niedziela, 22 czerwca, 2025
spot_img
Strona głównaMoim zdaniemPrzykładowe Chabařovice kontra "wielki"speedway

Przykładowe Chabařovice kontra „wielki”speedway

Trochę udało mi się już w tym roku pojeździć i zobaczyć speedway w bardzo różnych wydaniach: od turniej Speedway Grand Prix, przez Ekstraligę, Premiership, eliminacje SEC, ćwierćfinał IMP, aż po Indywidualny Puchar Czech. Jak to zwykle bywa – mam parę przemyśleń.

Dane mi było zobaczyć imprezy różne zarówno pod względem rangi, pod względem liczby kibiców oraz ich zaangażowania, a także różnych ze względu chociażby na możliwość wejścia do parkingu czy na tor. Myślę, że tylko w tym roku zebrałem na tyle dużo doświadczeń, że mogę się wypowiedzieć na parę tematów.

Do tego co zobaczyłem na żywo dochodzi jeszcze to, co zobaczyłem w okienku telewizyjnym. Tutaj oczywiście nie trzeba za wiele od siebie dać, poza pieniędzmi i wytrwałością w oglądaniu. Za wiele okazji nie było, ale udało mi się w ten sposób zapoznać z ofertą polskiej Ekstraligi oraz Speedway Grand Prix, zarówno w kanale otwartym, jak i w kanale płatnym – relacja angielska z wyłączonym komentarzem.

Swego rodzaju „inspiracją” do napisania artykułu był (znów) wywiad z Prezesem Ekstraligi Żużlowej (10 czerwca 2025 r. na stronie ekstraliga.pl). Rozmowa była pokłosiem zamieszania w trakcie i po meczu Włókniarz Częstochowa – Sparta Wrocław, w którym sędzia pokazał dwie czerwone kartki, a komisarz toru wdał się w zupełnie niepotrzebną pyskówkę z Maciejem Janowskim. Sędzia na siłę rozgrywał mecz pomimo trudnych warunków, co doprowadziło do groźnych wypadków doświadczonych zawodników i nagle, gdy żużlowcy byli gotowi do wyjazdu na to do powtórzonego 14. biegu, zakończył spotkanie. Przedziwna historia. Do tego wyszło po czasie, że kilku zawodników gości nie powinno w tym meczu wystąpić ze względu na niezaleczone kontuzje.

W zajawce wywiadu możemy przeczytać:
– Staliśmy się zakładnikami naszej „najlepszości”, od każdego meczu wymaga się, aby dostarczał kilkudziesięciu wyprzedzeń, był przeprowadzony szybko i w idealnych warunkach, a tak się po prostu nie da – mówi Wojciech Stępniewski, Prezes Ekstraligi Żużlowej.
(Źródło: ekstraliga.pl/se/wojciech-stepniewski-jestesmy-w-pozycji-zakladnika-jakosci-rozgrywek-nie-ma-zgody-na-agresje-zawodnikow)

Tyle wstępu, który był potrzebny.

Jeśli komuś będzie zależało, to może sam ten wywiad przeczytać. Ja w subiektywny sposób odniosę się do niego. Prezes powiedział, że zarówno sędzia, jak i komisarz toru podczas meczu w Częstochowie prawidłowo wykonywali swoje obowiązki. Skoro Prezes tak mówi… Jeśli jednak nie ma przepisu określającego kontakt komisarza toru z zawodnikiem, to czy komisarzowi wolno wchodzić w dyskusję czy nie? Drugi problem polega jednak na tym, że stworzono tyle przepisów, że zwykle da się znaleźć jakiś zapis na potwierdzenie własnej wersji.

Przykład

Regulamin Torów dla Zawodów Motocyklowych na Żużlu – załączniki
Załącznik A
Część I
ZASADY PRZYGOTOWANIA TORU DO ZAWODÓW
Punkt 7.
Tor musi być tak przygotowany do zawodów, a następnie utrzymywany przed i w trakcie zawodów w taki sposób, aby jego nawierzchnia zapewniała podczas wszystkich biegów meczu płynną jazdę i możliwość wyprzedzania na całej długości i szerokości toru.

I mam subiektywnie wybrany przykład. Bardzo ważne jest tutaj słowo „MUSI”. Cóż, Artiom Łaguta napędził się po zewnętrznej i z narażeniem własnego zdrowia udowodnił, że nie dało się wyprzedzać na całej szerokości toru. Czy tor był regulaminowy? Na podstawie tego artykułu: nie. Dlaczego więc kontynuowano zawody?

Przejdę do innych kwestii. Chodzi o wspomnianą przez Prezesa „najlepszość”. Problem polega na tym, że nie ma żadnego obiektywnego kryterium, na podstawie którego można powiedzieć, że polska liga jest lepsza od angielskiej, szwedzkiej czy duńskiej. Na pewno w Ekstralidze startuje dużo więcej gwiazd, na pewno Ekstraliga najwięcej płaci żużlowcom, na pewno generuje największe koszty i na pewno ma najbardziej rozbudowane regulaminy, szczególnie te nakazujące i opresyjne.

Czy jednak samo ściągnięcie gwiazd, płacenie im wielkich kwot i budowanie stadionów za grube miliony polskich nowych złotych powoduje, że zawody na pewno będą ciekawsze od klimatycznego Pucharu Czech w Chabařovicach, na który przychodzi 100 osób? Pytanie może wydać się idiotyczne, ale w gruncie rzeczy wszystko tutaj jest subiektywne, a ogólna ocena zależy od spełnienia obietnic i oczekiwań. Ja wolę pojechać do przykładowych Chabařovic po to, żeby odpocząć psychicznie, usiąść na trawie i zwyczajnie cieszyć się oglądaniem żużla w wykonaniu ludzi, dla których jest on czystą pasją. Nikt mi niczego nie obiecuje, więc nikt nie musi wywiązywać się z obietnic. Proste.

Jak to wygląda w skomercjalizowanej wersji w Polsce? Ściganie się jest również pasją żużlowców, a przy okazji sposobem na zarabianie pieniędzy. Nie ma w tym nic złego, że przyjeżdżają do Polski do pracy, żeby potem móc jeździć dla satysfakcji. Dodatkowo jednak marketingowcy (zakładam, że zatrudnieni przez ekstraligę) obudowują ten nasz ligowy speedway całą otoczką obietnic (często bez pokrycia), które powiększają oczekiwania do poziomu, których sami marketingowcy nie są w stanie zagwarantować. Tworzony jest produkt, który ma się sprzedać tu i teraz.

Różnica między dwoma przedstawionymi światami polega w głównej mierze właśnie na oczekiwaniach lub braku oczekiwań. Czy wszystkim muszą podobać się zawody w Chabařovicach? Oczywiście, że nie. Tyle, że żużlowe świry, takie jak ja, znają oba światy, a kibice ligowi najczęściej znają wyłącznie swój i to w wersji przedstawionej przez marketingowców.

Tak na marginesie dodam, że chyba magaparadoksem jest to, że największymi hamulcowymi zmian w ekstralidze są… działacze klubowi i kibice. Dokładnie ci sami kibice, do których kierowana jest oferta. Mamy efekt w postaci realizowania transmisji podobnie jak było to 20 lat temu. Przesadzam. Wprowadzono dron. Poza tym krzykacz jako komentator, gadające głowy, nie nie wnoszące wywiady z parkingu. Stworzono zamknięty krąg.

Wspomniana przez Prezesa „najlepszość”, której to ekstraliga niby pada ofiarą, wynika właśnie z marketingowego wizerunku, tworzonego głównie pod telewizję, którego w całości zwyczajnie nie da się zrealizować. Nie chcę przez to powiedzieć, że sam produkt jest obiektywnie zły czy kiepski. Chodzi mi raczej o to, że jest on w założeniu kierowany do klienta, który wie tyle ilu mu powiedzą tzw. eksperci. Nie da się zmusić zawodników opresyjnymi przepisami do poprawienia jakości, bo problem nie leży w zawodnikach, a w obietnicach marketingowców. To jest produkt skierowany do klientów nieświadomych.

Jeśli mam piwo (niech to będzie porter bałtycki, bo to mój ulubiony gatunek piwa), to raz na jakiś czas jestem w stanie kupić jedną czy dwie sztuki na spróbowanie/leżakowanie za 10 czy 12 zł, ale w życiu nie wydam 500 zł na zakup pakietu 20 sztuk, zawierający dodarkowo jakieś instrukcje, szkła i nne niepotrzebne mi rzeczy. A tak w dużym uproszczeniu wygląda właśnie polityka ekstraligi. Nie dość, że mam zapłacić dużo za dużo, to jeszcze dostaję w zestawie całą zgraję krzykaczy, którzy mówią mi, kiedy wyścig jest ciekawy. I nie mogę ich wyłączyć, chyba że zupełnie ściszę głos, czyli stracę zupełnie jeden z przekazów, za który mam zapłacić. Już sano podejście ekstraligi pokazuje, że produkt jest skierowany do wybranej (czyli w gruncie rzeczy bardzo ograniczonej) grupy ludzi z tzw. żużlowych miast, co praktyce oznacza okoliczne powiaty. Produkt kierowany jest do ludzi, którzy nigdy w życiu nie widzieli przykładowych Chabařovic, nie wiedzą, że one istnieją i ma im wystarczyć to, co wydaje im się, że znają. Próbowałem parę razy rozmawiać, ale skupienie się przede wszystkim na swoich drużynach, ewentualnie swojej lidze powoduje, że wymiana doświadczeń jest właściwie niemożliwa. Zwyczajnie nie jest przyjmowana inna wersja żużla niż znana z telewizji.

I tu jest właśnie problem ekstraligi. Nie chodzi o zbyt wysoki poziom produktu zaproponowany kibicom, czyli klientom, a o niezgodność produktu z obietnicami i konieczność ograniczania żużlowców dziesiątkami stron regulaminów, żeby czasem klienci nie domyślili się, że rzeczywistość po zrzuceniu maski wygląda zupełnie inaczej.

Pisałem o tym wielokrotnie, ale jeszcze raz napiszę. Nie rozumiem skąd bierze się różnica w kosztach działania polskich klubów w porównaniu do klubów brytyjskich, szwedzkich, duńskich, czeskich czy niemieckich. Przecież w Polsce są kolosalne pieniądze od telewizji, sponsora ligi, samorządów, sponsorów, kibiców zapełniających stadiony. Jak to możliwe, że przy takich dochodach wiele klubów ledwie wiąże koniec z końcem, czasem kończąc sezon na minusie? Przecież wielu znanych i wcale nietanich żużlowców jeździ w innych ligach i tam kluby stać na nich bez wsparcia lokalnych polityków, samorządu, Spółek Skarbu Państw, przy dwóch czy trzech tysiącach kibiców na trybunach. Czy ktoś może mi to wytłumaczyć?

Dlaczego w Polsce buduje się lub remontuje stadiony za grube miliony złotych? Po co montuje się siedziska lub krzesełka, skoro ludzie i tak oglądają zawody na stojąco? Tylko po to, żeby wszystko ładnie wyglądało w telewizji? Po co te koszty ponoszone przez samorządy? Przecież poza Polską kibicom wystarczy miejsce, z którego mogą oglądać zawody. Często przynoszą koce, własne rozkładane krzesełka. Wyjście na żużel jest związane z przygotowaniem i całym rytuałem. Można taniej? Oczywiście, że można. Tylko wtedy produkt jest jakiś taki mniej prestiżowy. Szczerość nie pomaga w sprzedaży, zwłaszcza, gdy produkt wciska się ludziom, których on tak naprawdę nie interesuje.

I tu zacznę przechodzić do zakończenia z moim subiektywnym podsumowaniem. Niezależnie od tego ile pieniędzy wyda się na jego promocję, speedway był, jest i będzie sportem prowincjonalnym. I to jest jego rzeczywistość, to są jego korzenie i to jest jego siła. Tu zawsze będzie kurz i hałas. Tutaj raczej nie przychodzi się w kościołowych strojach.

Czy w naszym kraju jest inaczej? Na pewno są inne stadiony, inne pieniądze, jednak jeśli stanie się z boku i popatrzy na tą naszą ekstraligę, to ona dalej jest prowincjonalna, pomimo bardzo drogich prób udowadniania, że jest inaczej. Można oczywiście zaprzeczyć i powiedzieć, że nawet najmniejszy żużlowy ośrodek w Polsce, czyli Rawicz, jest miastem powiatowym, a nie gminą czy wsią. Przecież 12 z 18 miast wojewódzkich ma tory i drużyny żużlowe. Tak, to prawda, ale…

W sześciu miastach wojewódzkich speedway albo ledwo zipie, albo jego rozpoznawalność wśród mieszkańców miasta jest żadna. Jeśli na meczach frekwencja na poziomie 1% mieszkańców jest właściwie nieosiągalna, to trudno określać je jako żużlowe miasta. Tam, gdzie faktycznie przychodzi po 10 lub więcej tysięcy ludzi, okazuje się, że niekoniecznie jest inaczej. Po prostu spora część (nierzadko połowa lub więcej) przyjeżdża na mecze z zewnątrz. W jednym z miast, gdzie teraz nie da się szpiki wcisnąć, jeszcze 8 czy 10 lat temu pies z kulawą nogą nie pojawiał się na stadionie. Pieniądze SSP, promocja, marketing i mamy pełny stadion. Nie ma pieniędzy, nie ma kibiców…

Popatrzmy na dwa produkty, za które płaci dokładnie ta sama telewizja: ekstraklasę piłkarską i ekstraligę żużlową. Ostatni, najwyższy w historii, kontrakt na transmisję ekstraligi żużlowej na lata 2026 – 2028 jest niższy od rocznych pieniędzy płaconych za wyśmiewaną ekstraklasę piłkarską. A przecież w lidze żużlowej mamy wszystkich najlepszych zawodników świata. Porównajmy skalę medialną niedawnej afery w piłkarskiej reprezentacji Polski z przedsezonową aferą z żużlowej reprezentacji Polski. Dopiero w tym kontekście widać jak bardzo regionalnym produktem jest żużel.

Na koniec podsumowanie. Nie ma sensu wstydzić się prowincjonalności, która tak naprawdę jest siłą speedwaya. Ja rozumiem, że zebrała się grupa inwestorów, którzy stwierdzili, że da się zarobić na speedwayu. To nie moja bajka, bo żużel jest integralną częścią mojego życia (miałem szczęście spotkać Kobietę, która to akceptuje). Nie wiem czy ci ludzie z ekstraligi są wierzący czy nie, ale na Boga, zacznijcie wreszcie kierować swój produkt do ludzi, którzy mogą być nim zainteresowani, zamiast kierować go w kosmos.

Żużel jest podobny do muzyki metalowej. Albo się to kocha, albo nie. Tutaj nie ma nic pośredniego. Można być oczywiście fanem zespołu Metallica i nie cierpieć thrash metalu – kwestia mody, czyli naśladowania innych. Tak jak metal, poza nielicznymi wyjątkami, pozostanie muzyką fanów lojalnych wobec twórców, kupujących legalne wydawnictwa, legalne gadżety i odwiedzających kluby z koncertami, tak samo speedway – na przekór biznesmenom – pozostanie sportem ludzi, którzy chcą się ekstremalnie ścigać i tych, którzy chcą to oglądać.

Czekam na kolejne wywiady z Prezesem ekstraligi…

Poprzedni artykuł
POWIĄZANE ARTYKUŁY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Informacje

Startuje czeska prowincja

Na stronie czeskiej federacji pojawiły się dokumenty dotyczące zawodów na trzech najbardziej prowincjonalnych torach. Dla każdego z tych obiektów będą to jedyne imprezy klasycznego...

Sporo żużla w czerwcu w Czechach

Czerwiec jest wyjątkowym miesiącem w terminarzu żużlowym naszych południowych sąsiadów. Na ten okres zaplanowano zawody aż na 9 z 11 czynnych owali w Czechach....

Startuje sezon w Finlandii

W sobotę 24 maja odbędą się pierwsze zawody w Finlandii. Jeśli dobrze zrozumiałem, będą to łączone w ramach jednej imprezy IM Finlnadii we flat...

Michael Härtel zawiesza/kończy karierę

Pamiętacie jedyny w swoim rodzaju tor w Neustadt/Donau (po polsku Nowe Miasto na Dunajem)? Ostatnie zawody rozegrano tam 15 maja 2022 r. Miałem możliwość...

Nadchodzące wydarzenia