Debreczyn

Nie ma to jak 10-kilometrowy spacer z rana w celach turystyczno-krajoznawczych. Skoro już jestem w Debreczynie, to fajnie jest zobaczyć miasto, trochę poczytać i dorobić sobie do wszystkiego jakąś własną ideologię.

Debreczyn nie jest jakimś specjalnie turystycznym miejscem. Centrum jest ładnie utrzymywane, zadbane i dość czyste. Choć jest to wschodnia część kraju, to jednak jest to drugie pod względem wielkości miasto Węgier – niewątpliwie miasto bardzo ważne dla Węgrów (krótko, bo krótko, ale jednak było stolicą państwa).

W przeszłości mieszkańcy dość szybko wykorzystali reformację do przejścia na wyznanie ewangelicko-reformowane (kalwinizm). Choć jest ono bardziej surowe niż katolicyzm czy luteranizm, to dawało jednak sporą niezależność od władzy świeckiej i kościelnej, a sam Debreczyn dostał pod koniec XVII wieku status wolnego miasta. Jeszcze w I połowie XVI wieku powstało tutaj Kolegium Reformackie, do dziś działające i uczące teologii ewangelickiej. Mimo wszystko Habsburgowie postawili niedaleko centrum Katedrę św. Anny.

Miasto, jak wiele innych na Węgrzech, przeżyło rozkwit w czasach Austro-Węgier. Dumą Debreczyna jest Wielki Kościół Reformowany, będący znakiem rozpoznawczym miasta – największa kalwińska świątynia w kraju. Poza kilkoma wyjątkami, właściwie cała zabudowa centrum pochodzi właśnie z II połowy XIX wieku. Jest także Mały Kościół Reformowany. W obu odbywały się nabożeństwa, więc widziałem tyle, ile udało się przez otwarte drzwi zobaczyć. Zgodnie z kalwińską surowością, ściany wewnątrz są oczywiście białe.

Idąc w kierunku dworca, można zobaczyć Park Petőfiego (węgierski poeta romantyczny – odpowiednik J. Słowackiego), choć w sumie jest to bardziej skwer. Pozostało tam niewiele z przeszłości, bowiem Debreczyn ucierpiał podczas II WŚ, (20% zniszczeń zabudowy). Potem jest dworzec, a za torami kolejowymi jest już kompletnie inny świat, czyli „Made in komuna”.

Patrząc na Debreczyn, podobnie jak rok wcześniej na Nyiregyhazę, coraz bardziej klaruje mi się pogląd, że naprawdę Węgrzy (przynajmniej ta polityczna większość) mentalnie chcą wrócić do czasów swojej prosperity, do Wielkich Węgier sięgających od Tatr do Adriatyku. Wydaje się dziwne? Jeśli ktoś nie rozumie postawy Węgrów w UE, to radzę zacząć patrzeć na ich postępowanie właśnie przez pryzmat powrotu do świata sprzed ponad 100 lat…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *