Krótkie podsumowanie ekstraligi

Śledząc poczynania poszczególnych klubów i zawodników można niejednokrotnie odnieść wrażenie, że robią wiele aby… nie wygrywać. Dzięki temu ekstraliga w każdej kolejce zaskakuje niespodziankami, oczywiście bazując na wiedzy z lat poprzednich. Teraz doszedł jeszcze splot różnych wydarzeń losowych i mamy sytuację, gdy ciężko jest cokolwiek przewidzieć. Fajnie? Niby tak, tylko czy coraz częstsze wyjazdowe zwycięstwa nie doprowadzą klubów na skraj przepaści?

Tylko Unibax nie chce wejść w przyjętą konwencję i wygrywa kolejne mecze. Paradoksalnie wcale nie ma to specjalnego przełożenia na frekwencję na Motoarenie, choć akurat w przypadku toruńskiego klubu obecność kibiców na trybunach ma pewnie trochę mniejsze znaczenie niż w przypadku innych klubów. Postawienie na czterech liderów na razie się sprawdza, choć trzeba sobie jasno powiedzieć, że zwycięstwa Unibaksu są jednocześnie wyraźnie, ale nie do końca przekonujące. Teraz doszła kontuzja Darcy’ego Warda, co oznacza, że liderzy nie mogą się mylić, a trzecia linia (bo drugiej linii tam właściwie nie ma) powinna dokładać ważne kilka punktów, aby odnosić kolejne triumfy.

Druga w tabeli Unia Leszno wygrała już cztery mecze, ale na ile wynikało to z pecha rywali, a na ile z formy samych leszczynian, to dowiemy się pewnie w ciągu najbliższych tygodni. Być może los „spłaca” w pewien sposób kontuzje „Byków” z ostatnich kilku lat, bo zdecydowanie była to ostatnio najbardziej pechowa ekipa. Świetną formą błysnęli w Szwecji Przemysław Pawlicki oraz Grzegorz Zengota, którzy wyrastają na parę liderów. Co na to para Skandynawów? To oni mogą być tak naprawdę kluczem do zwycięstw. Lu porażek.

Falubaz jedzie poniżej oczekiwań,  a mimo wszystko jest trzeci w tabeli, w dodatku z mniejszą liczbą rozegranych meczów. Piotr Protasiewicz miota się niemiłosiernie, Andreas Jonsson jedzie bez tego czegoś, co powinien mieć lider. Niby jest w rezerwie młody Duńczyk Mikkel Bech Jensen, ale jak ma udowodnić swoją przydatność, skoro startów ma jak na lekarstwo? Dwóch najsłabszych seniorów robi co chce i klub nie ma w stosunku do nich żadnej możliwości sensownej roszady, a tym samym jest skazany na zmienne nastroje Jonasa Davidssona i Krzysztofa Jabłońskiego. Na szczęście dla zielonogórzan, najgroźniejsi rywale robią wszystko, aby ich nie wyprzedzić. Ciekawe jak długo?

Nicki Pedersen postawił na medal mistrzostw świata, a tym samym skazał swój polski klub na występy bez zastępstwa zawodnika. I co mu może zrobić pani prezes? Otóż pani prezes może mu… nic nie zrobić, bo pozostali jako drużyna są zwyczajnie za słabi, żeby walczyć o czwórkę, a nawet mogą mieć problem z utrzymaniem się w lidze. Dwie przegrane na własnym torze, w tym najtrudniejsza do przyjęcia porażka z także osłabionymi tarnowianami, odbije się zapewne na zainteresowaniu kolejnymi meczami, choć tu, podobnie jak w przypadku torunian, kibice są mniej ważnym ogniwem w związku ze sposobem finansowania klubu.

Następny w kolejce Włókniarz jechał dwukrotnie w osłabieniu i dwukrotnie przegrał po walce. Należy jednak zastanowić się jak wyglądałaby inna drużyna bez lidera, solidnego zawodnika drugiej linii i podstawowego juniora, a w takim przecież składzie częstochowianie przystąpili do pojedynku z Unią Leszno. Potem bez Emila Sajfutdinowa pojechali w Toruniu i przywieźli 40 punktów, co jest całkiem przyzwoitym wynikiem. Przy tej smutnej okazji była możliwość sprawdzenia Mirosława Jabłońskiego, który w dwóch meczach przywiózł w sumie 12 punktów i był skuteczniejszy od Rafała Szombierskiego. To jest cenna wiadomość dla menadżera Włókniarza, choć pamiętać trzeba, że postawienie na Mirka wiąże się z odstawieniem Artura Czai. Drużyna spod Jasnej Góry, choć na koncie ma dwie przegrane, dużo lepiej prezentuje się na torze chociażby od Falubazu i po powrocie Emila może być trudna do pokonania.

