W końcu w Zielonej Górze można było zobaczyć ciekawy ligowy speedway. I wcale nie dlatego, że rywal był z najwyższej półki, ale dlatego, że w końcu ktoś wpadł na pomysł zrobienia toru, na którym były mijanki. Żużlowcy w tym jednym meczu wyprzedzali się więcej razy niż w całym ubiegłym sezonie. Okazuje się więc, że w Zielonej Górze też można.
Nie wiedziałem czego się spodziewać po tym pojedynku. Częstochowska drużyna, to w gruncie rzeczy zbieranina zawodników niechcianych w innych klubach, którzy jednak potrafią czasem zaskoczyć. Kiedy po V biegu prowadziliśmy różnicą 16 punktów, chyba jak każdy obecny na stadionie, myślałem, że będzie to kolejny mecz do jednej bramki. I w sumie taki by był, gdyby nie Jonas Davidsson. Szwed pojechał genialny mecz i kolejny raz udowodnił, że potrafi naprawdę sporo, a że tor w Zielonej Górze wybitnie mu pasuje, skorzystał więc z okazji i nabił sporo punktów. W Bydgoszczy pewnie rwą włosy z głowy, kiedy widzą jego tegoroczną jazdę, ale nie jest ona jakimś wielkim zaskoczeniem, bo każdy kto śledzi na bieżąco wyniki poszczególnych zawodników (poza oczywiście pajacykami z Polonii) wie, że zamiana Davidssona na Denisa Gizatulina czy Roberta Kościechę była, delikatnie rzecz ujmując, sporą nieroztropnością żeby nie powiedzieć głupotą. Wracając do tematu, pozostali żużlowcy Włókniarza są jednak wielkim nieporozumieniem. Nawet Rune Holta jest słaby jak barszcz, choć to przecież lider tej ekipy.
Patrząc na jazdę zielonogórzan, cieszy na pewno postawa Piotra Protasiewicza (to znów jest ten PePe z ubiegłego sezonu, genialny na starcie i szybki na dystansie) oraz Grzesia Zengoty. Zengi miał prawo być zmęczony po sobotnich zawodach we Włoskim Terenzano. Jak wszystkie imprezy żużlowe w tym kraju, Runda Kwalifikacyjna Indywidualnych Mistrzostw Świata rozpoczęła się o godz. 21.00. Zadowolony jestem z postępów jakie czynią nasi młodzieżowcy. Mamy chyba najmłodszą parę juniorską w ekstralidze, a mimo to Patryk Dudek wraz Aleksem Loktajewem przywieźli dziś 16 punktów, prezentując momentami naprawdę fajną walkę. Loktajew na dystansie atakiem przy krawężniku wyprzedził Petera Karlssona i ten manewr pokazuje, że możliwości tego 16-latka są rzeczywiście ogromne. Poza tym na uwagę zasługuje ambicja młodego Rosjanina, który po upadku, mając pół okrążenia straty, wsiadł na motor i kontynuował jazdę. Takie rzeczy trzeba chwalić, bo w Polsce często nawet juniorskie gwiazdeczki, którym udało się jakimś zrządzeniem losu wygrać wyścig w zawodach młodzieżowych, nie chce się przejechać linii mety. Inna sprawa, że upadek Loktajewa był po części efektem mocno indywidualnej jazdy Rafała Dobruckiego. Nie chodzi tu o jakieś podcięcie, ale o brak szukania partnera z pary na torze. Zamiast popatrzeć, lekko zwolnić i puścić młodego do przodu, nie pozwolił mu się złożyć odpowiednio w łuk, w wyniku czego „kolega” z drużyny musiał wynieść się na zewnętrzną część toru, co wykorzystał Tai Woffinden. Zresztą jeśli chodzi o postawę Dobruckiego, to jestem coraz bardziej zirytowany. Jeździ bez głowy, miota się na motocyklu, nie widać jakieś koncepcji w jego postawie i, co najgorsze, nie ma żadnej próby współpracy z partnerami. Efekty punktowe są dość przyzwoite, ale styl pozostawia wiele do życzenia. Rafi jeździ też mało kulturalnie, nie zostawiając miejsca rywalom. Tak sobie myślę czy to jest trochę wynik jego irytacji tegoroczną postawą i chyba dość słabego przygotowania sprzętowego. Nie jest na pewno zawodnikiem, na którego można spokojnie postawić, a wręcz przeciwnie, cechuje go spora nieobliczalność, która jest niedopuszczalna w przypadku tak doświadczonego żużlowca. Pewnym wytłumaczeniem może być, jak w przypadku Grzesia Zengoty, zmęczenie długą podróżą z Chorwacji, gdzie turniej rozpoczął się o godz. 20.00. Niemniej jednak Rafał Dobrucki jest na razie cieniem zawodnika z poprzedniego sezonu.
Trochę oliwy do ognia znów dolał nasz prezes, niejaki Robert Dowhan, który za pośrednictwem mediów przekazał swoją ocenę zawodników. O ile merytorycznie można się zgodzić z krytyką Rafała Dobruckiego czy Grega Hancocka, to forma przekazania jest raczej mało kulturalna, bo jeśli ma rzeczywiście jakieś uwagi do postawy poszczególnych żużlowców, to powinien je przekazywać osobiście, a nie przez pośredników. Tak się zastanawiam czy postawa Amerykanina, czyli jazda w kontakcie, nie ma związku właśnie z wypowiedzią prezia. Akurat miał pecha, bo jadący przed nim Holta miał defekt i skończyło się dość efektownym orłem. Sam też mam sporo uwag do Grega i przyznam, że nie byłem orędownikiem jego ściągania do Falubazu. W końcu jeśli mamy pięciu seniorów, to po co nam jeszcze jeden? Jeśli jednak już został zakontraktowany (co było chyba ustalone na długo przed faktycznym podpisaniem kontraktu), to niech w końcu coś sensownego pojedzie, bo od początku sezonu daje ciała jakby był jakimś ligowym średniakiem, a nie doświadczonym uczestnikiem cyklu GP. Ta jego kontuzja mogłaby zostać wykorzystana żeby dać szansę Nielsowi K. Iversenowi. Duńczyk też potrafi jechać i, jeśli jest już zdrowy, powinien dostać szansę. Tak jak pisałem wcześniej, sadzanie zawodnika na ławie rezerwowych wcale nie działa motywująco. Wystarczy spojrzeć na postawę Zengiego. Kiedy w wyniku kontuzji Duńczyka miał zagwarantowane miejsce w składzie od razu zaczął lepiej jechać. Dlatego trzeba dać szansę PUK-owi żeby wykrystalizował się skład, który będzie jechał do końca sezonu. Z drugiej strony wywieranie sztucznej presji przez prezia na pewno nie zdziała nic dobrego. Niestety na wszystkie posunięcia Roberta Dowhana patrzę już wyłącznie przez pryzmat kampanii wyborczej. Jeśli zachowuje się dziwnie, to ma w tym jakiś swój prywatny plan, pewnie zupełnie niezwiązany z żużlem. Straciłem do niego zaufanie i szacunek, bo mam wrażenie, że to wszystko co zrobił dla tego klubu było wyłącznie zbieraniem plusów, które w dowolnym momencie będzie można zamienić na jakąś swoją zachciankę, w tym przypadku na głosy wyborcze. Na mnie nie ma co liczyć…