Latające krzesełko

Głównym tematem po zakończeniu lubuskich derbów wcale nie okazał się wynik czy walka na torze, ale krzesełko, a dokładnie pół krzesełka rzuconego na tor przez jakiegoś idiotę podczas trwania wyścigu. Tak to już niestety bywa, że to co najważniejsze w tej zabawie ginie gdzieś przez najzwyklejszy brak kultury.

Temat po dwóch dniach wałkowania też już ucichł. Mam nadzieję, że nie okaże się po raz kolejny, że zarówno zabezpieczenia na stadionach jak i system egzekwowania prawa w Polsce są nadal nieudolne. Aż nie chce się wierzyć, że tyle dni zajmuje namierzenie gościa, który teoretycznie powinien podać swoje dane osobowe przed wejściem na stadion, a do tego monitoring zapewnia nagranie jego zachowania, oczywiście teoretycznie. Teoretycznie, bo praktycznie wygląda to trochę inaczej. Stal Gorzów przekazała Falubazowi pulę 800 biletów i te wejściówki zostały sprzedane zielonogórskim kibicom po przekazaniu danych osobowych. Problem w tym, że organizator nie zapewnił niestety izolacji tego sektora. Nawet rzecznik gorzowskiego klubu mówi, że wpuszczono tam 20 – 25 osób posiadających bilety na inne miejsca. Po cóż więc te wszystkie procedury, jeśli przez takie ich traktowanie wszystko jest zaprzepaszczane. Kto tak naprawdę zna osoby, które weszły na sektor na własną prośbę? Jaką mamy gwarancję, że nie pojawił się tam jakiś koleś z Gorzowa właśnie po to żeby rzucić tym krzesełkiem? Żadnej. Wiadomo przecież, że oba kluby mają karę zamknięcia stadionu w zawieszeniu i każdy wybryk może tę karę odwiesić. Jak więc można się zrewanżować na za zeszłoroczną akcję „Tylko Falubaz” czy wyrzucenie z zielonogórskiego stadionu? Moja sugestia nie przedstawia fanów Stali w korzystnym świetle, ale po tym co widziałem w poprzednim sezonie nie uważam ich za ludzi przesadnie wrażliwych.

Z drugiej strony mocno rozśmieszyła mnie reakcja Kamila Kawickiego, który jest teraz bodajże dyrektorem zielonogórskiego klubu. Tak często zmieniał funkcję, że już się pogubiłem. Otóż Kamil stwierdził, że oglądając relację telewizyjną doszedł do wniosku, że krzesełko poleciało z innego sektora. Fajnie, że próbuje bronić swój klub, ale trzeba to robić  na jakimś poziomie. Nawet nasi kibice, którzy byli obecni na stadionie przyznają, że poleciało ono z naszego sektora i nie ma sensu temu zaprzeczać. Poza tym na podstawie relacji trudno cokolwiek powiedzieć, bo kamera uchwyciła całą sytuację w momencie, gdy akcja była już w toku, czyli krzesełko leciało już wysoko.

Inna sprawa jest taka, że zielonogórscy „kibice” nie mają zbyt dobrej opinii i zapracowali na to naprawdę ciężką pracą. O ile na własnym obiekcie trzymają jeszcze fason, to gdzie indziej nie jest już tak różowo. Sam widziałem co działo się w ubiegłym roku w Pardubicach podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Schowałem zielonogórską czapeczkę do plecaka, bo było mi najzwyczajniej w świecie wstyd, że pochodzę z tego samego miasta, co banda pijanych i agresywnych półgłówków, którzy podczepiają się pod netfansów. Zorganizowany doping ma też swoje wady i nie zawsze się sprawdza. Trzeba mieć to wyczucie kiedy pomaga, a kiedy najzwyczajniej niszczy atmosferę.

Ciekawy jestem jaka będzie decyzja Ekstraligi Żużlowej. Może ona zamknąć nasz stadion i, powiedzmy sobie szczerze, nie moglibyśmy mieć specjalnych pretensji. Tak naprawdę wątpię żeby takie sankcje nas dotknęły, bo jesteśmy jednym z niewielu klubów, gdzie ilość kibiców na spotkaniach ligowych nie zmniejsza się.  Wystarczy spojrzeć ma ostatnią kolejkę. W Toruniu i Lesznie był dramat (odpowiednio 5 i 4,5 tys.), w Tarnowie 7 tys. podczas, gdy na ostatnim meczu w Zielonej Górze z Polonią Bydgoszcz (jadącą bez Emila Sajfutdinowa) przyszło 13 tys. kibiców. Pryska powoli mit o pełnych stadionach żużlowych i zamknięcie obiektu Falubazu byłoby strzałem w kolano ze strony Ekstraligi. Falubaz zresztą staje się ostatnio kolekcjonerem kar. Mamy już dwie za brak telebimu i dzisiejszą za nieregulaminowy tor… na 2 godziny przed pojedynkiem z Polonią. Chyba sędzia Jerzy Najwer sobie buty wybrudził i się zdenerwował, bo nie widzę innego powodu. Nawierzchnia była bardzo dobra. Naprawdę ktoś miał focha. Zrozumiałbym jeszcze karę za dziurę podczas meczu z Gorzowem, która spowodowała dwa groźne upadki, ale kara za przygotowanie toru przed meczem z Bydgoszczą to jakiś żart. Pamiętam tor w Pile, kiedy to na dwie godziny przed meczem traktor miał problemy z przejechaniem (trenerem Piły był wówczas Czesław Czernicki). Co kogo obchodzi jak wygląda tor dwie godziny przed godziną zero? Ważne, że na czas zawodów jest dobry. Gdyby takie kary dawać w niższych ligach, to Lublin by zbankrutował. Ostatnio dwóch zawodników z Piły zakończyło tam jazdę ze złamanymi rękami. Może GKSŻ powinna się tym zająć, bo dojdzie tam w końcu do tragedii.

Z ubiegania się o awans do cyklu Grand Prix zrezygnował Piotr Protasiewicz. Nie ukrywam, że ucieszyła mnie ta informacja. Oczywiście indywidualne ambicje zawodnika są w ten sposób jakoś niezaspokojone, ale perspektywa przejeżdżania całej Europy po to żeby na jakimś wiejskim torze rywalizować z półamatorami lub amatorami nie napawa mnie nigdy specjalnym optymizmem. PePe nie jest pierwszym Polakiem, który podjął taką decyzję. Wcześniej wycofał się Wiesław Jaguś, choć jemu w cyklu GP szło naprawdę nieźle i gdyby nie „pomoc” Nickiego Pedersena i leczenie kontuzji, „Jagoda” spokojnie załapałby się do ósemki. Nie ma się co oszukiwać. Większość polskich żużlowców, rządzących w lidze, w mistrzostwach świata jest tylko statystami. Coś znaczą tylko Tomasz Gollob i ostatnio Jarosław Hampel. Dla pozostałych jest to strata czasu, nerwów i pieniędzy. Nie odmawiam im oczywiście prawa do startów tam, ale patrząc nawet na ubiegłoroczne występy Grzegorza Walaska można mieć wątpliwości czy to ma sens. Przecież nie chodzi o to żeby cieszyć się z awansu do półfinału z ósmej pozycji, ale o realną walkę  medale. Niestety poza jednorazowymi wyskokami nikt spoza wyżej wymienionej dwójki nie zdziałał nic w tej stawce. Decyzja Piotrka powoduje, że już w tym momencie można spokojnie myśleć o budowie drużyny na kolejny sezon, bo raczej z obecnego składu nie znajdzie się w przyszłorocznym cyklu więcej niż dwóch riderów. Pewnie pojawią się głosy o braku ambicji, ale według mnie trzeba wiedzieć, kiedy dać sobie spokój z niektórymi rzeczami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *