Gorzowski klub rozpoczął już sprzedaż biletów na mecz z Falubazem i choć pozostało jeszcze ponad dwa tygodnie do jego rozegrania, to w jakiś sposób ruszyła już derbowa karuzela.
Stal wprowadziła całkiem sprytny system przedsprzedaży: im bliżej do meczu tym tańsze są bilety. No tak, ale jeśli ktoś chce mieć konkretne miejsce, albo chce siedzieć w gronie przyjaciół, to nie może sobie pozwolić na oczekiwanie na tańsze wejściówki. I w tym właśnie tkwi cała przemyślana strategia. Przyznam szczerze, że kiedy zobaczyłem kwoty, jakie trzeba zapłacić za obejrzenie meczu, to przez myśl przeszło mi: ale Władek dopier….lił ceny. Myślę, że nie byłem jedynym tak entuzjastycznie nastawionym kibicem. Co prawda akurat te informacje traktuję bardziej jako ciekawostkę, bo do Gorzowa się nie wybieram, ale zaczynam się coraz bardziej obawiać tego co zrobi Robert Dowhan.
Ciężar gatunkowy najbliższych spotkań jest ogromny. Chyba nawet większy niż będzie w finale, bo nie dość, że to półfinał, to jeszcze derby, w których przegrywający odpada z walki o mistrzostwo. Mimo wszystko to co zaproponował Władysław Komarnicki jest najwyższą ceną, jaką trzeba zapłacić za miejsce ogólnodostępne w historii polskiego żużla. Czy stawki są za wysokie? Niestety chyba nie, bo pewnie trybuny i tak zapełnione będą w 100%, a sporo kibiców odejdzie od kas bez biletów. Jeśli ludzie są w stanie tyle zapłacić, to oczywiście trudno się dziwić, że ceny są takie jakie są. Niemniej jest też pewne ryzyko z tym związane.
Wiadomo, że im wyższe są ceny biletów, tym większa presja jest wywierana przez kibiców na zwycięstwo swojej drużyny. Jest to naturalne, że gdy człowiek płaci wyższą cenę, to najzwyczajniej w świecie więcej wymaga. Jeśli wynik nie będzie satysfakcjonujący, to oczywiście pojawia się uczucie oszukania przez klub, a w następstwie tego wściekłość i rezygnacja z kupienia biletu na następny mecz. Być może coś się zmieniło w mentalności żółto-niebieskich fanów, ale jeszcze kilka lat temu, gdy nie było spodziewanych wyników, to trybuny były w połowie puste. W 2008 roku po przegranej u siebie z Falubazem ludzie wręcz obrazili się na swój zespół i zbojkotowali kolejne pojedynki. Nie twierdzę, że tak może być tym razem. Chcę tylko pokazać pewne niebezpieczeństwa, które mogą wyniknąć, jeśli kibice nie otrzymają spodziewanego wyniku.
Spodziewam się, że ceny na rewanż w Zielonej Górze będą podobne, zakładając oczywiście, że Falubaz wywiezie z Gorzowa wynik co najmniej przyzwoity. Trzeba jednak wziąć też pod uwagę, że inny jest system karnetów w obu miastach. W Winnym Grodzie większość kibiców nie ma już karnetów, bo obowiązywały one tylko na pierwsze osiem spotkań, co oznacza, że ogromna frekwencja na poziomie 13 tys. kibiców przełoży się na dobre 12 tys. sprzedanych biletów. Na speedway’u trudno jest zarobić. Czeka się więc na takie mecze, żeby w sposób znaczący podreperować nadwyrężony sezonem zasadniczym budżet. Myślę, że w pewien sposób jest to wytłumaczenie bardzo wysokich cen biletów. Nie ma się co oszukiwać. Wysoka stawka wcale nie musi oznaczać dobrego widowiska. Jestem na 267%, że trener Stali będzie chciał zaskoczyć rywali torem, co najczęściej kończy się jazdą gęsiego.
Jest jeszcze jeden aspekt. Obaj prezesi klubów kandydują do senatu. Nie są dla siebie bezpośrednią konkurencją, ale też nie ma się co oszukiwać (znowu): triumf nad lokalnym rywalem jest ważnym elementem kampanii wyborczej. Pewnie inne są motywacje, bo w Zielonej Górze chciałoby się przylać prezydentowi miasta, a w Gorzowie w związku z aktualną sytuacją polityczną trzeba pewnie myśleć o ratowaniu swojej pozycji. Tak czy inaczej prezesi pewnie rozegrają własne derby, co może mniej odbije się na zawodnikach, ale na pewno podniesie ciśnienie na trybunach.
Na koniec skupię się jeszcze na emocjach wśród kibiców zasiadających na górnej trybunie w Gorzowie. Mogłem na własne oczy zobaczyć ją podczas Drużynowego Pucharu Świata i powiem szczerze, że mam spory podziw dla gorzowskich kibiców, bo do tej pory nie było tam jeszcze żadnych przykrych incydentów. O ile widoczność toru i samo oglądanie wyścigów z tej wysokości jest rewelacyjne, to poziom bezpieczeństwa jest dla mnie zerowy. Zrobiłem zdjęcie z zajmowanego przeze mnie miejsca (mniej więcej na środku wysokości górnej trybuny), gdy jeszcze niewielu kibiców było na stadionie. Miałem to szczęście, że siedziałem blisko przejścia, ale nie wyobrażam sobie masowego wychodzenia kibiców zajmujących miejsca na środku sektorów. Nie wiem kto wydał zgodę na tego typu formę zamontowania krzesełek. Mam nadzieję, że emocje nie poniosą żadnego z kibiców, bo grozi to prawdziwą ludzką lawiną.