Na dzień dzisiejszy trudno coś powiedzieć o Unii Tarnów. Po dwóch lekko kompromitujących porażkach w końcu odnieśli zwycięstwo. I to bez Leona Madsena. Tutaj kontuzja jednego zawodnika także była okazją do sprawdzenia zmiennika i okazało się, że Martin Vaculik jest jednak lepszy od Jakuba Jamroga, dzięki czemu zamknięto usta krytykantom. Nadal jednak postawa Słowaka, Kacpra Gomólskiego czy Macieja Janowskiego nie powala, więc kibicom „Jaskółek” wypada życzyć tylko przełamania się tej trójki.

Co się dzieje w Bydgoszczy? Mamy jakąś idiotyczną powtórkę z rozrywki. W momencie, gdy drużyna dość korzystnie zaprezentowała się w  trudnych meczach wyjazdowych i wygrała zdecydowanie u siebie, znów zwolniony zostaje Jerzy Kanclerz z powodu braku możliwości współpracy. Różnica jest taka, że uczynił to nowy prezes. Tym razem pan Kanclerz chowa najwyraźniej jakiegoś asa w rękawie, a na dodatek ma całkiem spore poparcie ludzi spoza ścisłego kierownictwa klubu. Można się zastanawiać co się tam dzieje? Po co kontraktuje się zawodników mających robić wynik, jeśli przypadkowi działacze wszystko rozwalają? Wróciła też kwestia obietnic wyborczych obecnego prezydenta Bydgoszczy, czyli de facto właściciela klubu, w którym bodajże 98% udziałów posiada miasto. Na jakimś forum wyczytałem, że była mowa o powrocie Tomasza Golloba, co już jest niemożliwością w obecnej kadencji, bo „Chudy” podpisał dwuletni kontrakt w Toruniu. Wydaje się, że w obecnych warunkach Polonia brnie w dziwne bagno, a cokolwiek może się zmienić dopiero po wyborach, jeśli mieszkańcy miasta, których na stadionie pojawia się niewielu, w porównaniu do frekwencji sprzed dobrych kilku czy kilkunastu lat, wreszcie wybiorą prezydenta, który przestanie finansować tę dziwną spółkę, której celem jest najwyrąźniej obsadzanie „swoimi” kilku stanowisk. Czy te zawirowania odbiją się na formie drużyny? Obawiam się, że tak, a nawet jeżeli uda się coś sensownego pojechać, to po sezonie i tak Greg Hancock oraz Sasza Łoktajew zakończą swoją przygodę z Polonią. Znalezienie podobnej klasy zawodników będzie coraz trudniejsze.

Na koniec zostawiłem sobie ekipy będące przez wielu skazywane na spadek. Start Gniezno i Stal Gorzów przegrały już na swoim torze po dwa mecze. Szczególnie Start wydaje się rzeczywiście być na najlepszej drodze (dziwnie brzmi w tym kontekście) do pożegnania się z ekstraligą, bo nie widać tam żadnego lidera. Nigdy nie wiadomo, kto pojedzie skutecznie, a kto mecz zawali. Jeśli nic się nie zmieni w krótkim czasie, to nie wróżę gnieźnianom powodzenia. Z kolei gorzowianie niby zobaczyli światełko w tunelu, tylko wciąż jeszcze nie wiadomo czy nie zgaśnie po następnych kilku meczach. Pokonanie tarnowian na wyjeździe, to dobry prognostyk, jednak męczarnia na swoim torze ze Startem nieco ostudziła emocje. Tym bardziej, że za Daniela Nermarka stosowano „zz”, a więc siła drużyny była sztucznie zwiększona. Co będzie kiedy Szwed wróci? Pewną nadzieją jest fakt, że wreszcie zrobiono w Gorzowie normalny tor, czyli jednak coś dociera do osób decydujących o przygotowaniu nawierzchni. Dla mnie jednak wciąż gorzowianie mają czerwony alarm. A Sparta Wrocław? Menadżer Piotr Baron nie ukrywa, że nastawia się przede wszystkim na mecze na własnym torze i na razie plan jest realizowany w 75%. Czy to wystarczy? Nie wiem, ale jeśli z tym składem utrzyma on wrocławską drużynę w ekstralidze, to, niezależnie od innych rozstrzygnięć, powinien otrzymać tytuł menadżera roku.

One thought on “Krótkie podsumowanie ekstraligi

  • 09-05-2013 z 05:15
    Permalink

    Zaryzykuję, że konkurs na Menadżera Roku już jest rozstrzygnięty:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *