Wygląda na to, że sytuacja finansowa i organizacyjna w polskim żużlu nieekstraligowym jest gorsza niż można było przypuszczać. Centrala wychodzi najwyraźniej z założenia, że jeśli na siłę pozwoli klubom nie potrafiącym spłacić swoich długów uczestniczyć w rozgrywkach, to uratuje sytuację. Dziwne podejście, bo przecież na dłuższą metę żużel jako całość jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwa.
Przecież to właśnie pod kątem tych najgorzej prosperujących klubów ustalono granice stawek za punkt dla zawodników. Pomogło? Nie. Ustalono chory KSM mający wyrównać poziom poszczególnych drużyn. Pomogło? Nie. Wprowadzono drastyczne ograniczenia w ilości zawodników z cyklu SGP w meczu. Jest taniej? Nie. Jest jeszcze gorzej. Z tego co można przeczytać Piła, Ostrów i Kraków nie spłaciły swoich żużlowców. Pamiętać trzeba, że Rybnik wcześniej nie otrzymał licencji, a Poznań wobec trudności finansowych i organizacyjnych w ogóle nie zgłosił się do rozgrywek. Pięć klubów nie potrafiło zamknąć poprzedniego sezonu. Do tego dochodzą jeszcze Częstochowa, Tarnów czy Gniezno, którym wydłużono termin spłaty zobowiązań. Czy naprawdę w Polsce potrzebujemy tak wiele drużyn?
Nie podoba mi się postawa warszawskich działaczy. Jeśli jest regulamin, to trzeba go przestrzegać. Tymczasem mamy przykład łamania przepisów w imię wyższej sprawy. Jeżeli kluby z Piły czy Ostrowa nie dały finansowo rady w II lidze, to jakie są ich szanse na domknięcie budżetu w I lidze? Przecież brak pieniędzy prędzej czy później odbije się na wynikach, a te z kolei będą miały wpływ na frekwencję. Mniej ludzi na trybunach, to oczywiście mniejsze wpływy z biletów, konieczność obniżenia cen oraz jeszcze trudniejsze poszukiwania sponsorów. Nie trzeba być wielkim znawcą, żeby przewidywać, że w pierwszej kolejności obcięte zostaną środki na szkolenie. Efekt? W I lidze tylko klub z Lublina ma wychowanków wśród seniorów. Taniej jest kupić gotowego zawodnika niż wyszkolić juniora. Tylko czy kibice będą się identyfikować z drużyną, która ma co roku nowy skład?
Tymczasem działacze znaleźli wspaniały pomysł. Dopóki nie zakończą procesu odwoławczego kluby mają czas na spłatę zaległości. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest fakt, że ci bankruci zdołali zmontować składy na tegoroczny sezon. Za co? Nie potrafię na pytanie odpowiedzieć. Warto chyba, żeby Warszawa przyjrzała się procesowi montowania drużyn, bo jeśli tworzy się skład, który na pewno musiał coś kosztować, a jednocześnie nie spłaca się długów, to taka praktyka powinna eliminować z rozgrywek. Przecież prędzej czy później problemy wrócą, a to odbije się na wynikach. Wygrane różnicą trzydziestu lub więcej punktów są karą dla zwycięzców, bo rujnują budżety tych, którym jeszcze udaje się wiązać koniec z końcem. Być może trzeba wprowadzić kontrakty ryczałtowe. Jest to oczywiście ogromne ryzyko dla klubów, bo nie ma żadnej gwarancji, że zawodnik stanie na wysokości zadania, ale za to można z dużo większym prawdopodobieństwem oszacować planowane wydatki, a poza tym zabezpiecza się przed klęską urodzaju. Ryczałty mają jeszcze jedną zaletę: w przypadku wysokiego prowadzenia dużo łatwiej będzie nakłonić seniorów do ustąpienia miejsca juniorom, a tym samym więcej szans na starty mieliby młodzi żużlowcy.
Wiem, że ryczałty nie są idealnym rozwiązaniem, bo w przypadku kiepskiego sezonu narażają klub na dużo większe wydatki. Natomiast odrzuciłbym argumenty o braku motywacji, bo jednak zdecydowana większość sportowców ma ogromną ambicję oraz chęć wygrywania i nie trzeba ich dodatkowo mobilizować. Nikt nie lubi jeździć z tyłu. Jeśli ktoś nie ma sobie elementarnej ambicji, to nawet największe pieniądze na dłuższą metę nie zmuszą go do wysiłku.
Podsumowując, jeśli chce się uzdrowić sytuację, to po pierwsze trzeba uprościć regulamin i zamiast nakładać coraz to nowe ograniczenia, które i tak nic nie dają, pozwolić klubom działać w ramach wolnego rynku, z zastrzeżeniem jednak, że celowe działanie na szkodę klubu, polegające na podpisywaniu kontraktów bez pokrycia musi mieć jasno sformułowane i, co najważniejsze, egzekwowane konsekwencje. Nikomu nie opłaca się wciąż wysoko wygrywać, bo nudne mecze nie zwiększą ilość kibiców na trybunach. Ryczałty nie wykluczają przecież określania w kontrakcie nagród oraz kar za osiągnięte wyniki.