Po ogłoszeniu wyników audytu w klubach I i II ligi żużlowej można zacząć się zastanawiać po co właściwie niektóre ośrodki dalej utrzymują przy życiu coś, co powinno dawno zakończyć swoją działalność? Rozumiem, że jest jakaś historia, tradycja, są pasjonaci, ale bilans finansowy powinien się zgadzać. Jeśli nie ma zapotrzebowania na speedway, to należy dać sobie z nim po prostu spokój.
Nigdzie nie jest napisane, że w Polsce muszą być trzy ligi. Równie dobrze mogą być dwie, a trzecia, podobnie jak na Wyspach, amatorska. Wiem, u nas jest inna mentalność. U nas zgodnie z zasadą „zastaw się a postaw się” nie można zniżyć się do poziomu amatorskiego. Efekty są takie, że długi mają nawet najsłabsze ekipy, jest w których niby funkcjonuje regulamin finansowy. A przecież spora część tychże ekip nawet nie szkoli młodych zawodników, czyli nie wnoszą kompletnie nic do przyszłości czarnego sportu w naszym kraju. Tyle, że dzięki nim jest kilka miejsc pracy więcej dla żużlowców, którzy potem muszą czekać na zaległe pieniądze. Po co więc te drużyny startują? Po co żużlowcy podpisują tam kontrakty? Nie wiem.
Formalnie okres transferowy zakończył się ponad miesiąc temu, a nadal nie jest rozstrzygnięty status Emila Sajfutdinowa, Grzegorza Walaska i Rafała Okoniewskiego. Do rozpoczęcia sezonu mamy jeszcze wiele czasu, ale w ramach profesjonalnej federacji takich nieporozumień nie powinno być. A przecież co roku regulamin jest doskonalony, a przynajmniej tak wydaje się jego twórcom. Tymczasem mamy coraz bardziej absurdalne przypadki, których on nie precyzuje.
Ogłoszono, że największym budżetem dysponować będą torunianie, co chyba nikogo specjalnie nie dziwi. 14 mln zł robi wrażenie, ale pięciu liderów plus dwaj solidni juniorzy muszą kosztować. Zresztą akurat Unibax nie powinien mieć większych problemów z realizacją swoich zobowiązań. Na drugim miejscu są zielonogórzanie i tu już taki pewien nie jestem czy faktycznie uda się uzbierać 11 mln zł. Skoro jeden mecz, który się nie odbył, narobił sporego zamieszania, to trudno na tej podstawie być optymistą. Wygląda na to, że albo koszty finału były horrendalne, albo stabilność finansowa nie jest wcale taką oczywistością. A tegoroczne wydatki mają być 10% wyższe, choć mamy 18% mniej meczów (zakładając awans Falubazu do fazy play-off) – i tego już w ogóle nie rozumiem. Zobaczymy jak się to poukłada, ale lekko mistrzom nie będzie, bo rywale tym razem stawiają na składy z liderami.