Przy okazji pobytu w Gorzowie zrobiłem trochę zdjęć podczas finału Drużynowego Pucharu Świata. Starałem się fotografować zarówno z górnej jak i dolnej trybuny. Różnie to wychodziło, ale efekt jest całkiem przyzwoity.
Czytałem różne komentarze, słuchałem wypowiedzi i tak naprawdę nie słyszałem, żeby ktoś zwrócił uwagę na kluczową tego dnia rzecz, czyli bardzo nierówne pola startowe. Kolega Waldek już po kilku biegach powiedział, że taśma idzie nierówno i coś w tym mogło być. Nie udało mi się sfotografować momentu unoszenia się taśmy, ale patrząc na to, jak wyglądał już będąc w górze, miałem wrażenie, że sprężyna przy bandzie była trochę silniejsza od tej przy krawężniku. Może trochę dopowiadam, ale faktem jest, że pola startowe ni zapewniały jednakowego wyjścia spod taśmy.
Po pierwszym, bardzo nieudanym wyścigu Piotra Protasiewicza obawiałem się trochę, jak poradzi sobie z ogromną presją. Tym bardziej, że jego drugi start został zamieniony na dżokera Tomasza Golloba. Moje obawy były niepotrzebne, bo kolejny starty były bardzo dobre.
Mam wrażenie, że Polacy wygrali te zawody mentalnie. Byli dużo pewniejsi niż Australijczycy, nie mówiąc już o Szwedach (poza Fredkiem) i Duńczykach. Mam wrażenie, że Skandynawowie nie wierzyli w możliwość walki chociażby o srebro. W zasadzie poza Polakami nikt nie próbował w pierwszym łuku atakować po zewnętrznej. Tak jakby brakowało rywalom wiary.
Zadziwiające, jak forma poszczególnych zawodników może się zmienić w ciągu jednego dnia. Wystarczy popatrzeć na zawodników Falubazu. Niedzielny mecz ligowy był niemalże negatywem sobotniego występu. Niby ci sami ludzie, a jak różnica. Tak patrząc z punktu widzenia zielonogórzanina, to postawa naszych Szwedów w Gorzowie nie napawała optymizmem. Jeśli będziemy tam jechali jeszcze, to z taką formą AJ’a w zasadzie nie mamy tam czego szukać. Eeeee, może Unia Leszno załatwi sprawę.