czwartek, 4 września, 2025
spot_img
Strona głównaMoim zdaniemW finale pojadą lepsi czy może mniej słabi?

W finale pojadą lepsi czy może mniej słabi?

Pierwsze spotkania półfinałowe za nami. Skład ostatecznej rozgrywki w ekstralidze jest wciąż sprawą otwartą, bo 8 czy 10 punktów przewagi żadną gwarancją jeszcze nie jest. Zwłaszcza, gdy tory, na których rozgrywane będą rewanże, należą do tych specyficznych, a przynajmniej za takie są uznawane. Oby tylko znów nie uszczupliła nam się grupa żużlowców zdolnych do jazdy.

W pojedynku dwóch Unii nie wiedziałem za kogo trzymać kciuki. Z jednej strony wolałbym widzieć w finale Leszno, bo jest to drużyna oparta na wychowankach, ale z drugiej strony uważam, że tarnowianie byli zdecydowanie najlepszą ekipą w tym sezonie i ich udział w walce o złoto byłby swego rodzaju oznaką sprawiedliwości. Skończyło się na dziesięciopunktowej przewadze „Byków” i jest to dobry punkt wyjścia do ciekawego pojedynku w Jaskółczym Gnieździe. Wystarczyło popatrzeć na dorobek obu ekip. Wśród gospodarzy aż 25 punktów + 2 bonusy zdobyli nominalni juniorzy. Rewelacja. Do tego świetnie jadący Nicki Pedersen oraz waleczny i całkiem przyzwoicie punktujący Grzegorz Zengota i mamy materiał na medalową ekipę.

W Zielonej Górze z kolei spotkały się dwie drużyny, w których w większości zawodnicy albo są mocno zmęczeni sezonem, albo stracili formę w najważniejszym jego momencie. Nie ma się co czarować, Jarosław Hampel, Sasza Loktajew, Matej Zagar czy Piotr Świderski są obecnie po prostu słabi, a to że zdobywają punkty świadczy tylko o tym, że stają pod taśmą z rywalami jeszcze słabszymi. Tak na dobrą sprawę, to wśród gospodarzy jedynie Andreas Jonsson, a wśród gości Krzysztof Kasprzak i Adrian Cyfer pojechali na dobrym poziomie. Niby gorzowianie mogli korzystać z zastępstwa zawodnika, jednak zdobyli na tych roszadach zaledwie sześć „oczek”, w czym spora zasługa Piotra Palucha, który uparł się na wstawianie z rezerwy zwykłej słabiutkiego Bartka Zmarzlika, nie wykorzystując jednocześnie skutecznie i mądrze jadącego Adriana Cyfera. „Bolo” chyba za bardzo przyzwyczaił się do nazwisk, więc siłą rzeczy zabrakło trochę elastyczności. Swoją drogą, to Bartek najwyraźniej nie wytrzymał psychicznie obciążenia i zamiast być jednym z liderów, uzupełniał tylko skład wyścigów. To z kolei kamyczek do ogródka osób dbających o jego karierę, bo talentu młodemu gorzowianinowi nie brakuje, ale ograniczenie się do jazdy właściwie tylko w Polsce (w dodatku praktycznie tylko w imprezach wynikających z centralnego regulaminu) oraz  okazjonalnych startów w Szwecji sprawia, że coraz widoczniejszy staje się brak jego rozwoju. I nie zmienia tego faktu nawet zwycięstwo na dobrze sobie znanym obiekcie w turnieju Speedway Grand Prix, bo świadczy to raczej o coraz niższym poziomie rywalizacji o mistrzostwo świata, wobec czego bycie królem jednego owalu nie jest powodem do dłuższego samozadowolenia. Zresztą fakt, że Bartka nie ma nawet w bardzo przeciętej stawce walczącej o mistrzostwo świata juniorów oraz zaledwie trzecie miejsce podczas finału MIMP na swoim torze też daje wiele do myślenia.

Wobec tego co napisałem wyżej fakt, że Stal wywiozła z Zielonej Góry aż 41 punktów jest dla mnie dowodem na kryzys Falubazu. Żółto-biało-zieloni po XI biegu mieli już rywala prawie na łopatkach i nie potrafili tego wykorzystać, stawiając wielką kropkę nad „i”. Sam wtedy obstawiałem, że skończyć się może nawet na dwudziestopunktowej różnicy, a tymczasem trzech zawodników Stali (świetny Kasprzak, niedoceniany Cyfer i słaby tego dnia Zagar) sprawiło, że… przewaga stopniała do 8 „oczek”. A mogło być jeszcze mniej. W rewanżu przy tak jadących Hampelu i Lokajewie po dwóch biegach może być już remis w dwumeczu. Zakładam, że po sześciu biegach będzie już znany finalista z tej pary, bo wyjścia są dwa: albo Stal rozpocznie od mocnych ciosów, a potem będzie już tylko powiększać przewagę, albo Falubaz będzie jechał na remis w biegach czym doprowadzi do frustracji swoich rywali, a ci sami zagotują się we własnych boksach.

Tym co rzuciło się w oczy była spora ilość pustych miejsc na trybunach. Myślę, że nie była to kwestia ani Winobrania, ani zbyt drogich biletów. Wydawało się, że na derbowy mecz o tak wysoką stawkę ludzie będą walić drzwiami i oknami, a tymczasem niemal 1/3  miejsc pozostała wolna. Nasuwa się pytanie: dlaczego? Jednoznacznej odpowiedzi chyba nie ma, a przynajmniej ja jej nie znam. Mogę sobie za to pospekulować. Według mnie albo kibice wobec ostatnich niezbyt pozytywnych wydarzeń wokół zielonogórskiego klubu zostali w domach, żeby nie oglądać porażki u siebie ze Stalą, albo coś się zwyczajnie kończy, a odpuszczenie sobie tak ważnego pojedynku jest kolejnym tego przejawem. Chyba zaczyna się odbijać czkawką olanie starych kibiców żużla i zachłyśnięcie się frekwencją generowaną przez fanów tyleż głośnych, co krótkoterminowych. Jestem święcie przekonany, że liczono na sprzedanie 3-4 tys. więcej wejściówek (nabywców nie znalazło prawie 5 tys.), czyli do kasy klubowej trafiło lekko licząc jakieś 150 – 200 tys. zł mniej, czyli ok. 1,5% zakładanego budżetu. Sporo…

Tak na koniec dodam tylko, że według mnie mecz na SPAR Arenie nie był wielkim widowiskiem (między innymi z powodu formy większości żużlowców) i nie żałuję, że zostałem w domu. Emocje były – to prawda, ale wynikały bardziej z wyniku niż z walki na torze. A jeśli ktoś powie, że prawdziwy kibic zawsze jest ze swoją drużyną, to mogę tylko odpowiedzieć, że zgadzam się z nim. I dlatego nie kupiłem biletu.

POWIĄZANE ARTYKUŁY

2 KOMENTARZE

  1. Puenta mistrzowska 🙂
    A’propos Bartka, to było trochę pecha, bo on podpisał kontrakt w Birmingham, fajnym klubie z ciekawym torem, zdążył nawet zadebiutować, pojechał chyba w 2 meczach… po czym klub zbankrutował. Z pewnością można było podpisac nowy angaż, tak jak Danny King czy inni bezrobotni z ekipy Brummies. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiono. Spekulując, myślę, że może nawet z tego się w Gorzowie cieszą, zwłaszcza teraz w obliczu takiej plagi kontuzji. Gdyby jeszcze musieli co 2 dni drżeć o Bartka…

  2. Żużel ma to do siebie, że zawodnik (szczególnie młody) musi startować, żeby nabierać doświadczenia. Wiąże się to niestety z ryzykiem kontuzji, bo speedway niesie ze sobą ogromne niebezpieczeństwo. Jeśli jednak tego ryzyka nie podejmie się teraz, to za kilka lat Bartek będzie typowym ligowcem – solidnym, ale bez szans na większe sukcesy. A to, że w klubie drżeliby? Wystarczy spojrzeć na Kildemanda, Doyle’a, Iversena. Gdyby nie starty w Anglii, Szwecji, Danii, to dziś byliby właśnie takimi przeciętniakami. A kim są? Postrachem najlepszych, choć dwaj pierwsi dla wielu polskich kibiców pojawili się znikąd i byli wielkim odkryciem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Informacje

3. runda ligi norweskiej w Oslo (Lunner)

Na torze Lunner (niedaleko Oslo) odbyła się dziś 3. runda ligi norweskiej. Drużyna Elgane tym razem jechała bez swojego lidera Glenna Moi, który startuje...

Finał IM Finlandii

Ze strony speedway.fi dowiedziałem się, że udało się wczoraj w Seinäjoki rozegrać finał IM Finlandii. Tzn. udało się rozegrać tak naprawdę trzy serie, bowiem...

Odwołane zawody w Mureck

W terminarzu austriackiej federacji pojawiła się informacja, że zawody planowane na 14 września w Mureck, zostały odwołane. Miała to być jedna z rund połączonych...

Sezon rozpoczęty na Isle of Wight

Wczoraj rozpoczął się sezon na wyspiarskim torze Isle od Wight. W pierwszym meczu Memoriału Vince Mapleya, Wightlink Warriors przegrali z Cradley Heathens 33:57....

Nadchodzące wydarzenia