Szkolenie w polskim żużlu wzorem do naśladowania?

W niedzielnym studiu mundialowym pan Jan Tomaszewski wskazał żużel jako wzór stworzenia warunków do szkolenia juniorów przynoszących wymierne korzyści w postaci aktualnych reprezentantów Polski będących czołowymi postaciami na świecie. Po części jest tu jakaś tam racja, ale temat wymaga rozwinięcia, bo diabeł tkwi w szczegółach. A te szczegóły prowadzą do różnych wniosków, chyba nie do końca zgodnych z zakładanym przekazem.

Sama próba porównania piłki nożnej i żużla jest bardzo trudna, bo te dyscypliny w swojej specyfice różnią się właściwie wszystkim. Futbol jest grą bardzo dostępną dla przeciętnego człowieka – wystarczy piłka i kawałek terenu z bramkami w postaci dwóch kamieni, które wyznaczą słupki, a poprzeczka jest kwestią umowną. Tak właśnie wyglądały boiska, na których graliśmy w latach 80-tych. To sport typowo drużynowy – nie da się zrobić z tego zawodów indywidualnych, bo granie jeden na jednego mija się po prostu z celem. Do tego dochodzi jeszcze prosta zasada – jeden zawodnik gra w jednym klubie. Z kolei żużel jest w zasadzie sportem indywidualnym, ale te indywidualności można przydzielić do drużyn i robi nam się z tego dyscyplina jak najbardziej drużynowa. Problemem są tory wymagające odpowiedniego zabezpieczenia i przygotowania, problemem jest oczywiście sprzęt i problemem, chyba największym, jest samo niebezpieczeństwo będące częścią żużla, który jest zdecydowanie sportem ekstremalnym. Dostępność żużla dla przeciętnego człowieka jest właściwie żadna.

Tyle wstępu. Postaram się odnieść do tego co według pana Jana Tomaszewskiego warto zaadaptować z przepisów żużlowych do piłki nożnej w dziedzinie promowania juniorów.

Obowiązek dwóch juniorów w składzie meczowym

O ile dobrze pamiętam przepis o obowiązku dwóch juniorów w składzie meczowym wszedł w 1984 roku, przy czym wówczas każdy klub szkolił młodzież, a w drużynach występowali właściwie wyłącznie wychowankowie. Wtedy podział był drużyny był nieco inny – podstawowy skład stanowiło sześciu zawodników, do tego było dwóch rezerwowych. W podstawowym składzie musiało być dwóch co najmniej dwóch zawodników w wieku do 21 lat, przy czym dwóch było zgłaszanych jako młodzieżowcy. Każdy z młodzieżowców musiał wystąpić co najmniej w trzech wyścigach, a zaznaczę że zawodnicy mieli wówczas po pięć programowych biegów w meczu. Nie było czegoś takiego jak wyścig juniorów – młodzieżowcy byli zwyczajnie częścią drużyny i startowali bez żadnych przywilejów, nie licząc oczywiście wspomnianych trzech obowiązkowych startów. Skoro byli częścią składu, dwukrotnie mogli być zastępowani przez seniorską rezerwę zwykłą lub taktyczną. Przyznam, że to był dobry motyw dla trenerów (pojęcie menadżera nie było wówczas znane), którzy mogli wykazać się zmysłem taktycznym i znajomością formy poszczególnych żużlowców. Inną sprawą jest to, że wtedy zawodnicy jednej drużyny mogli zamieniać się polami startowymi, więc juniorzy najczęściej byli skazani na jazdę z tych gorszych pól. I w tych warunkach przebicie się do składu seniorskiego było naprawdę dużą sztuką. Kluby organizowały jednak dużo więcej zawodów dla młodych zawodników, które były swego rodzaju rywalizacją o skład ligowy. Dziś młodzieżowcy są trzymani pod kloszem do 21 roku życia, po czym klosz jest zabierany, dostają wielkiego kopa w dupę i bardzo często nie potrafią poradzić sobie w dorosłym żużlu bez tych wszystkich przywilejów. Efekt jest taki, że mamy coraz mniej seniorów w wieku 22-26 lat. Co za ty idzie, trzeba wprowadzać zapisy „promujące” Polaków.

Jak to przełożyć na piłkę nożną? Czy można nakazać klubom piłkarskim wstawianie zawodnika np. U19 do składu meczowego? Oczywiście, że można. Tyle że może się okazać, że będzie on mógł spokojnie grać sobie na komórce gdzieś przy linii końcowej, bo nikt nie będzie mu podawać piłki. Dla mnie próba przełożenia tego zapisu z żużla na futbol jest po prostu niemożliwa. Mówiąc w skrócie, jest to argument nietrafiony.

Jazda z czołówką światową

Na początku powrócę do punktu poprzedniego. Sam przepis o obowiązku startu juniorów nie poprawił nic w pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Nie mieliśmy dostępu przede wszystkim do sprzętu choćby zbliżonego do tego, na jakim startowali zachodni zawodnicy. Nie mieliśmy, poza zawodami rangi eliminacji mistrzostw świata lub jakichś okazjonalnych zawodów międzypaństwowych, kontaktu z techniką jazdy oraz zawodnikami z czołówki światowej. Bardzo trudno było dostać się do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata (imprezy jednodniowej). System eliminacji był zupełnie inny. Zawodnicy z Anglii, Australii, Nowej Zelandii oraz USA startowali w Finale Zamorskim (siedmiu z Finału Amerykańskiego + dziewięciu z Finału Wspólnoty Brytyjskiej), skąd czołowa dziewiątka awansowała do Finału Interkontynentalnego. Pozostała siódemka pochodziła z Finału Skandynawskiego (Dania, Szwecja, Norwegia, Finlandia). Aż jedenastu zawodników z Finału Interkontynentalnego awansowało do Finału IMŚ. Inne eliminacje odbywały się w Europie kontynentalnej (Polska, Czechosłowacja, RFN, ZSRR, Włochy, Węgry, okazjonalnie Bułgaria, Holandia), kończące się Finałem Kontynentalnym, skąd tylko pierwsza piątka wchodziła do finału IMŚ. Gdyby nie eliminacje kontynentalne, żużlowcy z naszej części Europy w zasadzie nie mieliby szansy na udział w finale. Awans do Finału Światowego był wielkim osiągnięciem w latach 80-tych. Taki był nasz kontakt z czołówką.

Co się zmieniło później? Od 1990 roku w polskiej lidze zaczęli pojawiać się obcokrajowcy, przy czym rok 1991 był prawdziwą eksplozją w tym temacie. Wreszcie przeciętny polski kibic mógł zobaczyć światowe gwiazdy z Hansem Nielsenem na czele, a przeciętny polski zawodnik ligowy mógł stanąć z nimi pod taśmą. Ale to nie polska liga otworzyła nam drogę do walki na międzynarodowych frontach. Tak naprawdę to możliwość startu naszych najlepszych żużlowców w lidze angielskiej spowodowała, że polscy żużlowcy weszli na wyższy poziom. Start po trzy, cztery czy pięć razy w tygodniu, stałe podnoszenie umiejętności na trudnych technicznych torach, dostępność nowinek technicznych, podpisywanie kontraktów jako jeździec firmowy Jawy lub Goddena, później także GM-a. To były pewne etapy wkraczania Polaków na salony.

Teraz jest inaczej, bo nie ma już kwestii niedostępności sprzętu. Co więcej, sprzęt jest dużo ważniejszy niż same umiejętności. A mimo wszystko żaden z zawodników nie zawojuje światowych aren jeżdżąc wyłącznie na krajowym podwórku. Czy argument pana Jana Tomaszewskiego o kontakcie z najlepszymi jest słuszny? Pozornie tak. Pozornie, bo tak naprawdę zawodnik „dostaje” od klubu maksymalnie 18 imprez w roku plus eliminacje mistrzostw Polski, co razem daje dwadzieścia kilka startów. To jest kropla w morzu potrzeb. Reszty startów musi szukać sobie sam, na co często niezbyt przychylnym okiem patrzą klubowi działacze, bojąc się kontuzji. Czy w polskiej piłce jest inaczej? Czy polski piłkarz wejdzie na choćby średni europejski poziom grając wyłącznie w naszej krajowej lidze? Nie bardzo. Najczęściej musi się tu u nas pokazać i… wyjechać z kraju.

Przecież mamy mistrza świata

No właśnie. Tyle, że to mistrzostwo Tomasza Golloba było aż osiem lat temu. Zresztą, czy sam Tomasz Gollob jest „efektem” pracy szkoleniowej w klubie? Nie. Czy wspomniani przez pana Jana Maciej Janowski i Maksym Drabik są „efektem” klubowego szkolenia? Jak się ma sprawa z innymi czołowymi żużlowcami? Bracia Pawliccy, Patryk Dudek, Bartek Zmarzlik. Przecież to w głównej mierze efekt pracy ich ojców, znających kwestie techniczne, znających specyfikę tego środowiska, potrafiących poruszać się w tematach kontraktowych. Tak wygląda polska kadra. Czy pan Jan wyobraża sobie polską kadrę piłkarską złożoną w 90% z synów piłkarzy? Są oczywiście przykłady żużlowców, którzy do tego sportu weszli „ze społeczeństwa”: Jarosław Hampel (36 lat), Grzegorz Zengota (30 lat), Szymon Woźniak (25 lat), ale ilu z osiągnęło poziom pozwalający na walkę z najlepszymi na świecie?

Ile klubów realnie szkoli młodych żużlowców? Przez realne szkolenie rozumiem przygotowywanie żużlowców, którzy poradzą sobie w seniorskim speedway’u na poziomie ekstraligowym. No dobra, na poziomie pierwszoligowym. No ile mamy takich klubów? Trzy? Co się dzieje z masą zawodników mających 20-22 lata? Kończą „karierę” z braku perspektyw w tym sporcie. Po prostu. Czy polski system ma na to jakąś radę? Na razie nie.

Poziom żużla na świecie bardzo mocno się obniżył, dzięki czemu łatwiej jest Polakom rywalizować  o medale. Nie ma się co oszukiwać, tak to wygląda. Dlaczego poziom się obniżył? Sport jest po prostu zbyt drogi, choć to tylko jedna strona medalu. Nie można zapominać o tym, że jeszcze w latach 90-tych mieliśmy całkiem sporą grupę zawodników będących wirtuozami. prezentujących poziom mistrzowski, potrafiących jeździć w sposób nieosiągalny dla wielu dzisiejszych uczestników cyklu Speedway Grand Prix. Oglądanie ich było swego rodzaju spektaklem, czymś, co zostaje w pamięci na długie lata. To co z jednej strony było siłą żużla, z drugiej – nie pozwalało przebić się do czołówki młodym zawodnikom. Właściwie wszyscy przedstawiciele tamtej żużlowej epoki (poza Gregiem Hancockiem) zakończyli już swoje kariery i pozostawili po sobie ogromną dziurę, której nie przez wiele lat nie potrafili załatać ich następcy. Mieliśmy całe pokolenie średniactwa, a więc obniżenia poziomu. Wypadek zakończył niestety karierę Darcy’ego Warda, który niewątpliwie był jednym z młodych wirtuozów speedwaya

Czy jesteśmy żużlowym wzorem dla innych krajów?

Ile żużlowych lig jest w Polsce? Trzy. Ile żużlowych lig jest w Anglii? Trzy, Ile żużlowych lig jest w Szwecji? Trzy. Ile żużlowych lig jest w Danii? Trzy. Czym różnimy się od tych trzech krajów? Tym, że u nas najniższa liga jest biedniejszą wersją ekstraligi, czyli obowiązują tam właściwie te same zasady: obowiązek dwóch polski seniorów, dwóch polskich seniorów, awans, presja. W Anglii, Szwecji czy Danii najniższa liga jest przeznaczona dla miejscowych zawodników, w tym także oczywiście juniorów, choć nie tylko. Startują tam zespoły, które po prostu zgłosiły się do tych rozgrywek, więc nie ma czegoś takiego jak walka o awans.

Może warto zainteresować się dlaczego żużlowa centrala wprowadziła rozgrywki Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów? Bo chciała zmusić kluby pod groźbą kary finansowej do szkolenia młodzieży i organizowania imprez juniorskich. Jakaś część młodych chłopaków rzeczywiście ma okazję do jazdy, ale poziom sportowy jest marny. Byłem na tegorocznym turnieju DMPJ w Zielonej Górze. Jedyną drużyną jadącą wyłącznie wychowankami był… Lokomotiv Daugavpils. I to jest chyba najlepsze podsumowanie…

Warto chyba, żeby pan Jan mówiąc takie słowa, przekazał coś więcej niż tylko jakieś nic nie znaczące hasło dla ludzi nie mających zielonego pojęcia o żużlu, znających wyłącznie Tomasza Golloba (stąd pewnie ten przykład). Tym bardziej, że powiedział to w telewizji publicznej, gdzie nikt nie podejmie z nim na ten temat rozmowy, bo nikt się tak prowincjonalnym sportem tam nie zajmuje. Czy uczynił w ten sposób jakąś przysługę żużlowi? Z wyżej wymienionego powodu – nie. Chodziło pewnie tylko o to, żeby dać przykład, którego nikt nie obali. Ot, cała tajemnica.

I tak jeszcze na koniec. Warto oglądnąć sobie ostatni mecz z Rybnika i zobaczyć jak dwóch brytyjskich juniorów potrafi jeździć na polskim torze 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *