Teoretycznie Falubaz nie powinien otrzymać licencji na starty w Speedway Ekstralidze. Praktycznie oczywiście wystartuje, bo przecież nikt nie może sobie pozwolić na to, żeby wyrzucić aktualnego Drużynowego Mistrza Polski. Są podpisane kontrakty reklamowe, zaplanowane transmisje telewizyjne, z których działacze SE muszą się wywiązać. Poza tym jeżdżąca za swoją drużyną spora grupa kibiców, to dość pokaźny dochód dla każdego z pozostałych klubów.
Dobrze o tym wszystkim wie prezes klubu, więc może sobie pozwalać na kolejne medialne show, dzięki któremu z jednej strony po raz kolejny może prezentować się w różnego rodzaju portalach, a z drugiej przedstawiać się jako zbawiciel zielonogórskiego żużla, walczący z otaczającymi go ze wszystkich stron wrogami Falubazu. Niemal jak w amerykańskim serialu – sam przeciwko wszystkim. W to zbawienie wierzyć mogą oczywiście tylko ci, których nie stać na samodzielne myślenie, bo wystarczy mieć trochę zdrowego rozsądku i pokojarzyć kilka faktów, aby dojść do wniosku, że w tym klubie już nie chodzi o żużel, a sam speedway jest tylko przykrywką dla zupełnie innych działań. W tych okolicznościach nie dziwi, że Marek Cieślak nie chciał tu dalej pracować.
Nie da się ukryć, że prezesowanie Falubazowi pozwala na dość częste występowanie w mediach i wypowiadanie się na tematy związane nie tylko z żużlem. Po to są przecież wszczynane kolejne konflikty, żeby po raz kolejny dziennikarze mogli napisać lub powiedzieć o panu Robercie. Czy jego zachowanie nie ma już pewnych znamion celebryty? Dla mnie ma, bo coraz bardziej jest on znany z tego, że jest znany, a coraz mniej w tym wszystkim merytorycznych wypowiedzi. Jeśli porównamy jego aktywność w mediach z innymi prezesami, to okaże się, że w tej dyscyplinie jest klasą sam dla siebie.
Pojawił się jednak problem, bo prezes trochę się przeliczył. Zostając senatorem nie może zarządzać spółką wykorzystującą majątek miejski, czyli podpisując z miastem umowę na wynajem stadionu musiałby zrezygnować z prezesowania, a tym samym oddać stołek pozwalający mu istnieć w mediach (na razie nie widziałem jego wypowiedzi jako senatora). Sposób prowadzenia klubu po zdobyciu mistrzostwa w 2009 roku sprawił, że nie wierzę już w żadne zapewnienia prezesa. We wszystkich jego wypowiedziach jest drugie dno. Podobnie jest w obecnej sytuacji. Tak jak napisałem we wstępie, nikt nie wyrzuci Falubazu z ekstraligi, a co więcej, nikt nie pozwoli na to, aby Falubaz nie jeździł przy W69. Jakie jest wyjście? Jednorazowe pozwolenia prezydenta miasta na rozgrywanie meczów, a więc ominięcie przepisów przy jednoczesnym braku umowy. Wtedy tak naprawdę nic się nie zmieni, a pan senator wciąż będzie mógł być prezesem klubu. Proste.
Niestety, przepisy żużlowe są dobre, ale ich egzekwowanie pozostawia wiele do życzenia, bo gdyby faktycznie zacząć je respektować, to na dzień dzisiejszy mielibyśmy jedną ligę. Można oczywiście powiedzieć, że nagina się regulamin dla dobra sportu, ale jak potem żądać od działaczy przestrzegania obowiązujących zapisów?