze któryś z zawodników miał wyścig po wyścigu, co oznaczało oczywiście konieczność dwuminutowej przerwy. Gośćmi specjalnymi na wieżyczce byli Jerzy Szczakiel (co jest w Opolu oczywiste), a także Józef Jarmuła. Na początku były oczywiście podziękowania dla Tomasza Golloba i nie da się ukryć, że na torze też wiele zrobiono właśnie pod niego. Wystarczyło to na początek zawodów…

Ogólnie turniej był udany zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Zawodnicy często jechali w kontakcie, a Nicki Pedersen i Artiom Łaguta zadbali o emocje nieco wykraczające poza rywalizację czysto sportową. Jeśli będę miał taką możliwość, to chętnie wrócę tu w przyszłym roku, niezależnie od rangi zawodów. Myślę, że brakuje u nas towarzyskich turniejów indywidualnych, bo kluby są nastawione wyłącznie na ligę. Wypada wierzyć, że coś w tym temacie zmieni się na lepsze w ciągu najbliższych kilku lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *