Piotr Protasiewicz wywalczył awans do do przyszłorocznego cyklu Speedway Grand Prix. Gratulacje dla kapitana Falubazu, bo z obecną formą rzeczywiście taka nagroda mu się należała. Można się oczywiście zastanawiać co będzie w przyszłym roku z zielonogórską drużyną. Myślę, że poradzimy sobie, pod warunkiem oczywiście, że zmieni się organizacja klubu.
Pewnie dla wielu fanów speedway’a „Protas” jest niewiarygodny, bo przecież ubiegłoroczny jego występ w Bydgoszczy miał być pożegnaniem z cyklem. A tu niespodzianka. Nie dość, że przystąpił do eliminacji, to jeszcze został pełnoprawnym uczestnikiem przyszłorocznego cyklu. Rzeczywiście, różnie można oceniać taką postawę, ale z drugiej strony trzeba jednak wziąć pod uwagę, że zmieniły się mocno realia w jakich żużlowcy w chwili obecnej się obracają. Nowe tłumiki sprawiły, że PePe poczuł się pewniej, ma wyśmienity sezon i jeszcze raz chciałby się sprawdzić. Na pewno czuje głód indywidualnych osiągnięć w mistrzostwach świata. Trudno mu odmawiać prawa do walki o indywidualne cele, nawet jeśli w ubiegłym roku twierdził, że nie chce się już w to bawić.
Co będzie dalej z Falubazem? Myślę, że tego nikt na chwilę obecną nie wie. Wiadomo, że w przyszłym roku w każdej z drużyn będzie mógł jeździć tylko jeden uczestnik cyklu SGP. Obecnie mamy ich dwóch, a doszedł jeszcze Piotr Protasiewicz. Z trójki liderów pozostanie więc tylko jeden. Który? Na pewno nie Greg Hancock, bo on ma kontrakt podpisany tylko na rok. Zakładając, że proponowany zapis w regulaminie rzeczywiście wejdzie w życie, bliżej Falubazu na pewno jest „Protas”, a Andreas Jonsson teoretycznie będzie wypożyczony. Teoretycznie, bo ujawniono, że zawodnicy w przypadku zmiany zarządu mogą rozwiązać kontrakt, a przecież Robert Dowhan ma po tym sezonie definitywnie odejść z klubu. Może się więc okazać, że żaden z obecnych reprezentantów Falubazu nie będzie chciał tu zostać. Ale to wcale nie jest największy problem…
Każdy, kto realnie stara się patrzeć na tegoroczny sezon widzi, że Falubazu nie stać na obecny skład. Wiadomo jaki jest cel: oficjalnie oczywiście zdobycie mistrzostwa, ale drugim dnem jest kampania wyborcza, bo przecież Robert Dowhan kandyduje do senatu. Nie jest tajemnicą, że pieniędzy może nie starczyć, a właściwie na pewno ich nie wystarczy. Założono, że do klubu wpłynie dotacja z miasta, ale w wyniku różnych dziwnych okoliczności – nie wpłynęła. Ostatnio został rozpisany konkurs na 600 tys. zł do podziału, ale Falubaz do niego nie przystąpił. Dlaczego? Bo prezes nie zgodził się na kontrolę. I to jest według mnie dowód, że nie wszystko z dokumentami jest w porządku. A być może klubowa kasa jest na wykończeniu. Gdybym mógł sobie trochę pospekulować, to obstawiłbym, że po prostu połowa tej kwoty (300 tys. zł, bo drugim kandydatem jest Zastal) była zbyt mała, nie pokrywała zobowiązań klubu, więc zysk był niewspółmierny do zagrożeń, jakie niosłaby ze sobą ewentualna kontrola z miasta. Teraz powstaje pytanie: jak prezes sprawi, żeby mimo wszystko w dniu wyborów nie było zaległości? Obawiam się, że jest sposób, który odbije się czkawką w przyszłym roku. Wtedy kolejny zarząd wyjdzie na nieudaczników, a przeciętny kibic będzie tęsknił za powrotem kochanego prezesa.
Można się oburzać na próbę przejęcia kontroli nad klubem przez prezydenta miasta, ale obiektywnie trzeba przyznać, że jeśli Falubaz ma być dotowany publicznymi pieniędzmi, a tego domagał się Robert Dowhan, to nie może być sytuacji, że te środki finansowe są poza jakąkolwiek kontrolą. W końcu bezpłatne użyczanie stadionu, jego rozbudowa i dostosowywanie do wymogów regulaminowych jest również formą dofinansowania. Miasto, wbrew temu co głosi prezes klubu, nie ma zbyt wiele korzyści z istnienia żużla, bo nawet reklama w porównaniu z nakładami finansowymi nie jest jakimś rewelacyjnym interesem. Nie daje to nowych miejsc pracy, nie ściąga nowych inwestorów. A nawet sami przedstawiciele klubu nieświadomie przyznają, że coraz więcej kibiców przychodzących na stadion wcale nie pochodzi z Zielonej Góry.
Nie mam zamiaru być tu rzecznikiem pana Janusza Kubickiego, czyli prezydenta miasta. Jestem świadomy, że wygranie przez niego wyborów już w pierwszej turze jest w dużej mierze wynikiem wypromowania siebie jako dobroczyńcy klubu żużlowego. W końcu jeszcze w 2009 roku razem z Robertem Dowhanem byli całkiem zgranym duetem. Współpraca typu „prezydent da miejskie pieniądze, a prezes klubu zadba o wizerunek” święciła triumfy. Obaj byli dobroczyńcami Falubazu, a że nie za swoje prywatne pieniądze? Takie lekkie niedopowiedzenie.
Ciekawe jak zareagują kibice, jeśli potwierdzi się informacja wiceprezydenta miasta o zarobkach prezesa klubu w wysokości 27 tys. zł miesięcznie. Sam prezes wielokrotnie podkreślał, że nie pobiera żadnych dochodów za swoją pracę w klubie. Jeśli 27 tys. zł, to praca społeczna, to aż strach pomyśleć ile wynosiłaby pensja, gdyby pracował w Falubazie zarobkowo. Coś na rzeczy ewidentnie jest. Z ciekawości zaglądnąłem do oświadczeń majątkowych radnych miasta i o ile za lata 2006, 2007, 2008 praca w klubie jest podana jako działalność społeczna, to już za rok 2010 mamy wpis, że Robert Dowhan osiągnął z tego tytułu dochód w wysokości „zgodnie z PIT 37”. To dość ogólne stwierdzenie. Zresztą w całym oświadczeniu nie ma ani jednej kwoty, więc jest ono tak naprawdę świstkiem papieru, bo nic z niego nie wynika. Skoro dochody radnych powinny być jawne, to dlaczego tak wypełniony formularz przeszedł? Ciekawostka. Wiadomo jednak, że za rok 2010 pan Dowhan osiągnął jakieś dochody z klubu, więc przestał pracować społecznie. Dziurą w zeznaniach jest natomiast rok 2009, bo wtedy z racji odebrania mu mandatu radnego nie musiał dzielić się informacjami na temat swoich wynagrodzeń. Tak z ciekawości spojrzałem jeszcze na oświadczenie Kamila Kawickiego. Tam są podane kwoty, więc każdy może je sprawdzić. Dla jasności – nie miałbym pretensji o to, że prezes pobiera pensję, gdyby uczciwie się do tego przyznał. Nie uczynił tego, więc czuję się przez niego oszukany.
Zacząłem od sukcesu Piotra Protasiewicza, a skończyłem na dochodach prezesa klubu. Trudno jest, przynajmniej mi, oprzeć się wrażeniu, że choć sportowo Falubaz jest obecnie bardzo silny, to organizacyjnie jest kolosem na glinianych nogach. Czekam na zakończenie sezonu. Wtedy okaże się zapewne jak przedstawia się prawdziwa sytuacja klubu. Obawiam się, że może być lekki dramat.