Uff. Spora ulga. Na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej jesteśmy w szóstce. W ciągu sześciu dni podwoiliśmy dorobek punktowy i, co najważniejsze, widać, że coś się w tej drużynie ruszyło. Jak to brzmi – Falubaz jest od dwóch spotkań niepokonany!!!
Patrząc lekko pesymistycznie wygranie różnicą dwóch punktów w Bydgoszczy z beznadziejną Polonią nie jest jakimś wielkim powodem do dumy. Z drugiej jednak strony był to mecz, w którym styl czy przewaga nie ma żadnego znaczenia. Mamy trzy duże punkty dające wymarzony spokój i ogromy komfort, mając oczywiście w pamięci to co działo się jeszcze dwa tygodnie temu i to obecnie jest najważniejsze. Patrząc na indywidualne zdobycze naszych zawodników cieszy, że każdy poza Łukaszem Sówką (widać, że zdecydowanie przerasta go obecna sytuacja) wygrał przynajmniej jeden wyścig. To bardzo fajne, bo sugeruje wyrównany zespół. Niestety, ilością zer można się dość poważnie zaniepokoić. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że poziom niektórych bydgoszczan nie predystynuje ich do jazdy w ekstralidze i w tym kontekście widać, że jest jeszcze sporo pracy przed zielonogórskimi żużlowcami, bo jednak stabilność formy pozostawia jeszcze sporo do życzenia.
Mecz w Bydgoszczy pokazał też jak ważny dla Falubazu jest Niels Kristian Iversen. Pojechał ostatnio przyzwoicie z Unibaxem i przede wszystkim mocno zmotywował Fredrika Lindgrena, który pojechał w Bydgoszczy tylko dlatego, że Duńczyk miał mecz w lidze angielskiej. Fredi, jak widać, uprzytomnił sobie, że w Polsce też więcej punktów zdobywa ten, kto przyjeżdża wcześniej na metę i stał się ojcem zwycięstwa.
Komfort Falubazu polega obecnie na tym, że ostatnie dwa spotkania rundy zasadniczej można potraktować lekko eksperymentalnie. Grześ Zengota na W69 radzi sobie dobrze, ale na wyjazdach dopasowanie się do toru zajmuje mu trochę więcej czasu. W niedzielnym meczu w Częstochowie można więc wypróbować wariant z dwoma Skandynawami, tym bardziej, że należy się spodziewać toru mocno przyczepnego, który nie jest domeną Zengiego, w przeciwieństwie do Lindgrena oraz Iversena. Zakładam oczywiście, że mecz się odbędzie, choć prognozy nie są zbyt optymistyczne. Nikomu jednak nie zależy na jego przekładaniu, więc myślę, że gospodarze zrobią wszystko żeby to spotkanie rozegrać. Dodatkowo częstochowianie jadą o życie, więc trzeba nastawić się na walkę na łokcie, a w tej zarówno Fredi jak i PUK radzą sobie całkiem nieźle. Tor w Częstochowie raczej nie sprzyja przesadnej walce na dystansie czyli szczególną uwagę należy zwrócić na dojazd i rozegranie pierwszego łuku.
Wracając do dzisiejszego pojedynku, mam wrażenie, że jednak Grzegorz Walasek odczuł na własnej skórze różnicę pomiędzy Falubazem a Polonią. W zielonogórskim klubie nie dzieje się ostatnio najlepiej, ale widać, że wielu ludziom na nim zależy. Sam fakt, że są spory sugeruje, że komuś coś jeszcze chce się robić. W Bydgoszczy, mam wrażenie, już nawet nikomu nie chce się kłócić. Zawodnicy przyjeżdżają i jadą albo nie jadą. Tor jest robiony metodą prób i błędów. Teraz prawdopodobnie przesadzono z jego przyczepnością co podpasowało tylko Walaskowi. Trener na konferencji i tak powie, że znów ktoś zawiódł, ale nazwisk nie wymieni, bo kibice przecież się domyślają. Krótko mówiąc – obojętność, która jest stanem daleko gorszym od kłótni, bo trudno zmotywować do działania kogoś, komu się już nie chce. Taki jest efekt „budowania” tzw. drużyny w oparciu o armię zaciężną, dla której jedyną motywacją jest wysokość wynegocjowanych kontraktów, a te z kolei są prawdopodobnie w pewnym sensie wirtualne, bo chyba nikt nie zakładał frekwencji na tak miernym poziomie. Jak wiadomo wpływy ze sprzedaży biletów są dość ważną pozycją w dochodach klubu.
Jest ciąg dalszy ostatnich zajść, bo podczas pomeczowej konferencji naczelny Falubazu oznajmił, że trenerowi skończyło się zawieszenie i będzie mógł nadal pełnić swoje obowiązki. Oczywiście nie znamy powodów odwieszenia, tak jak nie poznaliśmy powodów zawieszenia. Być może za dwa dni prezes znów zwoła konferencję, w trakcie której przemyci jakieś swoje przemyślenia na ten temat. Na chwilę wygląda na to, że prezes miał wizję i przywrócił Piotr Żyto. Tak na chłopski rozum, to powody takiej decyzji mogą być dwa – oba związane z kibicami. Pierwszy to groźba bojkotu, co jak wiadomo mogłoby skutkować mniejszymi wpływami do kasy, a to z kolei jest ewidentnym działaniem na niekorzyść spółki (to taka wersja, w którą sam nie wierzę) lub też obawa przed reakcją fanów, którzy na różnego rodzaju forach wyrazili swoje zdanie i zapewne podczas oprawy meczu z Unią Tarnów wywiesiliby coś jeszcze bardziej opisującego ostatnie działania prezesa. Nawiasem mówiąc postępowanie Roberta Dowhana jest idiotyczne. Po wygranym meczu zawiesza trenera Piotra Żyto. Obowiązki przejmuje Andrzej Huszcza i drużyna pod jego nadzorem wygrywa pierwsze wyjazdowe spotkanie, po czym… prezes odwiesza trenera. Oczywiście działań taktycznych A. Huszczy w Bydgoszczy (poza jedną rezerwą po taśmie oraz obsadą wyścigów nominowanych) nie było, ale przywrócenie P. Żyto oznacza… odsunięcie A. Huszczę. Wszystko tak zagmatwane, że mogą to spokojne wziąć jako scenariusz kilku odcinków telenoweli. Tam też nie wiadomo o co chodzi. Zobaczymy w niedzielę jakie skutki mają te wszystkie dziwne działania. Dobrze, że miejsca w szóstce już nam nawet prezes nie odbierze.