Przegrana dająca szansę na zwycięstwo?

Grand Prix Nordyckie za nami, półfinały ekstraligi przed nami. Pary półfinałowe znane były już kilka tygodni temu i wtedy można było właściwie w ciemno obstawiać uczestników decydującej rozgrywki. Teraz faworyci niby są ci sami, ale ich szanse zdecydowanie bliższe są 50 procent niż stu. Wszystko, jak to niestety w żużlu bywa, przez kontuzje.

Już jakiś czas temu miałem podejrzenia, że Falubaz lepiej ogląda się w telewizji niż na trybunach SPAR Areny. Po meczu z Unią Leszno wiem to na pewno. Do dziś nie rozumiem, dlaczego po bodajże XIII przez kilka minut tzw. sektor dopingujący starał się wmówić (a w zasadzie wkrzyczeć) pozostałym, że Unia jest panią lekkich obyczajów i do tego w słusznym wieku. Dlatego właśnie  na półfinał ze Stalą się nie wybieram, bo z góry zakładam, że będzie podobnie, a nie mam zamiaru płacić i jeszcze musieć słuchać tej niezbyt ambitnej twórczości. W domu mogę sobie spokojnie otworzyć piwo nie naruszając ustawy o imprezach masowych, ze szczególnym uwzględnieniem imprez podwyższonego ryzyka. Zresztą, to co normalnie można kupić na stadionie piwo raczej tylko przypomina, jak większość produktów tego nibybrowaru. A jak usłyszę wulgaryzmy kiboli, to mogę zwyczajnie ściszyć odbiornik. Właściwie nie mam argumentów przemawiających za pójściem na stadion.

W momencie pisania tegoż artykułu (13 września, godz. 23:32) wolnych jest jeszcze ponad 1/3 miejsc (dokładnie 5608 biletów wciąż można nabyć). Co prawda jest jeszcze ponad 19 godzin, ale nie ma się co czarować – zainteresowanie derbami nie jest tak duże, jak jeszcze dwa, trzy czy cztery lata temu. Nie trzeba stać w kolejkach, bo takowych nie ma. I to nawet pomimo kontuzji Nielsa Kristiana Iversena, co teoretycznie zwiększa szanse gospodarzy. Teoretycznie, bo forma zielonogórzan nie powala na kolana. Nawet zwycięstwo w Vojens Andreasa Jonssona nie zmieni mojego podejścia, choć AJ wygrał w dobrym stylu.

Sam się łapię na tym, że nie zależy mi zupełnie na triumfie Falubazu. Może nawet gdzieś przebija się myśl, że wolałbym, żeby wygrała Stal. Aż sam jestem zaskoczony, jak bardzo zmieniło się moje podejście do tego klubu. Nie chodzi o to, że kibicuję Stali. Po prostu wiem, że kolejny finał będzie znów usprawiedliwieniem dla wszystkiego co w Falubazie (czyli klubie, a nie drużynie) się dzieje, a tym samym podtrzymana zostanie droga samozagłady żużla w Zielonej Górze. W przeciwnym razie może coś się tu zmieni. Nie mam złudzeń, że żużel zacznie pełnić ważniejszą rolę, ale może bilety będą tańsze, może zostanie powstrzymana nieco próba kupienia sobie tytułu poprzez ściganie kolejnych nazwisk, może jakąś szansę dostaną miejscowi juniorzy. Rozchodzi mi się tylko o to, żeby obecni działacze nie zabili kompletnie tej dyscypliny. Teraz większość kupujących bilety przychodzi na Falubaz, co zauważył nawet nasz formalny prezes po finale IMP, traktując mecze jako swego rodzaju widowisko, jednak nie uznając żużla samego w sobie za interesujący. I to jest główne zagrożenie. W tym kontekście kwestia dziwnego kryzysu, który nagle dopadł zielonogórską drużynę daje jakąś nadzieję na odejście części przypadkowych, że się tak wyrażę, kibiców. Teraz wszystko idzie na konto speedwaya, choć przyczyny takiego stanu rzeczy mają pewnie źródło w sprawach z żużlem nie związanych. Mam wrażenie, że coś wymknęło się spod kontroli, a jestem bardzo ciekawy jak sytuacja będzie się rozwijać. Ewentualny triumf nad Stalą mógłby cała „zabawę” popsuć. Tak więc…

Ciekawy czy jest możliwe przekonanie obecnych fanów Falubazu, że żużel jest fajny, że można kibicować inaczej – obiektywniej, kulturalniej? Marzenia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *