Miniony weekend obfitował w całkiem sporą dawkę emocji, wszak w piątkowy wieczór i w sobotę rozegrane zostały decydujące turnieje Drużynowego Pucharu Świata, a w niedzielę nadrobiono część zaległości w polskich ligach. Niestety, najprawdopodobniej przez jakiś czas nie będziemy oglądać na żużlowych torach Grigorija Łaguty i to w dłuższym okresie czasu będzie najważniejsza konsekwencja ostatnich kilku dni.
Ja rozumiem, że powinienem skupić się na zwycięstwie Polski, ale tak nie zrobię. Nasi reprezentanci wygrali zasłużenie, w sportowej walce i to nie podlega żadnej dyskusji. Tyle, że poza Polską tegoroczny DPŚ zostanie zapamiętany z zupełnie innych powodów, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Przede wszystkim na starcie zabrakło liderów Brytyjczyków oraz Amerykanów, w eliminacjach ze startu zrezygnowali czołowi reprezentanci Niemiec, w półfinałach brakiem zaangażowania wykazali się Czesi (to bardzo delikatne stwierdzenie), Duńczykom też jakoś nie bardzo zależało na awansie chociażby do barażu. Z kolei w barażu Australijczycy nie nawiązali walki z osłabionymi brakiem zawieszonego Griszy Rosjanom. W finale Rosjanie i Brytyjczycy w sumie zdobyli dziewięć punktów mniej niż drudzy Szwedzi, co pokazuje poziom tego turnieju. Można powiedzieć: co nas to obchodzi? Oczywiście, to nie nasza wina, że rywale mają problemy sami ze sobą, ale jeśli tak dalej pójdzie, to Polacy nie będą mieli z kim walczyć w tych rozgrywkach. Tak na dobrą sprawę, to już teraz złoto można od razu wręczyć naszej reprezentacji, a reszta niech ściga się o srebro w systemie znanym z Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów – przynajmniej mielibyśmy wyścigi par.
Nie rozumiem, dlaczego przy tak ogromnych różnicach sprzętowych finał nie dość, że jest rozgrywany w naszym kraju, to jeszcze na torze, na którym liczy się przede wszystkim szybkość motocykla. Paradoksalnie, pomimo tego, że nawet światowa federacja promuje najbogatszych, to prawdziwymi zwycięzcami są startujący w czwórkę ambitni Łotysze oraz Amerykanie – półamatorzy, którzy niespodziewanie nawet dla samych siebie weszli do barażu, po czym przyjechali do Leszna (praktycznie na koszt ich menadżera) i pięknie cieszyli się ze zwycięstwa Luka Beckera w XX wyścigu. Na uwagę zasługuje także start w eliminacjach drużyny francuskiej, co jest kolejnym pozytywnym objawem w tym kraju, wszak we Francji w tym roku ruszyły rozgrywki ligowe. Póki co mają w swoich szeregach dwóch znanych na europejskich torach zawodników, czyli Davida Bellego i Dmitri Berge. Jeśli chodzi o Łotyszy, to możliwe, że powstanie tam drugi ośrodek żużlowy, przy istniejącym od ubiegłego roku toru w Rydze. Oby tak dalej.
Jeszcze jeden akapit w temacie DPŚ. Chyba trochę poniosło siedzącego w „studiu” Stanisława Chomskiego, który zaczął kpić z brytyjskich zawodników oraz ich ligi. Cóż, szkoda że przed zawodami nie popadało solidnie, bo wtedy pewnie pan Stanisław nie miałby pewnie takiej zadowolonej miny. Nie wypada szkoleniowcowi ekstraligowej ekipy wypowiadać się w ten sposób. Wystarczy przypomnieć sobie liczbę odwołanych spotkań w naszej najlidze, choć kilka z nich spokojnie mogło się odbyć. Nie rozumiem także nazywania toru w King’s Lynn najbardziej polskim z angielskich owali. Szkoda, że właśnie tam nie mieli okazji jeździć nasi reprezentanci. Obawiam się, że wielu znawcom (w tym panu Stanisławowi) mina mogłaby zrzednąć.
Jeśli próbka B potwierdzi stosowanie niedozwolonych środków przez Grigorija Łagutę, to żużel poniesie wielką stratę – wizerunkową oraz jakościową. Grisza jest na chwilę obecną ponadprzeciętnym zawodnikiem, potrafiącym dać kibicom emocje na wysokim poziomie. Warunki są jednak znane wszystkim, więc jeśli został przyłapany na stosowaniu niedozwolonych środków, to konsekwencje muszą być poważne. A konsekwencją kary dla Rosjanina będą poważne problemy jego polskiego klubu, czyli ROW-u Rybnik. Nagle okazuje się, że środowy mecz z Falubazem, zamiast walki o play-offy będzie walką o przetrwanie, jako że „Rekiny” tracą aż pięć z siedmiu zdobytych punktów. Trzy punkty prawdopodobnie zasilą konto Włókniarza Częstochowa, co sprawi, że „Lwy” mogłyby liczyć się w walce o najwyższe cele. Mogłyby, ale zanim jeszcze skorzystały na wpadce swojego byłego zawodnika, przegrały zdecydowanie na swoim torze z Unią Leszno, czym właściwie potwierdziły, że… nie zasługują na miejsce w czwórce.
Tak na dobrą sprawę, to jeśli nie dojdzie do jakiegoś kolejnego trudnego do przewidzenia wydarzenia, to kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje już tylko wyłącznie kolejność wewnątrz obu czwórek, bo ich obsada jest właściwie znana. Coś może się jeszcze dziać w walce o utrzymanie.
Jak trwoga to do… lig zagranicznych. Krzysztof Buczkowski wreszcie podpisał kontrakt w Szwecji, podobnie jak będący poza głównym składem Sparty Tomasz Jędrzejak. Jednak hitem dla mnie jest kontrakt Pawła Przedpełskiego z Leicester Lion. Myślę, że nie tylko ja będę obserwował z uwagą jego starty na angielskich owalach. Szczerze życzę wychowankowi toruńskiego klubu odzyskania radości z jazdy i poczynienia postępów.
Uzupełnienie
Kontrakt ze Swindon Robins podpisał Tobiasz Musielak. Ciekawy kierunek. Powodzenia.