Pardubice – 46. Zlatá stuha juniorů

W końcu, po wielu latach udało mi się zobaczyć na żywo coroczny pardubicki turniej młodzieżowy. Do 2010 roku kolejność imprez była nieco przestawiona, tzn. mistrzostwa świata były w sobotę, a Zlata Stuha w piątek. I jakoś tak wychodziło, że nie wychodziło…

Zlata stuha, czyli Złota wstęga, jest najstarszym na świecie żużlowym turniejem juniorów, spośród rozgrywanych aktualnie imprez. Organizowana jest nieprzerwanie od 1975 roku, a więc jest starsza nawet od oficjalnych juniorskich mistrzostw świata (do 1987 roku były to formalnie mistrzostwa Europy). Organizatorzy mają więc pełne prawo podkreślać wyjątkowość tych zawodów. W Polsce pewnie wielu kibiców nie rozumie takiego podejścia, bo u nas, poza Memoriałem Alfreda Smoczyka, nie ma niestety szacunku dla tradycji. Wśród triumfatorów tej imprezy są m.in. Tai Woffinden, Andreas Jonsson, Lee Richardson, Krystian Pieszczek, a w ubiegłym roku triumfował tu gorzowianin Mateusz Bartkowiak.

W czasach komunistycznych turniej był przeznaczony głównie dla Czechosłowaków, ewentualnie innych żużlowców z krajów tzw. demokracji ludowej. W pierwszej połowie lat 90-tych zaczęli przyjeżdżać także zawodnicy z państw zachodnich, a pierwszym triumfatorem spoza dawnego Układu Warszawskiego był Brytyjczyk Ben Howe, który wygrał tu w 1993 roku.

Tyle historii, można przejść do teraźniejszości. Nie da się ukryć, że po piątkowych zawodach była obawa o stan toru, który sprawiał wtedy żużlowcom sporo kłopotów. Początek żużlowych zmagań przewidziany był na godz. 15:00, a trzy godziny wcześniej rozpoczynały się mistrzostwa świata we flat tracku – dyscyplinie stosunkowo słabo u nas znanej. Jeśli jednak napiszę, że mistrzostwa te składały się z osiemnastu wyścigów, w których udział brało od sześciu do… dwunastu zawodników, to obawy o stan toru znacznie się nasilały. Te mistrzostwa świata były całkiem ciekawe. To jest jazda na motocyklach podobnych do crossowych, ale mających inne opony. Zawodnicy w łukach nie są w stanie pojechać pełnym ślizgiem kontrolowanym, ale w celu jak najszybszego pokonania wirażów starają się również z próby ślizgu korzystać. Napiszę tak – po finale tor wyglądał… średnio.

Na tor wyjechały dwa traktory robiące kółka, zwożące materiał spod bandy w koleiny zrobione przez szerokie opony flat tracków, oraz jeden czyszczący krawężnik. Potem wszystkie ślady po kręconych kółkach zostały wyrównane, a polewaczka dość obficie polała tor. Zagadką dla nas było jednak to, jak tor będzie zachowywać się podczas wyścigów, w których rywalizować będzie po sześciu młodych zawodników.

Niestety, nie udało się organizatorom zebrać osiemnastu zawodników – dwa miejsca pozostały puste. Francuz Steven Goret siedział na trybunach na sektorze Z, prawdopodobnie dlatego, że po piątkowych problemach został bez sprzętu, a miejscowy żużlowiec Pavel Kuchař upadł dzień wcześniej i nie stanął na starcie sobotnich zawodów. W programie trzeba było trochę pokreślić, bo w miejsce awizowanych wcześniej żużlowców pojawili się Fin Nicklas Säyriö oraz Australijczyk Keynan Rew.

