Podsumowuję mój sezon 2018

Sezon w Polsce można już uznać za zakończony. Zostało jeszcze kilka imprez na Wyspach, do pewnie jeszcze jakieś pojedyncze turnieje gdzieś na kontynentalnych torach. Prywatnie, jako kibic uczestniczący w zawodach, mogę sezon uznać za zakończony. Jaki był ten rok dla mnie? Odpowiem krótko – udany. Teraz powoli zapadam w sen zimowy…

Podsumowując ten rok pod kątem żużla mogę pochwalić się tym, że udało mi się zobaczyć imprezy w pięciu krajach (Polska, Węgry, Dania, Niemcy, Czechy), zobaczyłem cztery nowe obiekty (Debreczyn, Slangerup, Kraków, Güstrow), udało mi się uczestniczyć we wszystkich zawodach, które sobie zaplanowałem i dołączyć do tego kilka wcześniej nieplanowanych, widziałem sporą grupę nowych dla mnie zawodników, a przede wszystkim wiem, że poza granicami naszego kraju ten sport wciąż się jakoś trzyma i pojawiają się nowi młodzi zawodnicy.

Kolejny rok z rzędu rozgrywki ekstraligowe oglądałem tylko w telewizji i nie zamierzam tego zmieniać, choć nie ukrywam, że coraz bardziej irytują mnie komentatorzy próbujący na siłę przybliżyć mi dyscyplinę, o której mają często marne pojęcie. Szczerze mówiąc trochę tęsknię za czasami, gdy to co działo się w parkingu było dla mnie kompletnie nieosiągalne i skupiałem się tylko i wyłącznie na tym co dzieje się na torze. Marzę o telewizji, w której będę mógł wyłączyć komentarz i słyszeć tylko hałas motocykli. Mam jednak to szczęście, że około dwadzieścia razy w roku mogę sobie wejść na trybuny imprez, które sam wybieram i cieszyć się tym sportem.

Z jednej strony chciałbym całej Polsce ogłosić „Ludzie, poza ligą też jest żużel i to często dużo ciekawszy”, ale jednocześnie jestem świadomy tego, że najbardziej lubię te imprezy, gdzie zawodnicy jeżdżą tylko i wyłącznie dla siebie, a kibice są tylko niezauważalnym dodatkiem. I właściwie im starszy jestem, tym bardziej cieszę się, że ta największa popularność przypada na polskie ligi, bo jadąc gdziekolwiek indziej mam po prostu święty spokój. Na trybuny przychodzą tylko ci, którzy chcą oglądać żużel, tak zwyczajnie. Wiem, że to na pewno źle zabrzmi, ale będąc na obiektach zagranicą cieszę się, że nie ma tam polskich kibiców. Dlaczego? Bo kibice w Polsce uwierzyli w to, że bez nich nie można organizować imprez. Można. Na szczęście.

Tegoroczne „moje” zawody były bardzo różnorodne, miałem okazję widzieć eliminacje do cyklu Speedway Euro Championship (Debreczyn), eliminacje do cyklu Speedway Grand Prix (Slangerup), indywidualne mistrzostwa Niemiec (Güstrow) oraz Czech (Brezolupy), eliminacje Indywidualnego Pucharu Europy  U19 (Pardubice), półfinał Indywidualnych Mistrzostwa Świata Juniorów (Liberec), Indywidualne Mistrzostwa Polski – ćwierćfinał (Rawicz) oraz półfinał (Częstochowa), do tego 70 edycję pardubickiej Zlatej Prilby oraz trzy mecze ligowe w Polsce, czyli Wanda Kraków – ROW Rybnik, Kolejarz Opole – Stal Rzeszów i baraż o miejsce w ekstralidze w Rybniku.

Dodatkiem, ale bardzo ważnym, do tych imprez wyjazdowych były turnieje młodzieżowe w Zielonej Górze, czyli trzy edycje Drużynowych Mistrzostwa Polski Juniorów, Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwa Wielkopolski, Memoriał Rycerzy Speedwaya oraz Młodzieżowe Indywidualne Mistrzostwa Okręgu. Jest to dla mnie ważna część mojego kibicowskiego spojrzenia na żużel, bo mogę na własne oczy zobaczyć zawodników, choć przyznam, że przez kilka miesięcy zielonogórski tor ze względu na sposób jego przygotowywania nie był łatwym obiektem ani dla żużlowców, ani dla kibiców.

Jeśli chodzi o młodych zawodników, to myślę, że w niedługim czasie polskie kluby zainteresują się takimi postaciami jak Nick Skorja, Mattia Lenarduzzi, Lukas Baumann, Jan Kvech, Lesse Fredriksen. I pewnie znów ci chłopacy będą wielkim odkryciem na naszych torach, choć przecież już teraz potrafią naprawdę wiele. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku chociażby Madsa Hansena, którego zdecydowana większość polskich kibiców nigdy nie widziała na oczy. Młody Duńczyk jest talentem, ale ekstraliga to jeszcze nie jest miejsce dla niego. U nas liczy się przede wszystkim wynik tu i teraz, czego doświadczył chociażby jego rodak Andreas Lyager. Dużo lepiej na jeździe w II lidze wyszedł ich rodak Fredrik Jakobsen, który przede wszystkim miał możliwość startów, co jest tak naprawdę najważniejsze dla zawodników, niezależnie od ich wieku. I wydaje mi się, że ten kierunek będzie coraz częściej obierany przez żużlowców myślących o swojej przyszłości w dłuższej perspektywie czasu. Ekstraliga jest miejscem dla tych żużlowców, którzy mają nazwisko na tyle mocne, że mogą stawiać warunki działaczom, czyli potrafią zagwarantować sobie miejsce w składzie. I tutaj nie ma się co oszukiwać, to jest dość hermetyczny świat, w którym młody zdolny bez nazwiska zawsze będzie tylko konkurencją dla starszych i prędzej czy później zostanie wygryziony. Chyba, że… będzie miał bezczelność oraz oczekiwania finansowe na poziomie gwiazd. Ot, taki paradoks.

Wypada się zapytać, czy ten przykładowy Mads Hansen wziął się znikąd? Nie. Chłopak naprawdę ciężko pracuje startując w zdecydowanie większej liczbie zawodów niż jego polscy rówieśnicy. Przede wszystkim są to zawody w Danii i w Niemczech, gdzie ma możliwość jazdy na torach różnorodnych pod względem zarówno geometrii, jak i samej nawierzchni oraz jej przygotowania. Miałem okazję widzieć go w Opolu przy okazji jego pierwszego występu na naszych ligowych obiektach. Kibice są zaskoczeni, że tak fajnie jeździ, kluby zaczynają o niego pytać. Dlaczego? Odpowiedź jest niestety banalnie prosta: ponieważ wśród polskich juniorów, trenujących aktualnie wyłącznie na suchych i twardych nawierzchniach oraz torach dość łatwych technicznie, na których decyduje raczej sprzęt niż człowiek, nie widać ludzi, którym zależy na szukaniu startów. I my te wszystkie przepisy o komisarzach toru odczujemy za kilka lat, gdy okaże się, że jednak robienie przepisów pod telewizję było wielkim błędem. Było to widać chociażby podczas wspomnianego spotkania w Opolu, gdy wystarczył niewielki deszcz, żeby polscy zawodnicy zaczęli jeździć z tyłu, przegrywając nawet z amerykańskim 19-latkiem, nie wspominając już o Hansenie, Nicku Morrisie czy Kevinie Wolbercie.

Tegoroczny sezon było dla mnie kolejnym udanym okresem pod względem mojej wiedzy kibicowskiej, ale także mojego zadowolenia i radości z możliwość oglądania żużla. Teraz czas na odpoczynek. Planów na kolejny rok nie mam. Staram się przede wszystkim cieszyć tym, co udało mi się zobaczyć, bo przecież będąc młody chłopakiem marzyłem o tym, żeby pojechać chociażby do Leszna czy Wrocławia. Teraz mogę choć częściowo realizować marzenia, które jeszcze dziesięć lat temu były dla mnie nieosiągalne. A przy okazji trochę pozwiedzać, zobaczyć jak żyją i zachowują się ludzie w innych miejscach. Pomimo tego, że jestem coraz starszy, dużo bardziej interesuje mnie świat. A może właśnie dlatego, że jestem coraz starszy?  Wiem na pewno, że dobrze mieć jakąś swoją pasję 🙂

One thought on “Podsumowuję mój sezon 2018

  • 03-11-2018 z 16:13
    Permalink

    Bardzo trafna uwaga dotyczaca polskich kibicow nie widzacych swiata poza wlasnym klubem. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *