Niedawno na polskich portalach żużlowych ukazały się artykuły dotyczące artykułu w Speedway Star, w którym cytowana jest rozmowa z byłym menadżerem polskiej reprezentacji – Rafałem Dobruckim.
Przeczytałem ten artykuł w Speedway Star, w przeciwieństwie do większości ludzi, która go komentowała na polskich forach.
Z jednej strony trudno nie zgodzić się z R. Dobruckim w temacie zmian wprowadzanych przez FIM, które nie są konsultowane ze środowiskiem żużlowym. Z drugiej strony jednak czy próba wpłynięcia na światowe decyzje poprzez przepłacanie zawodników daje jakikolwiek powód do zdobywania wpływu na decyzje międzynarodowej federacji? Czy wyścig szczurów o organizację turniejów SGP daje bilet do wpływania na ten cykll? Przecież nikt Polakom nie każe płacić tak ogromnych kwot żużlowcom, a to właśnie te pieniądze, pochodzące w dużej mierze ze środków publicznych, psują speedway i sztucznie podnoszą koszty. Odczuwają to przede wszystkim kraje, w których speedway jest coraz słabszy. Szkoda, że tego Rafał Dobrucki nie zauważa, choć w rozmowie tak strasznie troszczy się o speedway na Węgrzech, w Rumunii, Norwegii, Belgii, Holandii czy Finlandii. Szkoda, że nie czynił tego wcześniej, zgłaszając rezygnację z organizacji polskich imprez mistrzowskich FIM Europe na rzecz tych krajów.
Przepraszam, ale wtrącę tutaj prywatę, bo podejście pana Dobruckiego jest dla mnie idiotyczne. Rozumiem, że ja jeżdżąc po Europie za własne pieniądze i pokazując ludziom speedway z innej perspektywy, choć nikt mnie o to nie prosił, mam prawo domagać się od PZM, żeby zaczął mnie słuchać? Przecież to jest jakiś absurd. PZM i Ekstraliga na lokalnym podwórku robią dokładnie to samo, o co pan Dobrucki oskarża FIM na arenie międzynarodowej. Tak samo nie pytają nikogo o zgodę. I tak samo jak ja nie jestem potrzebny speedwayowi w naszym kraju, a wszystko robię dla własnej przyjemności, tak polskie pieniądze nie są czynnikiem utrzymującym speedway przy życiu. Takie bzdury można opowiadać ludziom, którzy żużel znają z telewizyjnych transmisji polskich lig.
Może najpierw niech polscy działacze i politycy przestaną sztucznie podnosić koszty tego sportu, a potem będzie można usiąść i coś ustalać. Bo fajnie jest mówić o tańszych pomysłach na szkolenie młodzieży, ale warto przede wszystkim obniżyć koszty sportu dla seniorów. Bo jakoś niewielu polskich wychowanków ma możliwość jazdy na europejskich obiektach i kończą karierę zanim osiągną wiek seniora.