Część zasadnicza składała się z czterech serii, po trzy biegi w każdej z serii, a następnie sześciu najlepszych żużlowców awansowało do finału. W pierwszej serii powtórzyła się sytuacja z piątku, tzn. przy szerszym wyjściu z drugiego łuku zawodnicy mieli problem z przyczepnością. Jednak po kolejnym równaniu i polaniu toru sytuacja poprawiła się i można było także szerzej z tego łuku wyjeżdżać, co zdecydowanie poprawiło jakość widowiska.

Generalnie zawody były naprawdę udane, a żużlowcy pokazali kawał porządnego żużla. Bardzo skuteczny był nowo kreowany mistrz Wielkiej Brytanii w kategorii juniorów Drew Kemp. Ogólnie można powiedzieć, że zawodnicy z Wysp prezentowali się nadzwyczaj dobrze na tak długim owalu i to niewątpliwie jest dobry prognostyk na przyszłość. Pecha miał Australijczyk Brayden McGuiness, który spalił sprzęgło w pierwszym starcie, a w dalszych biegach wyraźnie jego motor nie pozwalał na zbyt wiele. Pecha miał także bojowo jeżdżący Ukrainiec Marko Lewiszyn, który spóźnił się na start w swoim trzecim biegu i pomimo zdecydowanie towarzyskiego charakteru zawodów został przez sędziego wykluczony. Do finału zabrakło mu dwóch punktów i można powiedzieć, że z dużym prawdopodobieństwem te dwa punkty bez większego problemu przywiózłby, bowiem wyścig odbywał się w pięcioosobowej obsadzie, z udziałem Austriaka i Holendra. Ostatecznie do finału, kosztem Ukraińca, wszedł mistrz juniorów Czech Daniel Klima. Swoją drogą wspomniani Austriak i Holender, czyli Sebastian Kössler oraz Romano Hummel całkiem ładnie walczyli, ale na ostatnim kółku Sebastian przewrócił się, jednak podniósł motor i dojechał po punkty do mety.

Przed finałem tylko Jakub Miśkowiak wyszedł na tor sprawdzić pola startowe i na podstawie swoich obserwacji wybrał kask zielony, czyli pole piąte. Start oraz pierwszy łuk pokazały, że to była bardzo dobra decyzja. Tyle, że w trakcie biegu upadł Daniel Klima i wyścig został przerwany. Na torze od razu pojawiła się karetka (upadł w obok wjazdu do parkingu). Choć sam upadek nie wyglądał jakoś dramatycznie, to jednak interwencja medyczna trwała dość długo. Na szczęście obyło się bez groźnych urazów. Przed ponownym startem nagle Jakub Miśkowiak zaczął machać lewą nogą, a po chwili podprowadzający zabrał jego łyżwę. Nie przeszkodziło to Polakowi w wygraniu startu i pomknięciu do mety z dużą przewagą.

Po zakończeniu zawodów, gdy oficjele już rozdali triumfatorom to co mieli rozdać, pozostała otwarta bramka, więc weszliśmy sobie na tor i, o dziwo, nikt nas stamtąd nie wygonił. Udało się nawet przez chwilę porozmawiać z Jakubem Miśkowiakiem. Bardzo fajny, uśmiechnięty chłopak. Przyznał, że bez łyżwy trochę wciągało lewą nogę, ale dał radę wygrać. Mówił też o trudnym piątkowym torze i takie tam rozmowy 🙂

Na koniec jeszcze mała uwaga. Podczas oglądania flat tracków dostałem informację, że w Rzeszowie nie mogą jechać, bo znów jest problem z torem. Wcale mnie to nie zdziwiło, bo wg mnie ta nawierzchnia jest do generalnego remontu. Tam sześć godzin nie wystarczyło na poprawienie toru. W Pardubicach też padało, a jednak tor na piątkowe zawody udało się przygotować, a w sobotę był już naprawdę dobry do ścigania, pomimo wcześniejszych wyścigów wspomnianych flat tracków. I pozostaje pytanie: na co w Polsce idą kolosalne pieniądze, skoro kluby często nie mają ani potrzebnego sprzętu, ani ludzi znających zachowanie się nawierzchni w określonych warunkach pogodowych?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *