V runda DMPJ w Zielonej Górze

Po raz pierwszy w tym roku miałem możliwość obejrzenia choć części zawodów na zielonogórskim torze. Okazją były Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów. Takie turnieje dają możliwość bycia na bieżąco z aktualną formą młodych zawodników, którzy będą być może przyszłością tego sportu za kilka lub kilkanaście lat.

Na starcie stanęły oczywiście cztery drużyny, ale już z góry wiadomo było, że PSŻ ma formalnie tylko trzech, a faktycznie zaledwie dwóch żużlowców. Łotysze z kolei korzystali z zastępstwa zawodnika, a w Stali Gorzów papierowym zawodnikiem okazał się Oliwier Ralcewicz. Czyli z zakładanych szesnastu jeźdźców zrobiło się nam tylko dwunastu, a w trakcie zawodów wyeliminował się jeszcze przedstawiciel gospodarzy Filip Frącewicz. Jeśli dołożymy do tego defekty, upadki i wykluczenia, to okaże się, że w czteroosobowym składzie zakończyło się zaledwie trzy na dwadzieścia wyścigów, a w dwunastu wyścigach już na starcie pojawiała się niepełna stawka.

Kluby wystawiają zawodników, jakimi dysponują, żeby nie płacić kar, ale jednocześnie i trenerzy i kibice drżą, żeby któryś z zawodników podstawowego składu nie odniósł kontuzji. Jeśli chodzi o trzy polskie kluby, które miałem możliwość dziś zobaczyć, to szkolenie w każdym z nich jest na innym etapie – w Poznaniu na chwilę obecną jest szczątkowe, w Zielonej Górze coś się dzieje, ale trzeba wspomagać się posiłkami z zewnątrz, a Gorzów co jakiś czas wypuszcza na rynek ciekawych wychowanków.

Nie ukrywam, że chciałem zobaczyć dwóch świeżych zielonogórskich żużlowców, którzy licencję zdali w  tym roku. Filip Frącewicz pokazał się z dobrej strony, ale niestety przeszarżował i zakończył udział w zawodach spektakularnym wypadkiem, po którym jego motocykl znalazł się w pasie bezpieczeństwa. Przyznam jednak, że dawno nie widziałem młodego stażem zawodnika, który tak szybko podejmowałby decyzję dotyczącą możliwości zaatakowania przeciwnika. Zabrakło jednak umiejętności i skończyło się tak, a nie inaczej. Chłopak ma na pewno spory potencjał, choć tę młodą gorącą głowę trzeba będzie czasem studzić. Z kolei Wiktor Pelc ma jeszcze dużo pracy przed sobą, żeby móc płynnie przejeżdżać cztery kółka. Wygrał co prawda jeden wyścig, ale tylko dzięki temu, że był jedynym jego uczestnikiem. Niemniej pierwszą trójkę w karierze już na swoim koncie ma, choć czas 74,56 s nie może być tutaj zadowalający. Może to kwestia stresu spowodowanego pierwszym startem przed własną publicznością. Obaj niewątpliwie potrzebują wiele startów, żeby nabrać odpowiedniego doświadczenia. Życzę im oczywiście powodzenia w spełnianiu sportowych marzeń.

Ogólnie zawody ciekawe ze względu na możliwość wyciągnięcia wniosków, bo trudno było spodziewać się tutaj jakieś niewiarygodnej rywalizacji. W oglądaniu nie pomagały tumany kurzu, które niemiłosiernie atakowały oczy, szczególnie przy podmuchach wiatru. Jutro kolejna runda tych zawodów i wypada mieć nadzieję, że statystyka wyścigów ukończonych w pełnej obsadzie będzie bardziej zadowalająca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *