W końcu po wielu miesiącach znów dane było mi zasiąść na trybunach i oglądać zawody żużlowe. Ścigania za wiele nie było, bo klasa rywali znacznie odbiegała od występującego w najsilniejszym składzie Falubazu. Mimo to samo uczestniczenie w imprezie sprawiło mi dużo radości.
Tradycyjnie przed kasami kibice musieli odczekać swoje, bo organizatorzy otworzyli aż dwie bramki. Po wejściu na stadion natrafiłem na grupę ochroniarzy, która tradycyjnie starała się udowodnić, że mam złe intencje i broniąc pozostałych kibiców przede mną sprawdziła zawartość mojego plecaka. Po co te cyrki? Przecież to był trening. Podejrzewam, że ta pseudoochrona pochłonęła więcej pieniędzy niż wyniosły zyski ze sprzedaży programów – wejściówek.
Zastanawiałem się jak zachowywać się będzie tor, który przecież jeszcze dzień wcześniej był w stanie i mocno spontanicznym. Czekała mnie niespodzianka, bo nawierzchnia była bardzo dobrze przygotowana. Nachylenie łuków rzeczywiście daje zawodnikom możliwość jazdy po niemalże całej szerokości toru i poza pierwszym, juniorskim wyścigiem korzystali z tej opcji bardzo chętnie. Trudno oceniać postawę poszczególnych naszych żużlowców, bo w końcu był to tylko jakiś etap w przygotowaniach, a i przeciwnik nie postawił specjalnie wygórowanych warunków. Mimo tego widać, że zielonogórzanie mają na czym jechać i, mam nadzieję, w końcu przy W69 kibice zobaczą atrakcyjne zawody ligowe.
Z rzeczy, które mnie trochę niepokoją wymienię jazdę Rafała Dobruckiego. Owszem, wygrywał swoje wyścigi, ale nadal nie widać z jego strony jakiejkolwiek woli współpracy na torze. Ponadto miałem wrażenie, że nieco za bardzo wynosiło go przy wyjściach z łuków, co przy jeździe w kontakcie może się odbić na wyniku. Nie ukrywam, że postawie Rafiego będę się uważnie przyglądał przez cały sezon. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że będzie to jego ostatni sezon w Falubazie. Po wyśmienitym sezonie 2009, w kolejnym roku mocno spuścił z tonu i teraz będzie możliwość przekonania się, który z tych sezonów był normą, a który wyjątkiem. Bardzo podobała mi się jazda parowa Szwedów. W ogóle pomysł wstawienia ich w jednej parze uważam za dobry. To trochę nawiązanie do rewelacyjnej pary Lindgren – Iversen z 2007 roku. Szkoda, że potem nasi Skandynawowie nie jeździli już razem. Widać, że jazda sprawia dużą frajdę Andreasowi Jonssonowi, ale czasem zdarzają mu się trochę niekontrolowane ruchy na motocyklu.
Ogólnie były to fajne zawody na początek. Jeśli w niedzielę tor będzie przygotowany w podobny sposób, to zobaczymy na pewno kawał porządnego żużla.