Do rozpoczęcia sezonu ligowego pozostał niespełna miesiąc, a wciąż nie wiemy ile będzie w Polsce lig. Całe zamieszanie jest spowodowane powiększeniem ekstraligi, dość znacznymi ograniczeniami dotyczącymi ilości polskich żużlowców oraz uczestników cyklu SGP w meczowym składzie, a jednocześnie bardzo słabą kondycją finansową kilku klubów z niższych klas rozgrywkowych.
Gdyby tak na serio potraktować zapisy regulaminowe, to zdolnych do startu byłoby może połowa drużyn. Tak naprawdę, to licencji nie powinny otrzymać zespoły z Częstochowy, Tarnowa i Gniezna, bo na czas nie rozliczyły się z zawodnikami. Nie ma prawa wystartować w I lidze klub z Łodzi, bo tamtejszy stadion nie posiada sztucznego oświetlenia. Dalej, nie powinny wziąć udziały w rozgrywkach kluby z Ostrowa i Piły z powodu zaległości finansowych (Ostrów już spłacił swoich żużlowców, jeśli słowo „już” może oznaczać niemal półroczne opóźnienie). Wciąż nie uregulowano także należności w Krakowie. Żeby tego było mało, to pamiętać należy, że z powodu kłopotów organizacyjno-finansowych wycofany został zespół z Poznania, a w Rybniku zastosowano starą sztuczkę i założono nowy klub. To już dziewięć ośrodków! To jeszcze wcale nie koniec, bo do rozgrywek nie przystąpi ukraińska drużyna z Równe. Tak więc na 24 drużyny startujące w roku poprzednim aż 10 nie przystąpi, bądź nie powinno być dopuszczonych (oczywiście w teorii) do startu. To jest ponad 40% klubów!!! Gdzie jest ta wielka siła żużla w Polsce, jeśli nawet walka o wejście I ligi powoduje utratę płynności finansowej?
Właściwie chyba nikt nie wie po co regulaminy, których i tak nie trzeba przestrzegać. Wystarczy powrócić do półfinałowego pojedynku pomiędzy Unią Leszno i Unibaksem Toruń. Tor ewidentnie był niebezpieczny i przygotowany poza granicą zdrowego rozsądku. Przecież gospodarze powinni być ukarani za to walkowerem i wynikającym z tego zawieszeniem, tylko, że wówczas nie odbyłyby się mecze w strefie medalowej, na co nie mogła sobie z kolei pozwolić TVP. Paranoja. Żeby było śmieszniej przedstawiciele „Byków” Jarosław Hampel i Janusz Kołodziej śmigali po tej bardzo nierównej i bardzo mocno przyczepnej nawierzchni, choć kilka miesięcy wcześniej podpisali się pod listem, w którym twierdzili, że używanie nowych tłumików jest zagrożeniem dla ich życia i zdrowia. Po wszystkim gospodarze przyznali się do zaniedbań, choć w dniu twierdzili, że nawierzchnia jest bardzo dobra. Oczywiście przyznanie się nie wynikało z poczucia winy, a jedynie pozwoliło na uniknięcie kar, które dużo bardziej dotkliwe byłyby dla żużlowej centrali.
Teraz jeszcze okazuje się, że Falubaz na chwilę obecną nie dysponuje stadionem, a więc na dzień dzisiejszy nie może brać udziału w lidze. Nie ma zgody policji. Śmieszne to, bo przecież nic się nie zmieniło od ubiegłego roku, gdy imprezy na W69 się odbywały.
Jeśli tak zacznie się wszystko podliczać, to okaże się, że bez grzechu jest raptem kilka drużyn, mających jednak inne problemy, związane chociażby ze słabą lub nawet bardzo słabą frekwencją. Wątpię, żeby utrzymywanie na siłę kilku klubów dało pozytywny efekt. One prędzej czy później pociągną na dno innych. Z drugiej strony są bogacze (lub tacy, którzy za bogaczy się uważają) podbijający stawkę, co też doprowadza tak naprawdę do upadłości, bo przecież żaden z żużlowców nie będzie się godził na obniżenie stawek. Właściwie sposób na doprowadzenie do normalności jest tylko jeden – trzeba doprowadzić do normalności. Problem w tym, że normalność jest pojęciem względnym.