Po relacji telewizyjnej z meczu Polska – Dania

Oglądnąłem sobie w telewizji mecz Polska – Dania. Zawody jak zawody – za wiele ścigania nie było, bo tor po opadach deszczu za bardzo na to nie pozwalał. Oczywiście fajnie, że takie imprezy są organizowane, szczególnie w ośrodkach, które na co dzień nie goszczą żużlowców z górnej półki. Po co jednak dorabiać niezdrową ideologię do towarzyskiej potyczki?

Rewanż za ubiegłoroczny Drużynowy Puchar Świata, starcie z najlepszą drużyną na świecie (raptem sześć krajów potrafi zebrać sześciu zawodników na przyzwoitym poziomie), walka na serio, coś więcej niż tylko zwykły testmecz. To szukanie na siłę prestiżu, dorabianie wielkiego znaczenia do zawodów, które tego znaczenia nie mają, są chyba próbą leczenia jakichś kompleksów, bo nie potrafię inaczej tego wytłumaczyć. Czy to przyciągnie więcej kibiców? Na stadiony na pewno nie i chyba podobnie będzie także w przypadku widowni telewizyjnej. Sami zawodnicy chcą wygrywać, bo taki jest sens sportu i tego typu „pomoc” nie jest im do niczego potrzebna, bo powoduje tylko sztuczną presję.

Kiedy po starciu Nickiego Pedersena i Krzysztofa Buczkowskiego Polak upadł, Duńczyk, zdaniem komentatorów, został słusznie wykluczony. Żeby było śmieszniej Zenon Plech stwierdził po chwili, że wykluczenie Pedersena było niesłuszne i z tym akurat się zgadzam, bo Buczkowski będąc z tyłu próbował na siłę założyć rywala. Minęło kilka minut. Gdy Bartosz Zmarzlik ostro przymknął przy bandzie na przeciwległej prostej Mikkela Michelsena, to okazało się, że „było ostro, ale tak się jeździ, bo to żużel, a nie szachy”. Cóż, obiektywizm chyba nie był w tym momencie najsilniejszą stroną obu panów mających pomóc kibicom oglądanie zawodów w telewizji.

Jeszcze lepsze teksty można było usłyszeć podczas wyścigów, w których jechał nasz najbardziej utytułowany zawodnik. V bieg: Tomasz Gollob, choć po słabym starcie tak naprawdę nie nawiązał walki, według komentatora „został zepchnięty na ostatnią pozycję”, poza tym był to „wyścig tuzów obu reprezentacji”, a na dodatek rywale nie mogą skorzystać z jokera. W biegu VII już nawet oni nie bardzo jak mieli bronić „Chudego”, bo nie załapał się na szprycę. Nic to. Po chwili okazało się, że „za wolno motocykl wprowadza go w łuk”. „Tomek Gollob przesunął się w okolice trzeciej pozycji”. „Czy Tomasz Gollob wyprzedzi Petera Kildemanda. W tej chwili wygląda na to, że jest w stanie to zrobić” – choć krajan Hamleta pół okrążenia wcześniej poradził się z bohaterem ostatnich dwóch tygodni i powiększał przewagę. Podobnie rzecz ma się odnośnie wicemistrza świata, który na chwilę obecną jedzie zdecydowanie poniżej oczekiwań większości obserwatorów. Poczekamy jeszcze trochę i zobaczymy czy czasem nie wrócił po prostu do swojego przeciętnego, przez dużą część kariery, poziomu. Póki co wiemy, że to „problemy ze sprzętem”, że „nie trafił z przygotowaniem i silników i całego przełożenia na ten tor”. Ważne, żeby jakoś wytłumaczyć niepowodzenia, a jednocześnie nie sugerować, że być może to zawodnik jest obecnie po prostu słaby. Kiedy obaj pojechali w wyścigu najsłabszych, który podwójnie przegrali, to… okazało się, że zatrudnienie Michelsena (najsłabszy tego dnia Duńczyk bez trudu pokonał wielkich asów) jest świetnym posunięciem ostrowskich działaczy.

Kompletnie powalił mnie p. Ruszkiewicz, gdy stwierdził o Krzysztofie Buczkowskim, że to „młody  zawodnik GKM-u”. Różne są pojęcia młodości, jednak pamiętać trzeba, że „Buczek” ma już 29 lat, a na żużlowca, czy ogólnie sportowca, jest to wiek zdecydowanie dojrzały.

Wracając jeszcze do Tomasza Golloba, to myślę, że na dłuższą metę dziwny medialny zachwyt i zainteresowanie wyjdzie bokiem zarówno jemu samemu, jak i grudziądzkiemu klubowi. Dziwne, bo póki co zaliczył tak naprawdę jedną udaną imprezę, gdzie rzeczywiście pokazał świetne ściganie. Dziwne, bo nawet kiedy zdobywał mistrzostwo świata nie było takiego szumu wokół niego. Dziwne, bo od dobrych trzech lat jego wyniki są mocno średnie. Gołym okiem widać, że dopóki tor jest w miarę ubity, to jest walka i niezły wynik, ale wystarczy trochę przyczepniejsza nawierzchnia i robi się spory problem. Czy zostanie to wykorzystane przez przeciwników? Jest to pytanie retoryczne. Co jednak będzie, gdy deszcz popada i zepsuje tor przy ul. Hallera? Czy świetne spasowanie do swojego betonu wystarczy? Na odpowiedzi muszę poczekać jeszcze przynajmniej dwa miesiące.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *