Kamerzysta rządzi na stadionie

Korzystając z pobytu w Trójmieście odwiedziłem stadion Wybrzeża i jestem zadowolony, że mogłem oglądać mecz drużyn walczących o spokojne utrzymanie się w ekstralidze. Wsiadając do tramwaju koło dworca głównego spodziewałem się tłoku i taki rzeczywiście zastałem, ale powodem była… grupa kolonijna. Obiekt świecił pustkami i zastanawiam się dla kogo organizowane są mecze w Gdańsku, skoro walka o życie nie gromadzi nawet połowy pojemności niewielkiego przecież stadionu. I to przy cenie 20 zł za bilet.

Może trochę niewłaściwie postawiłem pytanie we wstępie, bo problemem raczej nie są kibice, ale działacze, a dokładniej cały zespół ludzi zajmujących się przygotowaniem organizacyjnym i sportowym imprez w Gdańsku. Dla mnie jako kibica trochę kiepskim rozwiązaniem było to, że nie mogłem kupić sobie jakiegoś półlitrowego napoju bezalkoholowego, a poza tradycyjną kiełbaską oferta żywnościowa ograniczała się do paluszków i wafelków. Kupując bilet na sektor droższy z częściowo zadaszoną trybuną chciałbym, żeby wiatr nie spychał mi wody na plecy (zwłaszcza wtedy, gdy nie pada). Tyle odnośnie organizacji, a w kwestii ustalania składu, kibice miejscowego klubu tracą już cierpliwość i trudno się im dziwić. Jeszcze kilka tygodni temu prezes Maciej Polny czuł się bardzo oszukany, gdy Zbigniew Suchecki zgodnie z zapisem w umowie wypożyczenia nie otrzymał zgody na jazdę przeciwko Falubazowi, a dziś „Zibi” w ogóle nie pojechał, choć był w zgłoszonym składzie meczowym. To o co tu chodzi? Albo jest dobry i zielonogórzanie trzęśli tyłkami, albo jest za słaby, a prezes robi sztuczny szum medialny. Ostatecznie wystąpił Tomasz Chrzanowski i spokojnie można spuścić nad nim zasłonę milczenia, bo to co ten człowiek robi, potrafi wyprowadzić z równowagi najspokojniejszego kibica. Najbardziej irytuje ta pozorowana walka, a w momencie, gdy jest szansa na skuteczny atak następuje… obrót do tyłu i szukanie, gdzie jedzie czwarty zawodnik, chodziło dokładnie o wrocławskiego juniora.

Nie potrafię zrozumieć procesu myślowego Stanisława Chomskiego – czy jeden wewnętrzny sparing jest rzeczywiście w stanie pokazać aktualną formę? Dlaczego poprawnie jadący w Gdańsku Zbyszek Suchecki siedzi na ławie, a dramatycznie słaby Chrzanowski jedzie w meczu? Trudno mi to wytłumaczyć. Podobnie jak postawienie na Renata Gafurowa dopiero w momencie kontuzji Maksima Bogdanowa. Rosjanin znów pokazał się z bardzo dobrej strony i świetnym atakiem na przeciwległej prostej w przedostatnim biegu dał zwycięstwo swojej drużynie. Dlaczego nie jechał wcześniej? Chyba nikt, ze St. Chomskim na czele, nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć. Piotr Świderski występuje mocno na siłę, bo po sylwetce widać wręcz gołym okiem, że sporo mu brakuje do normalnej sprawności. Jeszcze miejscowi młodzieżowcy. Krystian Pieszczek zatrzymał się w rozwoju, a być może nawet cofnął, co w przypadku chłopaka jeżdżącego dopiero drugi rok na żużlu powinno chyba zastanawiać.

Ostateczny wynik meczu został w dużej mierze wypaczony przez… kamerzystę TVP. Nie wiem czy jego firma przeprowadziła z nim jakiekolwiek szkolenie. Chyba nie, skoro ten potrafi sobie stanąć w pasie bezpieczeństwa (!!!) zasłaniając zielone światło zawodnikowi startującemu z pola D. Protestujący Tomasz Jędrzejak za mocno machnął ręką i… wyłączył silnik, za co został wykluczony przez miłościwie nam panującego podczas meczu Jerzego Najwera. Porażająca jest głupota sędziego w tym przypadku. Jak zawodnik ma być przygotowany do startu, jeśli nie widzi zielonego światła? I dużo ważniejsze pytanie: dlaczego sędzia dopuszcza do obecności osoby nieuprawnionej w pasie bezpieczeństwa. Po tym popisie i po rozpoczynającym sezon wyskoku w Bydgoszczy panu Najwerowi powinno się już podziękować. A wracając do kamerzysty, to nie posłuchał ani zdenerwowanego St. Chomskiego, ani ochroniarza, ani kibiców. Nie wiem czy cokolwiek w ogóle słyszał, bo na uszach miał słuchawki. Dopiero stojący przy starcie inny pracownik TVP pociągnął za kabel i usunął kamerzystę. Mecz zakończył się pięciopunktowym zwycięstwem gospodarzy, ale tenże właśnie uparty człowiek z kamerą zabrał gościom co najmniej jeden punkt.

Jeszcze jeden kamyczek do ogródka sędziego. Podprowadzający dziwnym trafem zwracał uwagę tylko gościom i to w momencie, gdy żużlowcy mieli już odkręcone manetki gazu. W trzeciej odsłonie czwartego biegu nad stadionem unosił się smród spalonego sprzęgła Sebastiana Ułamka i widać było podczas biegu dym z jego silnika. Cud, że w ogóle dojechał do mety.

Dziwny to był mecz. Gospodarzom powinno zależeć na wygraniu z bonusem, ale jakoś nie bardzo zależało, a w ich sytuacji dwa punkty nie są szczytem marzeń, zwłaszcza, gdy ten jeden punkt zyskuje bezpośredni rywal w tabeli. Wrocławianom zwycięstwo dawałoby praktycznie pewne utrzymanie, ale nie byli w stanie wygrać z rywalem mającym dwóch i pół zawodnika. W sumie to trochę wyszło tak, że każdy coś dostał, ale w tym przypadku ani wilk nie jest syty, ani owca nie jest cała, bo ktoś z tej dwójki będzie walczył o utrzymanie.

One thought on “Kamerzysta rządzi na stadionie

  • 19-09-2012 z 09:49
    Permalink

    Nie zastanawia nikogo ze oba mecze Wybrzeze-Sparta sedziowal Najwer?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *