SEC kontra SGP, czyli kto zarobi więcej

Trochę czasu minęło od poprzedniego wpisu, który nawiasem mówiąc też nie był całkiem aktualny. Wcześniej nadrabiałem zaległości, a tychże trochę jeszcze mi zostało, jednak do rozpoczęcia nowego sezonu pozostał miesiąc, więc jest szansa, że uda się je nadrobić. Póki co warto bliżej przyjrzeć się temu, co dzieje się wokół speedway’a, bo zrobiło się interesująco, choć niekoniecznie ciekawie.

Wyglądało na to, że zaczęła się regularna wojna między Benfield Sport International (BSI) – organizatorem cyklu Speedway Grand Prix (SGP) a One Sport (OS) – organizatorem cyklu Speedway European Championship (SEC). Siły nie są równe, bo za Anglikami stoi międzynarodowa federacja (FIM), w której zrzeszone są wszystkie krajowe organizacje motocyklowe, w tym także nasz Polski Związek Motorowy (PZM). Co w związku z tym zrobią nasi działacze z PZM? Są między młotem a kowadłem, bo z jednej strony powinni być lojalni wobec swoich przełożonych z FIM, a z drugiej zostaną żywcem zjedzeni w kraju, jeśli wybiorą pierwszą opcję. Póki co konflikt został zażegnany, choć chyba lepszym określeniem byłoby „odsunięty w czasie”, bo sprawa zapewne powróci, a całość potrwa dobrych kilka lat. W końcu BSI otrzymała prawa aż na 20 lat, czyli licząc sezon 1999 jako pierwszy, to trochę lat jeszcze im zostało. Tyle, że jeśli faktycznie z SGP zaczną wycofywać się sponsorzy, zarówno ci indywidualni, jak i ogólni, to może się okazać, iż organizacja przestanie się opłacać. Tu jest jednak jeden podstawowy warunek – organizatorzy polskich turniejów nie mogą bić się o przedłużenie umów i prześcigać się w stawkach dla BSI, jak to miało miejsce wcześniej. Czy to jest możliwe? Teoretycznie tak, bo Leszno już dało sobie spokój, a Toruniowi pozostały tylko tegoroczne zawody (zresztą Toruń, to inna bajka, w końcu to centrum dowodzenia SEC). A praktycznie? Stal Gorzów ustami swojego prezesa Ireneusza Zmory już postawiła sprawę jasno.

Cały problem polega na tym, że formalnie wszystkie zawody żużlowe i tak odbywają się pod egidą FIM-u, a zawodnik występujący w „dzikim” turnieju zostaje zawieszony, więc nie może startować chociażby w rozgrywkach ligowych, na których przecież opiera się egzystencja zawodników. Krajowe federacje mogą co prawda dopuszczać na własnym terenie lokalne rozwiązania, czyli na przykład tłumiki nie mające homologacji międzynarodowej – tak jest chociażby w Rosji, gdzie nadal wykorzystywane są stare wydechy. Podobne rozwiązanie, czyli sławny już tłumik Leszka Demskiego, ma być wprowadzony u nas, za czym optuje spora część kibiców, choć można właściwie założyć, że 99% nigdy nie słyszało go na własne uszy. Żużlowcy w tym zakresie są mniej optymistycznie nastawieni, bo wydatki na sprzęt poszły w kierunku dostosowania silników do tłumików Kinga, a nie ma żadnej gwarancji iż podpięcie nowej rury nie spowoduje konieczności ponownego grzebania w silnikach, co może spowodować dodatkowe koszty, a jednocześnie zmniejszyć wpływy, gdyby proces dostosowywania przedłużał się i powodował mniejsze zdobycze punkowe. Poza tym nie ma się co oszukiwać, nikt nie podejmie się produkcji, jeśli nie będzie miał wizji na zyski z tego tytułu. Obecnie zyski praktycznego monopolisty są pewnie spore, bo wprowadzenie na rynek droższego sprzętu, który działa krócej, a co za tym idzie – wymusza kupienie nowego egzemplarza – z punktu widzenia producenta jest genialnym rozwiązaniem. Samo stworzenie monopolu poprzez… wprowadzenie teoretycznej konkurencji jest niezłym wałkiem, a wszystko było możliwe tylko dlatego, że żużlowcy działają na własną rękę, czyli interesuje ich wyłącznie czubek własnego nosa. O środowisku żużlowym można by zrobić program, ale puściłaby go chyba tylko TVP Historia. Żeby było ciekawiej FIM zabezpieczył się, a właściwie Kinga, przed prawdziwą konkurencją wprowadzając w wymaganiach homologacyjnych dotyczących wyścigów torowych na rok 2014 zapis:

2. Silencer construction

The silencer must be made as one complete, sealed unit without any removable parts.

The silencer must be a mechanical type, using the position of permanently fixed pipes, baffles or plates to reduce the sound to the maximum permitted sound level.

Insulating material, for the sole purpose of reducing the external temperature of the silencer body, is permitted provided it is contained within a sealed chamber that has no contact with exhaust gas or the outside atmosphere.

The end of the silencer exhaust pipe, when fitted on the motorcycle, must remain horizontal and parallel to the central axis of the machine (max. tolerance: +/- 10°). The maximum length is 20 mm (including a rounded collar); the maximum internal diameter of the pipe exit is 45 mm (+ 2.0 mm tolerance). The end of the silencer must finish at a right angle and contain arounded collar (min. 5mm/max. 10 mm).

Fixing points to attach a heat shield must be included.

Orłem z angielskiego nie jestem i przyznam, że posiłkowałem się googlowym translatorem. W wytłuszczonym fragmencie jest zapis o tym, że tłumienie dźwięku musi odbywać się za pomocą stałych rur, przegród lub płyt, czyli na chłopski rozum jest to coś, o czym mówił Jacek Gajewski, argumentując, że wynalazek Leszka Demskiego, jako tłumik przelotowy nie otrzyma homologacji, mimo spełnienia norm głośności. Sprawa wydaje się być oczywista. Polski wydech powstał w ubiegłym roku, a wymagania dotyczące konstrukcji tłumików weszły w życie 17 stycznia 2014 roku. Zapewne dlatego Duńczycy, choć zadziałali szybciej, w ogóle nie podeszli do procesu homologacyjnego, a swojego tłumika używają tylko w krajowych rozgrywkach. Przyznam się bez bicia, że nie znam ubiegłorocznych regulacji w tym zakresie, ale skoro rodacy Hamleta włożyli trochę pracy w swoją konstrukcję, to można założyć, że nie było tam podobnych ograniczeń. Zresztą ten najważniejszy fragment jest wytłuszczony także w oryginalnym dokumencie, więc zapewne jest to zapis zupełnie nowy. Czyli na międzynarodowym podwórku nadal rządzić będzie King. Co było do udowodnienia.

Ciekaw jestem jak sytuacja rozwinie się dalej. Ze startu w cyklu Speedway Grand Prix zrezygnowali już Tomasz Gollob i Emil Sajfutdinow, czyli zupełnie przypadkiem akurat zawodnicy powiązani z Unibaksem Toruń – klubem właściciela cyklu SEC. Gdyby panu Romanowi udało się jeszcze namówić do podobnego kroku Chrisa Holdera i Darcy’ego Warda, to mielibyśmy komplet. Tyle, że akurat ci dwaj, jako Australijczycy, nie mogą startować w Mistrzostwach Europy. Coś mi się jednak widzi, że oni mimo wszystko postawiliby na walkę o tytuł światowego czempiona, bo pieniądze pieniędzmi, ale po pierwsze mają całkiem realne szanse na odegranie tam głównych ról, a po drugie – straciliby zapewne kilku ważnych sponsorów. Wśród Polaków też nie brakuje chętnych do zdobycia tego bardziej prestiżowego mistrzostwa, wszak Jarosław Hampel i Krzysztof Kasprzak nie będą już mieli na swoich kombinezonach reklamy Nice’a. Nie wiem na ile „torunianom” starczy samozaparcia, bo przejęcie przez nich najważniejszego cyklu może nastąpić dopiero w 2019 roku. Jeśli uda się na tym wszystkim zarabiać, to pewnie temat będzie ciągnięty. Wspomniany już I. Zmora powiedział wprost, że organizatorzy SEC działają, podobnie jak organizatorzy SGP, z chęci osiągnięcia zysku, czyli nie ma to nic wspólnego z dobrem speedway’a, a jest jedynie kolejną próbą wykorzystania braku jedności wśród zawodników. I nie ma się co oszukiwać, tak właśnie jest. Osobiście uważam, że SEC jest właśnie długofalowym projektem mającym na celu przejęcie kontroli na cyklem Grand Prix, gdzie zyski zapewne są o niebo większe. Zwłaszcza, gdy będzie się miało już przygotowany grunt na rynku rosyjskim. Przyznam szczerze, że nie rozumiem dlaczego BSI tak łatwo odpuściła wschodni temat. Brak Rosjanina w tegorocznym cyklu cofa Brytyjczyków w tej sprawie o dobrych kilka lat. Ich próby na Antypodach, choć faktycznie pozytywne dla speedway’a, finansowo chyba nie były najlepszą inwestycją. Gdzie więc szukać nowych zysków, jeśli w Polsce zmniejszy się ilość potencjalnych organizatorów wykładających idiotycznie wielkie pieniądze? Chyba, że FIM wymyśli nowe, jeszcze dziwniejsze regulacje, z których zyski popłyną w z góry upatrzonym kierunku. A wszystko dzięki temu, że w naszym pięknym kraju, gdzie poparcie dla SEC jest większe niż dla SGP, to zyski ze zdecydowanie przepłaconej dyscypliny jaką jest żużel, szczególnie ten ligowy, idą do… Można się domyślać gdzie. Tak swoją drogą, to wcale się nie zdziwię, jeśli za tłumikiem pana Demskiego stoją właściciele SEC, a cała sprawa medialnie nagłaśniana przez jeden z dużych portali sportowych, mający zresztą udziały w tymże cyklu, jest tylko jednym z elementów mających przynieść prawdziwe zyski po roku 2019.

Dzięki wyjątkowo ciepłej zimie pierwsze motocykle zawarczały już na polskich torach, co na pewno nie ucieszyło ani Chorwatów, ani Słoweńców, ani Włochów, którzy zazwyczaj w marcu mogli sobie trochę dorobić. Skoro jednak w ubiegłym roku ilość sparingów była naprawdę minimalna, to w obecnym może uda się rozegrać wszystkie zaplanowane imprezy. W końcu nic w przyrodzie nie ginie.