W nawiązaniu do poprzedniego wpisu jeszcze trochę ponarzekam. Pomimo mojej krytyki i tak skorzystałem z okazji i zaopatrzyłem się już w karnet oraz nową kartę kibica, rezerwując stare miejsce na trybunach. Nie ukrywam, że nie podoba mi się polityka zielonogórskiego klubu, ale lubię przychodzić na stadion, oglądać zawody i spędzać czas w dobrym towarzystwie. Bo przecież każdy mecz jest także, a może przede wszystkim, okazją do spotkania się z kumplami.
Jak mam popierać obecny zarząd, jeśli nowa karta kibica jest kolejną próbą wyciągnięcia ode mnie pieniędzy? Dla niezorientowanych – karta kibica jest jednocześnie kartą prepaid banku BZWBK. Oczywiście, nikt nie każe mi z niej korzystać, ale jednak zwykła ludzka przyzwoitość nakazuje zachowanie chociażby pozorów dbania o mnie jako dostarczyciela pieniędzy. Tymczasem płacąc 15 zł nie otrzymałem żadnego regulaminu korzystania z karty jako środka płatniczego. Dlaczego? Bo klubowi nie zależy na tym, aby kibice ten regulamin znali. W końcu im więcej zostanie przeprowadzonych transakcji tym więcej pieniędzy trafi do klubowego budżetu. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie fakt, że zarówno bilety jak i karnety są już i tak koszmarnie drogie. Rozumiem, że żużel na wysokim poziomie kosztuje, ale przerzucanie coraz większego obciążenia na kibiców w końcu zaprocentuje odsuwaniem się ich od klubu. Ileż można?
Nie wiem ilu kibiców zapozna się z regulaminem korzystania z karty prepaid. Ja zapoznałem się i zaręczam, że warto znać zasady, bo bank nie jest i nigdy nie będzie instytucją charytatywną. Zresztą nie jest moim zamiarem krytykowanie konkretnego produktu bankowego. Bank ma pewną ofertę i zależy mu na zysku, bo takie jest jego zadanie. Mnie irytuje fakt, że klub próbuje zarobić na braku świadomości kibiców, którzy jednocześnie są największym jego sponsorem. Według mnie jest to wyjątkowe chamstwo. Wystarczy zaznaczyć, że rozpoczęcie korzystania z karty prepaid polegające na przelaniu pieniędzy na podane na karcie konto jest jednocześnie zawarciem umowy z bankiem. A to już samo w sobie brzmi groźnie. Kolejną rzeczą, do której mam sporo wątpliwości jest termin ważności karty – lipiec 2013. I co potem? Znów będę musiał zapłacić za kolejną kartę kibica? Przecież poza rezerwacją miejsca nie mam z niej żadnego pożytku. 5% rabatu na klubowe gadżety, które nawiasem mówiąc nawet po odjęciu tej kwoty są dużo droższe niż zwykłe, ale porównywalne produkty, to nie jest żadna rekompensata. Do tej pory kupiłem plecak, czapkę i ramkę na rejestrację. Więcej nie zamierzam kupować, bo jest za drogo.
Bardzo irytujące jest to, że klub zupełnie nie dba o kibiców przychodzących regularnie na stadion. Przecież kupując karnet dostarczam pieniędzy w okresie, gdy są one bardzo potrzebne. Przerwa zimowa, to brak imprez, więc jednocześnie oznacza to brak wpływów. A trzeba zapewnić zawodnikom odpowiedni poziom przygotowania do sezonu i wypełnić zapisy kontraktowe. Jeśli w poprzednich latach sprzedawano około 6 tys. karnetów, to lekko licząc przy obecnych cenach dałoby to przychód w wysokości ok. 2 mln zł. Czy mam z tego powodu jakiekolwiek korzyści? Nie potrafię teraz na to pytanie odpowiedzieć, bo tak naprawdę trzeba będzie zsumować ceny biletów i dopiero wówczas wyciągać wnioski. Dlaczego więc kupuję karnet? Bo to daje mi gwarancję, że będę miał zawsze to samo miejsce wśród ludzi, z którymi chcę się spotkać. Poza tym nie muszę stać w kolejkach po bilety. I tyle. Są to korzyści bardziej osobiste niż gwarantowane przez klub.
Nie da się ukryć, że ogromna większość karnetów jest rozprowadzana przez firmy z dofinansowaniem z funduszu socjalnego. W innym wypadku ich zakup finansowo zwyczajnie się nie opłaca, bo o ile ceny na mecze z Gorzowem, Lesznem, Tarnowem i Toruniem zapewne będą wyższe, to na pozostałe spotkania wejściówki prawdopodobnie będą kosztowały mniej. Czasem nawet dużo mniej. Póki co zakłady pracy jeszcze te karnety kupują, choć pojawiają się wyjątki. Zresztą klub przedłużył o dwa tygodnie prawo rezerwowania dotychczasowych miejsc, co może sugerować mniejsze niż zakładano zainteresowanie karnetami. Wcale się temu nie dziwię, bo jeśli ludzie płacą spore pieniądze, a potem są zmuszani do tego, żeby tłoczyć się przed bramami stadionu i tracić sporo czasu czekając na wejście, to rzeczywiście lepiej mieć w dupie taki interes i kupując bilety tylko na wybrane mecze wchodzić sobie na bilet bez kolejek.
Do powyższych argumentów dodam jeszcze ten, że podpisano umowy ze zbyt dużą ilością zawodników. Bo przecież Rune Holta nie jest tu jakoś specjalnie potrzebny i według mnie mentalnie nie pasuje do zielonogórskiej ekipy (podobnie zresztą jak Łukasz Jankowski), a Krzysztof Jabłoński może wskoczyć tylko w miejsce Jonasa Davidssona. W obwodzie jest jeszcze Alex Loktajew i juniorzy. Kontrakty kosztują, więc żużlowcom trzeba za nie zapłacić. Widać klub jest bogaty. A skoro jest taki bogaty, to po co te wszystkie szopki z miastem i żądanie dofinansowania?
Najlepszym podsumowaniem jest chyba piosenka Strachów Na Lachy – „Żyję w kraju w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch…”. Tyle, że w tym konkretnym przypadku w chuja chce mnie zrobić klub, któremu kibicuję od ponad 30 lat. Ciężko to komentować…