Cieszę się bardzo, że udał się nam wyjazd do Częstochowy. Zawody były świetne i zdecydowanie spełniły moje oczekiwania. Wypady na tamtejszy stadion można by organizować częściej, gdyby nie to, że w jeden dzień trzeba pokonać ponad 700 km.
Szkoda, że na trybunach pojawiła się garstka kibiców, co jest kolejnym dowodem, że u nas liczy się tylko liga. Obsada była przecież całkiem przyzwoita i wyrównana. Może to po części efekt tego co dzieje wokół miejscowego klubu. Organizatorzy nie spodziewali się zresztą tłumów, bo do dyspozycji kibiców oddano ledwie kilka sektorów i pewnie dużo się nie pomylę, gdy napiszę, że miało to jakiś związek z opłaceniem firmy ochroniarskiej. Z tego można wnosić, że sam turniej dla częstochowian miał być jakimś etapem do osiągnięcia innego celu. Jakiego? Już sama nazwa stadionu – SGP Arena – jest chyba wystarczająca odpowiedzią. Sportowo pokazali się z naprawdę dobrej strony, przygotowując nawierzchnię do walki, ale frekwencja nie zadziałała raczej na ich korzyść. Zaliczono także małą wtopę już podczas prezentacji, gdy zapomniano zagrać polski hymn. Kiedy przypomniano sobie o tym część zawodników siedziała już na samochodzie, część stała, a Chris Harris oparł się o ciężarówkę i w ten sposób przetrwał tę chwilę.
Zaskoczył mnie stosunek miejscowych kibiców do Adriana Miedzińskiego. „Miedziak” swoją postawą szacunku kibiców sobie nie zaskarbił, bo często jeździł chamsko i niebezpiecznie, ale nie spodziewałem się, że zostanie tak wygwizdany podczas prezentacji, a każde jego niepowodzenie na torze będzie kwitowane gromkimi oklaskami. Nie wiem czy obcokrajowcy potrafili to zrozumieć, choć występując w naszej lidze przyzwyczaili się chyba do podobnych sytuacji.
Potem była już tylko sportowa walka, często na naprawdę dobrym poziomie. Niech żałują ci, którzy mogli pójść, a nie poszli.
IMGP7101 – ujęcie dnia 😀